Duńska sztuka straszenia zrodło
http://polskatimes.plJeżeli Lars von Trier, 53-letni duński spec od konsternowania kinowej publiki, umyślił sobie, że przywiezie do Cannes swój najnowszy horror "Antychryst" i wywoła kolejny skandal, to nie pomylił się ani trochę.
Przed festiwalową salą projekcyjną ostawiły się kolejki już na kilka godzin przed zapowiedzianym seansem. A potem też było gorąco: w trakcie pokazu jedna osoba zwymiotowała, połowa widzów wyszła przy akompaniamencie gwizdów, a reszta też miała miny więcej niż niewyraźne.
Ale "Antychrystowi" wcale to nie zaszkodziło. Jury doceniło klasę mistrza i choć nie wręczyło mu ostatecznie mieniącej się złotem palemki, uznało na pociechę za najlepszą aktorkę imprezy Charlotte Gainsbourg, która gra u von Triera jedną z dwóch głównych ról. Cynicy z filmowego światka ukuli natychmiast plotkę, że jej laur wcale nie jest zasługą jej powalającej gry, a tym bardziej urody (faktycznie, Charlotte cielesnym powabem nie grzeszy), tylko skutkiem jej śmiałych rozbieranek na planie filmowym.
Teraz dzięki temu salomonowego werdyktowi szefowej jury Isabelle Huppert, "Antychryst" może ruszyć w triumfalny pochód po światowych kinach (do Polski trafi już w najbliższy piątek i to w wersji nieocenzurowanej). I będzie na co popatrzeć, bo przebiegły Duńczyk bardzo się postarał, żebyśmy podczas 100-minutowej uczty nie nudzili się ani przez moment. Zresztą, temu, kto przyzna się, że na którymś z filmów von Triera przysnął choćby na moment, z przyjemnością oddam swoje zaproszenie na piątkową premierę.
Bo w "Antychryście" jest mroczno i groźnie. Akcja toczy się na odludziu, w starym domostwie, do którego wyjeżdżają sławny psychiatra (wcielił się w niego Willem Dafoe) i jego małżonka, która też para się atrakcyjnym fachem, bowiem bada historię prześladowań czarownic w wiekach średnich. Chcą zaszyć się przed światem i ukoić ból po stracie dziecka. Ale relaksująca wilegiatura na leśnym runie nie jest im dana od chwili, gdy do fabuły miesza się przerażająca siła o kosmicznej mocy, która melancholię bohaterów zamieni w krwistą kipiel, przy której "Teksańska masakra piłą mechaniczną" wydaje się gaworzeniem bobaska.
W wywiadach von Trier wyznał, że kręcenie "Antychrysta" było dlań kojącą terapią na kąsającą go depresję, która dopada go od chwili, gdy zajął się kinem. Może dlatego nasączył swój film, oprócz eschatologicznej grozy i zatrważającej przemocy, także potężną dawką seksualnych wygibasów w wykonaniu aktorskiej pary. Ostry seks jako remedium na metafizyczne zło - to mogło wykluć się tylko w zmaltretowanej szokującymi ideami głowie autora "Idiotów".
A ów klimat przerażającej niemocy, w który wpadają z pluskiem psychiatra i jego erudycyjna żona, zawdzięczamy nie tylko zdjęciom Anthony'ego Doda Mantle'a (z równą zręcznością kręcił tekturowe plenery w "Dogville", jak i barwne slumsy Bombaju w "Slumdogu. Milionerze z ulicy"), ale też nadwiślańskiej firmie Platige Image, którym von Trier powierzył stworzenie efektów specjalnych "Antychrysta" i obróbkę obrazu. To naszym rodakom zawdzięczamy, że przeżyjemy na tym filmie chwile tak ukochanego przez nas strachu.
"Antychryst", 2009, reż. Lars von Trier, dystr. Gutek Film, premiera 29.05