Ogólne > Hydepark

integracja z Duńczykami, kultura, wartości

<< < (4/8) > >>

Jomir:
:) az mnie palce swedza, ale musze poczekac az wroce z wakacji. Klepanie literki po literce na telefonie przekracza granice mojej cierpliwosci :)

happybeti:
Na początku- dzięki, zpat, za dobre słowo :). Miło mi się zrobiło :).

A teraz o "mojej " Danii...
Jolcze- po przeczytaniu Twoich postów stwierdzam (autorytatywnie, a jakze ;) ), że po prostu....miałaś strasznego pecha! Nie dość, że "pipidówka" hermetyczna, to jeszcze teściowie tacy , jak z czarnej komedii... ::)...
Doskonale rozumiem Twoje odczucia- gdybym ja przez 3 lata "odbijała się" od ludzi, jak od muru, tez by mi ręce opadły.
Ale, uwierz, NAPRAWDĘ Dania nie jest taka i Duńczycy nie są tacy...
Dam ci jeden przykład, bardzo charakterystyczny, dla postrzegania Duńczyków przez inne nacje.
Niedawno kupiliśmy dom.
Teraz co weekend jeździmy tam, sprzątamy, remontujemy, odnawiamy, by na jesień był już taki, jaki chcemy (dom po deadmanie, " z dobrodziejstwem inwentarza" , więc sprzątania ogrom).
Sąsiedzi zza płotu - cudowni :)!
Tak otwarci, pomocni, rozmowni :).
Sami przychodzą , pytając, czy w czymś nie mogliby pomóc.
Zapraszają od pierwszego dnia naszą córeczkę, by sie bawiła z ich synami. (Ostatnio sasiad stwierdził, że musimy zrobić furtke między naszymi "posiadłościami" , by dzieci mogły sobie przechodzić bezpiecznie, nie idąc poboczem jezdni- bo podawanie ich sobie "górą", przez płot ,niedlugo będzie zbyt uciążliwe ;) ).
Ostatnio mieli rodzinny "fest" - gościli siostrą pani domu z męzem i dziećmi, rodziców.
Naszą córeczkę bezceremonialnie "zagarnęli" też - i - ku mojemu zdumieniu- prezent dla niej, jak dla innych dzieci, też był przygotowany...A gdy poszłam ją zawołać , no, bo nie chciałam, by za długo im "na głowie siedziała", no i czas był na nas też, by wracać do domu , zaczęli gorąco protestować , że nie , ze właśnie mieli nas wołać na " kubek kawy" i ciasto i "grilla" ...Niestety, było już zbyt późno, byśmy mogli z zaproszenia skorzystać, więc przeprosilismy serdecznie i stwierdziliśmy obustronnie, że "następnym razem" :).
Po co to opisuję- bo potem opowiadałam o tym znajomym, którzy pytają, jak tam nowy dom, jak sąsiedzi itp.
I- jedna koleżanka stwierdziła "Ojej, całkiem jak nie Duńczycy" .
A druga "Tak, oni właśnie tacy są. Jak my kupiliśmy dom i urodził się nasz synek, to też przyszli, z kwiatami, prezentami dla Małego" .
"Moja " Dania jest otwarta, przyjazna i uśmiecha się do mnie.
Nigdy nie miałam problemów w relacjach z Duńczykami.
Pamiętam początki mojego mieszkania tu, gdy z wózkiem zasuwałam z córką do dagpleje i babcie takie, o balkonikach, zagadywały nas serdecznie. A gdy tłumaczyłam, że dopabuse przyjechaliśmy i nie mówię jeszcze po duńsku, bez problemu przechodziły na angielski i konwersacja trwała.
W SKAT, Kommune - wszędzie spotykałam się z pomocnością urzędników , nawet wręcz wykraczającą poza ich obowiązki (pani w SKAT, która "sama z siebie", przy okazji, stwierdzila, że podwyższy nam fradrag, czy pani w Kommune, która "sama z siebie" zapisała mi dziecko do dagpleje,na listę oczekujących, mimo, iż dopabuse zaczynaliśmy załatwiać sprawy związane z pobytem tu i dziecko nie miało jeszcze ani CPR, ani nawet "rejestracji pobytu"- mrugnęła tylko do mnie i stwierdziła, że na te formalności trzeba trochę poczekac, a szkoda czasu, niech już dziecko będzie na liscie ).
A gdy córka poszła do przedszkola, to juz w ogóle "kontakty międzyludzkie" rozwinęły się do tego stopnia, że czasem "opędzić się trudno"  ;D. Bo poprzez dzieci, które zaprasza sięnawzajem "na zabawy" , te kontakty nawiązuja się naturalnie. I, oczywiście, z jednymi rodzicami są bardzo luźne, z innymi bardzo przyjazne i ścisłe. Jak to w życiu  8).

