Futra i bizuterie mozna pozyczyc od sasiadow.
Jezeli o cos beda pytali, to raczej o posiadane nieruchomosci tudziez stan konta.
Nie znam zupelnie amerykanskiej mentalnosci, ale wiem, ze na Dunczykach futra i kapiace zewszad zloto robia zle wrazenie.
Mojej corki nikt o to nie pytal - poszla prosto ze szkoly w dzinsach, podkoszulce i balerinkach (upal byl, wiec w futrze ciezko by bylo).
Zlota tez nie miala, ale wize dac chcieli.
O Stan konta tez nie pytali, ale przeciez czegoz sie mozna spodziewac po biorcy SU
Aczkolwiek mysle, ze znaczenie mial jednak fakt, ze jej cala rodzina mieszka w tutaj, a dwa pokolenia przed nia sa juz polsko-dunskie (o to pytali), a do Stanow chciala tylko ona.
Swoja droga coz moze w Stanach robic dziecie, ktore wciaz jeszcze u rodzicow na garnuszku i pracy powaznej jeszcze zbytnio nie doswiadczylo. W takich Stanach mialaby probowac? Kiedyz przeciez tu tez moze?
Powyzsze rozwazania snuje bo sama bym chciala znalezc odpowiedz w obliczu Waszych wypowiedzi; czemuz ambasada byla dla niej az tak laskawa. Przyznam szczerze, ze sama sie Ta laskawoscia zdziwilam. Nie chcialam dziewczyny zniechecach, wiec kazalam jej isc do amabasady, ale nie przypuszczalam, ze otrzymanie wizy bedzie mozliwe, zwlaszcza, ze wyjazd do Stanow mial byc najpozniej za 2 tygodnie.
Aha... przypomnialam sobie rowniez, ze corka w ambasadzie okazala rowniez, ze ma oplacone szkole jezykowa w Hiszpanii od polowy lipca. BYc moze akurat to bylo przekonywujace?
W koncu ktos, kto ma juz gotowe wakacje, nie zostanie w Hameryce by tyrac.
A przeciez tego najbardziej obawiaja sie Amerykanie.
Swoja droga czytalam kiedys, ze Stany akurat chca mlodych ludzi mowiacych dobrze po angielsku - swieza, zdrowa, sila robocza, ktorej nie trzeba uczyc jezyka, w miare elastyczna do przyuczenia. Aczkolwiek... dziennikarze, rozne rzeczy wypisuja.