poloniainfo.dk

Największy portal polonijny w Danii.
 

Aktualności:



Autor Wątek: Co o tym sadzicie?  (Przeczytany 87166 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline jaro-de

  • Młodszy
  • *
  • Podziękowania
  • -Dane: 0
  • -Otrzymane: 0
  • Wiadomości: 61
  • Reputacja: +0/-0
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Co o tym sadzicie?
« Odpowiedź #165 dnia: 20 Mar 2010, 12:23:31 »
POLGASTROL  ;)

Offline art1

  • Młodszy
  • *
  • Podziękowania
  • -Dane: 0
  • -Otrzymane: 0
  • Wiadomości: 51
  • Reputacja: +0/-0
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Co o tym sadzicie?
« Odpowiedź #166 dnia: 20 Mar 2010, 14:33:15 »
U FlaCHURRY :)

Offline Solvej

  • Doświadczony
  • *
  • Podziękowania
  • -Dane: 5
  • -Otrzymane: 9
  • Wiadomości: 911
  • Reputacja: +34/-32
  • Płeć: Kobieta
Odp: Co o tym sadzicie?
« Odpowiedź #167 dnia: 20 Mar 2010, 14:47:18 »
hahaha "U fLachurry" brzmi jak bar mleczny ;)swietne

Offline Fachurra

  • Początkujący
  • *
  • Podziękowania
  • -Dane: 0
  • -Otrzymane: 0
  • Wiadomości: 47
  • Reputacja: +0/-0
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Co o tym sadzicie?
« Odpowiedź #168 dnia: 25 Mar 2010, 17:17:03 »

OBÓZ PRACY 86

 

Nasz projekt gastronomiczny zaczyna nabierać realnych kształtów.  Rumcajs zna angielski i załatwia formalności. Oficjalnym właścicielem lokalu będę ja, żeby Rumcajsowa była żona, nie mogła się czepiać o zaległe alimenty. Nie wiem po co Rumcajs chce spisywać ze mną umowę. Nie wierzy mi, czy co? Ale jak chce to niech ma. Każdy z nas inwestuje po 10.000 Funtów. Rumcajs jest cichym udziałowcem i właścicielem 51% firmy , moich jest 49%. Rumcajs powiedział, że tak to musi być, a on się na interesach zna. Tylko matematycznie coś mi się to nie zgadza. W umowie jest jeszcze dużo innych punktów, ale Rumcajs mówi że to tylko czysto formalne i nie mają żadnego znaczenia. Kiedyś, jak się nauczę angielskiego, to sobie to sam przeczytam. Byliśmy w kilku urzędach i wszędzie musiałem podpisywać różne papierzyska. Dobrze, że mam Rumcajsa, bo bez niego nie wiedziałbym nawet co podpisuję. Wprawdzie tak też nie wiem, ale gdyby to było coś podejrzanego, to Rumcajs by mnie ostrzegł. Ciągle jeszcze myślimy nad odpowiednią nazwą naszego lokalu. Ta nowa nazwa musi być być zrozumiała dla wszystkich. Dla Polaków, dla Anglików, ale także dla innych przechodzących ulicą Hindusów, Eskimosów czy nawet Ślązaków i Górali! Musi z niej, jasno dla wszystkich wynikać, że to właśnie tu i tylko tu, można najlepiej wypić, zjeść i się zabawić. Że panuje miła, rodzinna, ciepła, domowa atmosfera i że powinno się
cały wolny czas spędzać tylko u nas! Napisałem nawet w internecie apel do Polonii, żeby coś mi pomogli wymyślić. życzliwi ludzie z  Anglii, Szkocji, Irlandii, Niemiec,Norwegii, Szwecji, Danii,USA, a także i z Polski, przysłali mi dużo ciekawych propozycji nazwy lokalu. "Fachurra Polish Pub & Restaurant", "Abonamencik", "U Fachurry- smacznie i bąbelkowo", "Pod Rudym Wąsem", "Wąsate Czasy", "Wąsate wygibasy", "Cypisek", "Haneczka", "Zaholecki las", "Bar mleczny", "U FlaChurry", "Polgastro", "Sweet Home w domu u Fachurry", "Słowiańska Dusza","Polska Oaza", "Zacisze", "Mazowsze", "U Fachury", "Polonia", "U Kasieńki", "Pod Ułanem", "Konsul", "Starówka", "Pod Żubrem", "Dębowa""Polonijne klimaty", "Polonijne jadło", "Żarło Fachurry", "Fachurra i Polonia", "Milk Bar", "Gumofilce", "Adidaski"... Nie wiemy na którą się zdecydować. C.d.n.