I, wybacz, Jolcze, ale to TY i TWOJE podejście jest problemem.
A, wiesz, dlaczego?
Wystarczyło JEDNO zdanie z Twojego postu : " Na szczęście nie myli mnie ich uśmiech" .
Jeśli masz takie podejrzliwe i nieufne podejście , nie dziw się, że świat odpłaca Ci tym samym.
Ja biorę uśmiech urzędnika, sąsiada, kolegi z pracy  czy wychowawczyni w przedszkolu za dobrą monetę i go szczerze odwzajemniam. I, jak do tej pory, NIGDY się nie "przejechałam" .

Taki cytat z piosenki mi chodzi po głowie :
"Świat jest jak lusterko
Odbija to, co robisz
Uśmiecha się do Ciebie
Gdy uśmiechnięta chodzisz".

Z teściami, owszem, trafilaś pechowo- trudno- przestń to przeżywać i rozpamiętywać, bierz ich, jakimi są i pogódź się z tym. Wypracujcie sobie OBOJE z mężem jakiś "bezkolizyjny" sposób na kontakty z nimi i tyle.
Natomiast co do "reszty świata" - no, NIE WIERZĘ , po prostu nie wierzę,by WSZYSCY byli AŻ TAK okropni.
Córkę masz w wieku "bliskoprzedszkolnym" .
WYKORZYSTAJ TO.
Jako szansę na "nowy start", "nowe otwarcie ".
Prowadź "otwarty dom", zapraszaj dzieci, organizuj kinderbale - gdzie rodzice, jeśli będa mieli czas i ochotę (pamiętaj, że są zapracowani i czasem marzą tylko o odpoczynku w czterech scianach), TEŻ mogą przyjść i dostać kawę, ciasto i lampkę wina oraz talerz dobrych serów  ;).

U mnie to działało :)

A TEŻ mieszkam na wsi, "kaereste" mam Polaka i powinno, teoretycznie , być mi trudniej.


A jeszcze "z innej beczki", gdy ostatnio robiłam urodziny i postawiłam w tym roku na polskie menu, z BIGOSEM włącznie  8) ;D :P, goście zajadali się , aż miło !  8) I bardzo chętnie próbowali każdej potrawy , a ja im opisywałam jej tradycje, przy jakich okazjach je jadamy itp. Stwierdzili, że polska kuchnia jest niesamowita- taka bogata i urozmaicona , i ma tyle możliwości.

A jeszcze co do dwujezyczności dziecka- w naszej Kommune bardzo poważnie do tego podchodzą i wszystkie dzieci objęte opieką "instytucjonalną" , od dagpleje czy żłobka począwszy, mają do dyspozycji panią pedagog  , która z nimi pracuje.
I na początku wręcz ZABRONIŁA nam mówić do dziecka po dunks- nie tylko ze wzgledu na to, że słabo jeszcze mówiliśmy w tym języku.
Ale powiedziała cos mądrego- że my , jako obcokrajowcy, nie będziemy w stanie , na tym wczesnym etapie, przekazać dziecku "języka uczuć". Że tylko w swoim ojczystym języku możemy dziecku to dać - a to kluczowa rzecz w rozwoju tak małego dziecka. I generalnie ustalenie było takie : "Wy się zajmijcie rozwojem języka polskiego u dziecka, a o dunski się nie martwcie, juz my sobie z tym poradzimy".
Gdy w zeszłym roku, mając 4 lata, córka miała robiony test poziomu języka, okazało się, że jest na poziomie duńskich rówieśników. Może nie tych "topowych", ale wśród "sredniaków" spokojnie się mieściła.
Inna jeszcze rzecz, że dwujęzyczność rozwija mózg dziecka i ogólnie jego zdolnościintelektualne.
Więc mów do dziecka po polsku i nie przejmuj się opinia teściów, którzy, jak sądzę, nie są w tej sprawie autorytetami.
Ok, muszę lecieć:)