[Posted on: 22 Mar 2010, 15:47:45]

OBÓZ PRACY 87

 Dziś odbyło się oficjalne przekazanie nam lokalu. Jakiś wyżarty Anglik (chyba właściciel budynku) skasował naszą forsę. Zakręciła mi się łezka w oku, jak wyciągałem z majtek moją kopertę, żeby ją dać temu grubasowi, który podpisał nam coś i poszedł. Tyle pracy, poświęceń i wspomnień wiąże się z tą kopertą. No cóż. Do odważnych świat należy! Ten typ, który prowadził „Polo Pub” do tej pory, Elvis Koziolek, to potomek Polaków, którzy uciekli przed komuną do Anglii, zaraz po wojnie. Wychowany w dobrobycie, nie mający pojęcia o polskiej sztuce improwizacji i kombinacji, bo tego nasz naród nauczył się tak naprawdę dopabuse w czasach demokracji ludowej. Każdy umiał zrobić wszystko, robiło się coś z niczego, no i wiedziało się skąd i jak trzeba organizować to czego nie było, albo co było za drogie w państwowym handlu. Tych tutaj wychowali na mięczaków, zdegenerowanych kapitalistycznymi prawami rynku. Ktoś coś potrzebuje, to idzie do sklepu i kupuje. Mało tego. Może wybrać sobie towar i handlowca, bo wszystkiego jest  w nadmiarze. Niestety, nasze dzieci też już będą takimi rozmamłańcami bez  organizacyjnego talentu. Elvis Koziolek, prowadził „Polo Pub” przez 10 lat. W pierwszych latach szło mu całkiem nieźle. Miał tutejszą, angielską publikę i wszystko było dobrze. Potem nadeszły czasy rozbudowy unii europejskiej i otwartego dla obywateli naszego kraju, rynku pracy w Wielkiej Brytanii. Przybyli pierwsi polscy osadnicy. Z tymi też jeszcze wszystko jako tako funkcjonowało.Koziolek cieszył się z nowych gości z którymi mógł porozmawiać w ojczystym języku . Przychodzili, zjedli coś, wypili i przeważnie zapłacili rachunek. Ale już niedługo po nich przyszła druga i trzecia osadnicza fala. Z tymi to już bywały czasami kłopoty. Pili dużo, ale płacili mało. Kilka razy wyprosili butami starych angielskich gości Koziolka i ci przestali przychodzić. Knajpa była co wieczór pełna, ale kasa pusta. Za to w szufladzie za barem, leżą setki kartek z imionami i nazwiskami klientów, którzy mieli oddać następnego dnia, albo po najbliższej wypłacie. Koziolek, nie był w stanie zapłacić swoich rachunków i teraz musi oddać lokal bo nikt nie chce mu już dostarczać towaru. Kiepski biznesmen z tego Koziolka. C.d.n.



[Posted on: 23 Mar 2010, 17:30:42]

OBÓZ PRACY 88

 My mamy oczywiście nowy, wizjonerski koncept rozwoju lokalu. Wszystko zrobimy o wiele, wiele lepiej. Nazwy nie mamy w dalszym ciągu. Trzeba się wreszcie na jakąś zdecydować, bo byłby czas wystartować z kampanią reklamową, a do tego przydałaby się nazwa lokalu. Gospoda w naszej wsi nazywa się „Gospoda” i też jest dobrze. Ale na taką metropolie jak Londyn to nie wystarczy. Może „Sweet home – polski dom”,bo się ładnie rymuje, albo „Trwam”- ta nazwa już jest sprawdzona. Podczas ćwiczenia pierwszych angielskich słówek, wpadła mi do głowy jeszcze jedna fajna nazwa: „Pij2”, krótka i bardzo nowoczesna. Ci rodacy, którzy znają angielski, będą wiedzieli gdzie mają pić, a ci którzy angielskiego nie znają, ile mają pić. Ta nazwa jest też dobra z ekonomicznego punktu widzenia. Wszystkie szyldy reklamowe, ogłoszenia i druki firmowe będą tanie, bo krótkie. Musimy przed otwarciem zareklamować nasz nowy lokal na wszystkie możliwe sposoby. Widziałem tu dużo reklam na autobusach. Rumcajs twierdzi, że to za drogo. Ale możemy przecież zrobić te reklamy sposobem chałupniczym. Trzeba tylko dowiedzieć się gdzie te autobusy stoją w nocy, kupić parę puszek farby i sprawa załatwiona. To samo w Subway i na taksówkach. A i na prywatnych autach można wydrapać gwoździem krótką informację o nowym, dobrym lokalu. W internecie ktoś wymyślił dla nas świetny slogan reklamowy:

"Picia fura, żarcia fura..
tu ugości Cię Fachurra!"

To wydrukujemy na koszulkach , czapeczkach, zapalniczkach i innych reklamowych drobiazgach oczywiście z nazwą, adresem i numerem telefonu.Ktoś inny przetłumaczył mi ten slogan na angielski:

"Full up of grub
Free drinks for grab
Give out to bag
Fachurra's Pub"

Brzmi  melodyjnie, tylko z tymi free drinks to mi nie za bardzo pasuje. W końcu otwieramy biznes, a nie filię Caritasu.
Website też by się przydała. Popytam w internecie. Może ktoś nam zrobi, na przykład za dwutygodniowy abonament na napoje. Trzeba jeszcze pomyśleć nad atrakcyjnym programem otwarcia. Jakaś kapela ludowa? Tylko z jakiego regionu? Zaprosimy góralską, to się Kaszuby pogniewają. Na odwrót, będzie to samo. A więc najpewniejsza będzie dyskoteka. Disco Polo! To podoba się wszystkim. Do tego kilka Go-go girls tańczących na stołach. Rumcajs mówi ze takim dziewuchom trzeba płacić.. Bzdura.. Wyjdziemy dziś wieczorem z Rumcajsem na podryw, to będą go-go girls za darmo. C.d.n.



 


[Posted on: 24 Mar 2010, 17:23:55]

 
OBÓZ PRACY 89

 Zrobiliśmy przegląd inwentarza. Dużo jest do naprawy, ale to się zrobi później, z zarobionych pieniędzy. Nad knajpą jest 5 pokoi. Czyli, że możemy się wyprowadzić z tego brudnego, indyjskiego hotelu. Tu też nie jest czyściej, ale nie trzeba płacić 30 funtów dziennie. Trochę mebli też już stoi. Stare i połamane, ale są. W kuchni trochę garnków i innych naczyń. W tych garnkach jest tyle przyschniętego jedzenia, że na otwarcie wystarczy je wszystkie dobrze wymoczyć, dodać kiszonej kapusty, trochę przypraw i już będzie pyszny, staropolski bigosik. W patelniach tłuszcz z ostatnich 10 lat. Też dobrze, bo nie musimy od razu kupować margaryny do smażenia schabowego i wątróbki. Ta świnia, Koziolek zostawił nam tylko puste butelki. I piwa też nie ma. Pewnie wszystko sam wypił na koniec, alkoholik jeden. Na szczęście zostawił te wszystkie kartki z niezapłaconymi przez gości rachunkami z ostatniej pięciolatki. Przeliczyłem je tak z grubsza. Hmm, przeszło siedem tysięcy. Trzeba tylko znaleźć tych ludzi i zgarnąć od nich długi. Kiedyś widziałem w telewizji, jak robi to sycylijska mafia. Łapie się dłużnika, stawia się go do cebrzyka, a ten zalewa się betonem aż po kolana, potem plusk z mostu do rzeki i gotowe. Mój znajomy, Boguś ma sam rachunki na przeszło 800 Funtów, a i prywatnie pożyczył też ode mnie stówkę. Niedaleko stąd widziałem skład materiałów budowlanych. Kupię parę worków piasku i cementu, położę je przy barze, a nad nimi powiesimy tablicę z nazwiskami tych którzy jeszcze nie zapłacili rachunków. Może się przestraszą i zapłacą? Rumcajs uważa, że powinniśmy odświeżyć meble i pomalować ściany. Nie wiem po co. Przecież na świeżo pomalowanych ścianach, będzie widać każdą plamkę. Wystarczy, że ktoś puści pawia. A na takich staroangielskich ścianach to nie widać nic, bo już są wzorzyste. Toalety też nie za bardzo funkcjonują. Coś jest chyba zatkane. Powiesimy kartkę, że chwilowo nieczynne to goście będą chodzić za dom i zaoszczędzimy na wodzie. Na wszystko jest jakiś sposób.  ;)C.d.n.



Offline willy

  • Zasłużony
  • *
  • Podziękowania
  • -Dane: 19
  • -Otrzymane: 90
  • Wiadomości: 1622
  • Reputacja: +37/-31
  • Płeć: Mężczyzna
  • JMP $E477
    • Status GG
Odp: Co o tym sadzicie?
« Odpowiedź #169 dnia: 25 Mar 2010, 18:43:22 »
Ojj... chyba nie pojadę na bigos do Londynu ...
"Broń jest narzędziem strachu.
Nie przystoi Mędrcowi."