Jolcze:
Dziękuje za odp. Happybeti,

Rzeczywiście róznica kolosalna,
z tego co opisujesz.
Bardzo chciałabym mieć takich sąsiadów, znajomych Duńczyków.
Tego u nas cholernie brakuje.
Pomoc sąsiedzka... w naszych stronach nie do pomyślenia.
I naprawdę tu niczego nie naginam, nie koloryzuję.
To samo ze starszymi ludźmi - ci to najmniej kontaktowi i uprzedzeni.

Także nie sądzę, że to kwestia mojego nastawienia.
No może teraz, jak mi ręce opadły.
Po prostu seria wielu "zdarzeń",
które stopniowo człowieka wyautowują.
Bo przyjechałam tu pełna energii, nadziei, z wiatrem w żaglach.
Więc najwidoczniej miałam pecha, zlądować akurat w takim miejscu.
echh

happybeti:
Jolcze, ale mam nadzieję, że tak łatwo się nie poddasz :).

Tak, jak już Ci pisałam- wykorzystaj okazję, gdy córeczka pójdzie do przedszkola, na "nowe otwarcie" .
Angażuj się w sprawy przedszkola.
Nie wiem, jak tam u Was będzie, ale u nas wciąż organizowane są różne wspólne aktywności- nie tylko "czyny spoleczne rodziców", ale i zwykłe "piątkowe kawki"  czy wspólne wypady gdzieś do lasu czy na plaże, czy nawet jakieś działania w przedszkolu, typu robienie z dziećmi dekoracji na Jule czy przygotowanie Dnia Dziadków- okazji jest mnóstwo, by miec z innymi rodzicami kontakt.
Mam nadzieję, że i Ty znajdziesz kogoś fajnego- nikt nie mówi, że musisz mieć tych duńkich znajomych na pęczki. wystraczą 2-3 rodziny, byś od razu inaczej się poczuła- czego Ci życzę :).
Trzym się :)

Jomir:
No dobra :) nie zdzierzylam. Poprosilam przyjaciolke o dostep do komputera i jestem :)
Zaczne od tego, ze faktycznie ludzie na polnocy sa specyficzni. Dunczycy smieja sie z nich, ze sa chorobliwie oszczedni, mysle, ze krazy o nich rownie duzo dowcipow co o polskich Poznaniakach.

Natomiast co do reszty to musisz po pierwsze uzbroic sie w cierpliwosc i dac cos od siebie.
Wspolczuje klopotow z rodzina, ale coz, w Polsce tez mozna znalezc tysiace kawalow o tesciowych i skads musza sie brac :)
Co do znajomych, urzednikow, Betka juz CI duzo napisala, jezeli podchodzisz do nich jak do jeza, to i oni do Ciebie tez.
Nigdy nie spotkalam sie tutaj z nieuprzejmoscia urzednikow, choc faktycznie czasem z niekompetencja, ale to tez pewnie zdarza sie wszedzie. Prace musisz sobie niestety sama znalezc, a przepisy odnosnie nauki sa jakie sa. Sama musisz sobie znalezc droge i pozniej juz na nia wkroczyc. Mysle, ze w Polsce rowniez nie ma prowadzaczy za raczke. Trzeba sobie radzic samemu, znalezc pomysl na siebie itp.
Nie wiem co to jest grafik DPT, ale brzmi jakos interesujaco, i jaks trudno mi uwierzyc, ze ciezko znalezc prace a takim zawodzie. Ale znow, musisz szukac sama, wertuj ogloszenia o prace, moze na poczatek w niepelnym wymiarze, moze miejsce praktyki itp. Szukanie pracy, nawet Dunczykowi zajmuje kilka miesiecy. Moj wlasny maz informatyk, szukal jej 7 miesiecy.