Offline Fachurra

  • Początkujący
  • *
  • Podziękowania
  • -Dane: 0
  • -Otrzymane: 0
  • Wiadomości: 47
  • Reputacja: +0/-0
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Co o tym sadzicie?
« Odpowiedź #170 dnia: 29 Mar 2010, 19:25:56 »
Ojj... chyba nie pojadę na bigos do Londynu ...


Willy! Nie rozumiem dlaczego nie lubisz bigosu.. Ale będziemy również serwować inne potrawy; schaboszczaka, wątróbkę z cebulką.. Coś na pewno w naszym jadłospisie i dla siebie znajdziesz. Przyjeżdżaj!

Fachurra

[Posted on: 26 Mar 2010, 17:13:30]

OBÓZ PRACY 90
 

Trzeba rozejrzeć się za personelem. Szybciutko, ogłoszenie do internetu:

„Nowo otwarty lokal gastronomiczny zatrudni od zaraz atrakcyjne panie w wieku do lat 25, w charakterze kelnerek, kucharek jak również personelu sprzątającego. Mile widziana komunikatywna znajomość języka angielskiego. Możliwość zamieszkania w miejscu pracy. Niezwykle interesujące  zarobki.”

Zobaczymy, kto się zgłosi. Określenie „interesujące zarobki” jest praktyczne, bo zarobki mogą być interesująco wysokie, albo też interesująco niskie. Atrakcyjne muszą te panie być, żeby męska publiczność chętnie przychodziła, a i po zamknięciu lokalu przyjemniej jest współpracować z atrakcyjnym personelem. Czy ściągnę tu Kaśkę do pracy w kuchni, to się jeszcze okaże. Wszystko zależy od tego, czy te atrakcyjne panie będą umiały gotować. A zresztą, gdyby nie umiały, to się nauczą i już. Ja też się wszystkiego nauczyłem. Rumcajs załatwił z jakimś browarem dostawę piwa. Znów musiałem podpisać umowę w której zobowiązałem się kupować rocznie 50.000 litrów. Za to browar przywiezie nam nowe krzesła, stoły i lodówki. Jeszcze nigdy w życiu nie miałem 50.000 litrów piwa. Na skrzynkę to zawsze starczyło, ale 50.000 litrów? Jak się o tym u nas we wsi dowiedzą, to zzielenieją z zazdrości. Pierwsza dostawa już przyjechała. No to dziś wieczorem już nie musimy siedzieć o suchym pysku. Musiało się już rozpowiedzieć wśród okolicznej Polonii, że przyszło piwo, bo chociaż jeszcze nie było oficjalnego otwarcia, to już zaczęli schodzić się goście. Ponieważ nie mamy kelnerek, to powiedzieliśmy, żeby każdy nalewał sobie sam i wrzucał pieniądze do szuflady. Tak na zasadach wzajemnego zaufania.
Następnego ranka przeliczyłem puste beczki. Siedem, 50cio litrowych. Czyli 350 litrów w ciągu tylko jednego dnia. W tym tempie wypijemy tych 50.000 litrów w ciągu pięciu miesięcy i na pewno dostaniemy premię od browaru za dobrą sprzedaż. No właśnie: sprzedaż...
W szufladzie leżało 3,75 Funta, cztery plastikowe guziki, garść metalowych nakrętek i podkładek i jedna zepsuta zapalniczka. Chyba nasi goście nie zrozumieli zasad wzajemnego zaufania. C.d.n.




[Posted on: 26 Mar 2010, 17:52:58]

OBÓZ PRACY 91

Za tydzień Święta Wielkanocne. Już ostatnie Boże Narodzenie i Nowy Rok musiałem spędzić z dala od domu i najbliższych. Smutne to były święta, oj smutne. Coś trzeba wykombinować, bo kasy znowu brak. Zostało jeszcze tylko kilka setek z moich norweskich oszczędności. Wszystko połknęły bieżące inwestycje. Ale mam przecież ten złoty świecznik, który wziąłem ze sobą na pamiątkę z domu pani Stanisławy. Musi gdzieś tu być jakiś lombard, albo jubiler, który skupuje złoto. Właściwie to ten świecznik był przeznaczony dla naszego proboszcza, ale ten ma świeczników dość, a więc jeden więcej czy mniej nie zrobi mu różnicy. O interesy może się przez tych kilka dni zatroszczyć Rumcajs. Jeden z naszych wspólnych znajomych - Gniewko, doradził żebyśmy poszli do Social Welfare (to taki urząd który dzieli pieniędzmi), i złożyli wniosek o finansowe wsparcie na rozwój działalności gospodarczej. Byliśmy tam dziś przed południem. Najpierw nie chcieli z nami wcale rozmawiać. Ale jak puściłem parę oczek do takiej jednej grubej brzyduli w okularach siedzącej za biurkiem (w tym,mruganiu to jestem już pomału specjalistą), to dała nam do wypełnienia kilka formulaży i malutką karteczkę z numerem telefonu i imieniem- Mary. Teraz Rumcajs mówi, że muszę to tej Mary zadzwonić i się z nią umówić, to dostaniemy tą zapomogę. Czemu ja? Ja jeszcze do dziś budzę się po nocach przestraszony, bo mi się śnią te Wahlstromowe córeczki z Norwegii. I teraz znowu. No ale dla dobra interesu muszę się poświęcić. Rumcajs zadzwonił w moim imieniu i umówiliśmy się przy fontannie z figurką Erosa na Piccadilly Circus. Rumcajs poszedł ze mną za tłumacza. Mary już czekała i wcale się nie ucieszyła jak go zobaczyła. Pogadała z nim chwilę i Rumcajs przetłumaczył mi że Mary chce koniecznie pokazać mi swoje perskie koty, a on cierpi na alergię wywoływaną kocią sierścią. No tak, zostawia mnie na pastwę losu, a właściwie to na pastwę tej 120 kilogramowej kobry. Zawiozła mnie swoim autem (Mini Cooper...jak się to babsko do niego mieści?) do swojego mieszkania gdzieś pod Londynem i teraz gotuje coś w kuchni, a ja korzystam z okazji i piszę te słowa na jej komputerze wypróżniając dla dodania sobie otuchy buteleczkę Ballantines i oganiając się równocześnie od trzech kudłatych kocurów które chyba też już dawno chłopa nie widziały. O, Mary już idzie, więc muszę kończyć. Reszta jutro.. Trzymajcie za mnie kciuki, żeby mnie nie zmiażdżyła.



Offline jedrzej

  • Młodszy
  • *
  • Podziękowania
  • -Dane: 1
  • -Otrzymane: 0
  • Wiadomości: 144
  • Reputacja: +1/-1
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Co o tym sadzicie?
« Odpowiedź #171 dnia: 29 Mar 2010, 22:44:19 »
Fachurra! Dasz radę,

 
Ojj... chyba nie pojadę na bigos do Londynu ...


Z bigosem trzeba uważać, oglądnijcie film "Wesele". ;D ;D ;D

 Film zajebisty!!!


Kilka opinii


http://film.o2.pl/opinie.php?id_f=484
« Ostatnia zmiana: 29 Mar 2010, 22:56:50 wysłana przez jedrzej »

poloniainfo.dk

Odp: Co o tym sadzicie?
« Odpowiedź #171 dnia: 29 Mar 2010, 22:44:19 »

Offline Fachurra

  • Początkujący
  • *
  • Podziękowania
  • -Dane: 0
  • -Otrzymane: 0
  • Wiadomości: 47
  • Reputacja: +0/-0
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Co o tym sadzicie?
« Odpowiedź #172 dnia: 12 Kwi 2010, 17:12:55 »
OBÓZ PRACY 92