Jezeli chodzi o przyjaciol, to przyjaznie buduje sie tu dlugo, ale za to sa trwale. Z Polakiem mozesz sie zaprzyjaznic w piec minut, ale rowniez w piec minut staniesz sie jego smiertelnym wrogiem.
To zupelnie naturalne, ze maz ma swoich przyjaciol, a Ty swoich. W malzenstwe musi byc miejce na wlasny swiat, inaczej idzie sie udusic.
Moj maz ma swoich kolegow, ja swoje kolezanki, mamy rowniez wspolnych.
Ja swoich znajomych poznalam w rozny sposob, jedna przyjaciolke przejelam od meza :) jego byla dziewczyne, z ktora pozostawal w przyjaznych stosunkach, ktora poznalam tuz po przyjezdzie. Teraz to juz maz mnie pyta co u Anny, goscimy ja wspolnie, odwiedzamy wspolnie, ale oprocz tego wypadam z nia na babskie ploty.
Jednak najwiecej znajomosci, rowniez calorodzinnych nawiazalismy przez corke.
Jestesmy w trwalych kontaktach z rodzina corki kolegi z dagpleje, a okres przedszkolny, doslownie wysypal :)
Jak Betka pisze, zapraszasz dziecko na zabawe, rodzice przyjezdzaja je odebrac, i tak juz jest.
NIektore kontakty sa slabsze, a niektore zupelnie trwale.
Nie oceniaj rodzicow po minach, sama wiesz, ze czlowiek jak zestresowany, zapedzony, bywa pograzony we wlasnych myslach.
MOja najlepsza przyjaciolka jest pewna mama, ktorej nigdy nie lubilam z wygladu. A jak wpadla do nas odebrac corke, to wyszla po czterech godzinach.

Mowisz, ze ludzie niechetni sa do spotkan.
Ja tak ostatnio patrzylam na nasze zycie. Odbieramy mala z przedszkola o 16, i najczesniej lecimy na jakies zajecia albo jej, albo nasze. Pozniej ja bawie sie z corka, maz robi kolacje. Kapiemy mala, kladziemy spac, bierzemy psy na spacer i jest 21. Nie ma jakiejkolwiek mozliwosci na jakies spotkania toarzyskie. Przychodzi weekend, to i owszem, od czasu do czasu spotkamy sie z kims, ale najczesciej zima, bo od wiosny do jesieni jest zawsze cos do zrobienia w ogrodzie czy domu. Aczkolwiek w sezonie letnim zapraszamy mieszczuchow na odetchniecie swiezym powietrzem.

Sasiedzi - jak tylko sie wprowadzilismy, to wszyscy sie z nami poznali, zaprosili na ciasto, a teraz juz wszystko toczy sie zwyklym zyciem, czesc-czesc i tyle. Patrz wyzej czas. Oczywiscie jak jest akcja plot, to jest akcja plot :)
Mamy jedna baaardzo zaprzyjazniona sasiadke zza plotu. Ma nasze klucze od domu, dokarmia swinki, jak nas dluzej nie ma w domu, to przychodzi pogadac z psami i wypuscic ich na siku. Moja corka do niej chadza jak do babci. Oni zawsze pamietaja o urodzianach mojej corki, swietach, maja zawsze dla niej prezenty, wiec zaczelismy zapraszac ich na rodzinne imprezy. W taki sposob, mamy naprawde dobrych sasiadow, a i w razie godziny W, opieke nad corka, gdy jest chora. To ludzie kolo 60, nie maja jeszcze wlasnych wnukow i wizji na nich, choc maja dwoch synow. Zdradze Ci, ze znow, z wygladu byli najmniejsympatyczni i nie przyjecieli z ciastem na dzien dobry, a poznalismy sie dopabuse po jakichs trzech latach mieszkania przez plot. Wiec znow sie sprawdza zasadza - nie sadz po minie. :)

Mysle ze zaczyna doskierac Ci samotnosc, stad gorycz. Musisz wyrwac sie z domu, zaczac budowac swoj swiat wokol. Dobrze, ze masz dobrego meza, ale wlasny swiat tez jest potrzebny.

A teraz lece :) moj przedostatni dzien w Anglii :)

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Idź do wersji pełnej