Przeżyłem! Ale tylko dzięki partactwu angielskich stolarzy. Najpierw Mary chciała mnie chyba otruć. Nagotowała takiego świństwa, że przełknąć się tego nie dało. Nasiąknięte olejem i pochlapane octem frytki, a do tego niedosmażona ryba i fasola. Ponastawiała świec na podłodze i na wszystkich meblach, że wyglądało tam jak u nas na cmentarzu w dniu Wszystkich Świętych. Pozrzucałem ukradkiem wszystko z talerza pod stół i koty miały ucztę. Niech lepiej te kocury dostaną biegunki niż ja. Chyba trochę za szybko to pozrzucałem, bo Mary uznała że już jestem nakarmiony i zaczęła mnie ciągnąć do łóżka. Nawet się specjalnie nie opierałem, bo po pierwsze wiedziałem, że od tego zależy przyznanie nam zapomogi, a po drugie to i tak nie miałbym szans żeby obronić się przed takim słoniem. Nie będę tu opisywał szczegółów żeby nie psuć nikomu apetytu na zbliżające się święta, ale ta świnia Rumcajs to co nieco ode mnie usłyszy, bo przecież robię to wszystko dla naszego wspólnego biznesu.
Moja Kaśka też lubi zjeść i ma kilkadziesiąt kilo nadwagi, ale z nią to musiałem tylko po bożemu i to najwyżej raz na dwa tygodnie. A ta Mary położyła sobie na nocnej szafce jakiś specjalny poradnik; Kamasutra czy coś takiego i przerabia ze mną po kolei wszystkie możliwe figury akrobatyczne. Chyba mój Anioł Stróż też już nie mógł patrzeć na to , bo nagle zawaliło się z hukiem łóżko. Koronkowa pościel zapaliła się od przewróconych świeczek, a ja pędząc po wodę do kuchni  nadepnąłem niechcący Mary na rączkę (tak na wszelki wypadek). Coś zatrzeszczało i Mary jęknęła głośno. Ooo ::), jak mi przykro..Trzeba koniecznie zadzwonić po  pogotowie, bo może być coś złamane. No i byłem uratowany, bo ten podręcznik Kamasutry  był przerobiony dopabuse do 69 strony. Na pożegnanie powiedziała "kom tumoroł tu ofis". Zapisałem sobie to na kartce, żeby Rumcajs przetłumaczył.
Dziś rano poszedłem szukać jubilera, żeby spieniężyć mój pamiątkowy świecznik. Spodziewałem się solidnej kasy, bo ważył na pewno z trzy kilo. I po raz już niewiadomo który, przekonałem się o podłości całego otaczającego mnie świata. Ten świecznik nie był złoty, tylko pozłacany!! Jubiler nie chciał go kupić i wysłał mnie do handlarza starociami, a ten zapłacił mi 25 Funtów! Takiego oszustwa się po pani Stasi nie spodziewałem. Fałszywe złoto! A ja  jej tak zaufałem..
Na szczęście mam jeszcze kilka setek. Rumcajs wyszukał mi w internecie tani lot za 150 Funtów w obydwie strony. Więc będę się mógł spotkać z ukochana rodziną, a przy okazji stłuc mordę Kisielakowi i przypomnieć Kaśce o przysiędze jaką składała w dniu naszego ślubu. Pojadę oczywiście bez zapowiedzi, tak znienacka, żeby przyłapać ich na gorącym uczynku ;D. C.d.n.


[Posted on: 30 Mar 2010, 16:45:22]

Drodzy przyjaciele na całym świecie :-*!

Życzę Wam wszystkim miłego spędzenia Świąt Wielkanocnych. Tak po prostu w spokoju i w dobrym nastroju.
A wielkanocnego zajączka koniecznie pociągnijcie za uszy, bo może to przecież być przebrany kotek :o, albo nawet lisek :o!
Nie dajcie się oszukać!

Wasz kumpel,

Fachurra ;)

[Posted on: 31 Mar 2010, 17:46:08]
[br



[Posted on: 31 Mar 2010, 18:02:04]

OBÓZ PRACY 93
 
Jedno jest pewne. Już nigdy nie polecę tanimi liniami lotniczymi. Albo business class, albo wcale. W samolocie z Norwegii do Anglii to leciałem jak człowiek. Na powitanie szampanik, czasopisma do wyboru do koloru ( nawet Playboy ), podusia pod główkę, kocyk do przykrycia, zgrabna stewardessa w mini spódniczce która schyla się żeby podnieść z podłogi twoją zapalniczkę, obojętnie czy ta spadła ci po raz dwudziesty czy trzydziesty w ciągu ostatnich 15 minut. To jeszcze nie wszystko. Podają smaczne jedzonko na porcelanowych talerzykach, no i co najważniejsze, napoje bez żadnych ograniczeń. Ile chcesz i kiedy chcesz. Wystarczy nacisnąć na guziczek i już jest przy tobie ta laseczka w mini spódniczce i podaje piwko, wódeczkę, a nawet koniaczek i przy tym schyla się jeszcze po twoją zapalniczkę. A teraz dla porównania serwis w tanim samolocie. Najpierw stoisz godzinę w kolejce żeby oddać walizkę, potem dowiadujesz się że twój samolot ma dwie godziny spóźnienia, jak już do samolotu wszedłeś, to nie ma miejsc przy oknie i przy przejściu też już nie ma. Więc musisz siadać pomiędzy dwoma grubasami które od razu zasypiają i już jesteś uwięziony. Nawet siusiu nie pójdziesz, bo ten przy przejściu tak mocno śpi, że samolot by się rozbił, a on będzie spał dalej. Do jedzenia nie dostaniesz nic, do picia zresztą też. Możesz sobie kupić piwko i bułeczkę. Ale za taką cenę, że w domu za te pieniądze kupiłbyś skrzynkę piwa i schabowego z ziemniaczkami. A stewardessy to chyba biorą te zużyte z lepszych linii. Brzydkie i niezgrabne. Nawet nie warto zapalniczki na podłogę zrzucać. Zresztą kiecki też maja do poniżej kolan. Ktoś może powie "Fachurra to ma biznes w Londynie, więc łatwo mu gadać". Zgadza się. I dlatego Fachurra będzie latał już tylko business class i koniec.
Do naszej wsi dojechałem już po zachodzie słońca. Od przystanku do mojego domu nie jest daleko. Na szczęście nie ma nikogo na ulicy, bo zimno. Nie wiem, jak miałbym spojrzeć sąsiadom w oczy. Przecież wszyscy wiedzą, że Kaśka zrobiła ze mnie rogacza.. Dochodzę do domu i zdrętwiałem.. O kurwa!! ( W tym miejscu proszę o zwrócenie uwagi, że w całym moim pamiętniku nie użyłem jeszcze tego popularnego słowa ze względu na małe dzieci którym mamusie czytają moje wspomnienia na dobranoc. Ale tym razem musiałem zrobić wyjątek.) Mojego domu NIE MA!! Tam gdzie stała nasza nieotynkowana, z rozbiórkowej cegły i żużlowych pustaków murowana chata, kryta częściowo blachą, a częściowo eternitem (tym co akurat można było w GS-ie za łapówkę dostać), stoi teraz jakaś willa, otoczona żelaznym płotem, oświetlona ze wszystkich stron jak w biały dzień. Tam gdzie stała nasza drewniana stodółka, jest teraz budynek z oknami wystawowymi, a na nim podświetlany napis - Hurtownia Ekskluzywnej Odzieży Męskiej - FaKi sp.z o.o.-, a pod tym jeszcze napisy: Armani, Versace, Gucci, Dior i jeszcze kilka innych. Na podwórzu nowiutkie auto, Dacia Logan z napisami FaKi ze wszystkich stron. Na Boga jedynego! Co to wszystko ma znaczyć? Co stało się z moją żoną niewierną? A co z dziećmi mymi? C.d.n.
 


[Posted on: 07 Kwi 2010, 15:14:40]

OBÓZ PRACY 94


Przede wszystkim muszę się uzbroić. Więc wyrwałem z płotu Kisielaka dwie sztachety (jedną na rezerwę) i przeskoczyłem przez to nowe ogrodzenie na moje podwórko. Zastanawiałem się, czy po drodze rozbić szyby i reflektory tego zaparkowanego auta, ale doszedłem do wniosku, że na to będzie czas po wyjaśnieniu kwestii domu. Wziąłem kilka głębokich oddechów i walę tą sztachetą w drzwi. I kto mi otwiera? Kaśka! Wystrojona jak urzędniczka z gminy, spódniczka, bluzeczka, żakiecik, a do tego fryzurka nowoczesna.. Niemalże bym własnej baby nie poznał! Ta mi się na szyję rzuca i całuje mnie jak 18 lat temu, kiedy poderwałem ją na weselu kuzyna Antosia. Pewnie ma wyrzuty sumienia. Wchodzę do kuchni, a tam przy stole Kisielak z moimi najstarszymi synami Jarkiem, Wiesiem i Bartusiem, siedzą nad stosami ciuchów i coś nożyczkami wycinają. Już chciałem się wrócić po tą sztachetkę, żeby Kisielakowi żebra przeliczyć, a ten wita się ze mną jakby nigdy nic. Co tu jest grane, do jasnej cholery? Kaśka przyniosła sześć szklanek i dwie butelki gatunkowej. Nalała.. No tośmy się najpierw napili. Moje chłopaki też już wypić umieją. No, w końcu Jaruś ma już 18 lat, a Wiesio i Bartuś też dorastają. Moja krew! Chociaż ciągle się jeszcze zastanawiam, dlaczego Jaruś jest rudy? I zaczęli mi wyjaśniać, co się tu wydarzyło. Najpierw, podczas wiosennej orki na polu za chatą moich rodziców, Kisielak znalazł słoik z dolarami które matula dostała od tych agentów mojego rodzonego ojca. Matuś zakopała je wtedy i potem nie wiedziała już gdzie. A Kisielak znalazł i oddał. Albo taki dobry z niego katolik, albo po prostu głupi jest. Matka moja tych dolarów nie chciała, żeby ojczulo nie zaczął wypytywać skąd, czemu itd. Więc dała je Kaśce, żeby ta coś dzieciom kupiła. A było tych dolarków dużo. Do mnie nie mogła się dodzwonić (byłem tak zapracowany), więc poszła po radę do  Stasia Kisielaka. I Stasiek załatwił paru Ukraińców, którzy wyremontowali tanio i w błyskawicznym tempie naszą chałupę. A potem przyjechała ciężarówka z garderobą nieboszczyka Wahlstroma z Norwegii i Kaśka dała ogłoszenie do gazety, że ma do sprzedania zagraniczne ciuchy. Przyjechał jakiś sklepikarz z Warszawy i powiedział, że ma na takie łachy duże zapotrzebowanie. I wtedy Kisielak skontaktował się z chińskimi handlarzami i zamówił u nich ciuchy szyte na wzór tych norweskich. Potem gdzieś załatwił  firmowe naszywki i teraz wycinają z tych chińskich koszul, spodni i marynarek, metki z napisem Zuong Lao, albo Hong Peng, a Kaśka wszywa na maszynie naszywki Armani, Boss i Pierre Cardin. Interes zaczyna się dobrze kręcić. A Kisielak jako dobry sąsiad pomaga wieczorami, a nawet i do późnej nocy. Nawet stodołę na sklep przebudował. A ja posądzałem go o uwodzenie mojej Kasieńki! Tak to jest jak się wierzy zawistnym sąsiadom. Wypiliśmy jeszcze kilka flaszek, Kisielak poszedł do domu, a my też do łózia. Teraz mamy sypialnię, jak miastowi, bo dzieciakom zrobili pokoje ze stryszku. I prawdziwą łazienkę też mamy. Tylko dlaczego w tej nowej łazience jest aparat i do połowy zużyty krem do golenia?  Przecież Kaśka nie wiedziała, że ja przyjadę..C.d.n.

[Posted on: 08 Kwi 2010, 17:37:55]

OBÓZ PRACY 95


I znów bezsenna noc. Najpierw Kaśka się mnie uczepiła.Tak jakby chciała mi koniecznie udowodnić, że była przez minione miesiące wierną i wstrzemięźliwą małżonką. A ostatnią godzinę przed zapianiem koguta to główkowałem nad tym aparatem do golenia i kremem w naszej małżeńskiej łazience. Już w pierwszej części nocy sprawdziłem, czy Kaśka się czasem w niektórych miejscach golić nie zaczęła.. Gdzie tam. Taka kudłata i kosmata jak była, taka jest dalej. Chłopaki mają umywalkę na stryszku, więc to wyjaśnienie też odpada. W końcu, po bardzo głębokich przemyśleniach doszedłem do wniosku że taka atrakcyjna to ta moja baba wcale nie jest, żeby o nią być zazdrosnym. A Kisielak dobrze mnie zastępuje na gospodarstwie, więc choćby se tej Kaśki trochę poużywał, to mu się należy. Niech ma. I o dzieciaki też dba, to zły na niego być nie mogę. A jutro po mszy świętej wyjaśnię w gospodzie wszystkim sąsiadom, że Staszek za moim pozwoleniem w interesach Kaśce pomaga, bo ja muszę robić wielkie pieniądze w Anglii i nie mam czasu. Oczywiście nie dam po sobie poznać, że ich przejrzałem, żeby jeszcze nie przyszło im do głowy namawiać mnie na pozostanie w domu. Po Londynie biega tyle chętnych dziewcząt, że musiałbym chyba już całkiem zbzikować, żeby zostać tu z Kaśką, na tej dechami zabitej wsi. W końcu jestem teraz chłopak światowy i nie mogę gnuśnieć wśród  prymitywnych i zacofanych plemion wschodniosłowiańskich.
Rano, jeszcze przed kościołem, Kaśka powiedziała że musimy dać bardzo dużo na ofiarę, bo ta córka naszego sołtysa, która pracuje w Anglii jako kabusewniczka w jakimś eleganckim hotelu, przyjechała już kilka dni temu i kupiła w mieście nowy dywan do plebanii za 10.000 Złotych! To my musimy im pokazać, ze stać nas na więcej. Cholera, teraz przydałby się ten pamiątkowy świecznik z Norwegii, który sprzedałem w Londynie za grosze. Tu by przecież nikt nie poznał, że to falsyfikat. Tylko skąd ja mam mieć na tą ofiarę? Nasze inwestycje w Anglii pochłonęły przecież wszystkie oszczędności. I znów pomógł Kisielak. Pożyczył nam 12.000. No to możemy przebić tą zarozumiałą sołtysównę. Jak chodzili z tacą, to zrobiłem tak, że niby mi się te banknoty z koperty na podłogę wysypały i wszyscy mogli dokładnie policzyć jaka z nas jest bardzo katolicka rodzina. Zaraz po mszy, przewodnicząca Koła Gospodyń Wiejskich, Hortensja Kopytko zapytała moją Kaśkę czy może zgłosić jej kandydaturę w następnych wyborach na sołtysa. Że to niby ma być emancypacja wiejskich kobiet. Czemu nie. Sołtys niejedno musi podpisać, więc tych 12.000, które daliśmy dziś na ofiarę, szybko się zamortyzuje. C.d.n.

[Posted on: 09 Kwi 2010, 18:02:36]

Drodzy przyjaciele,

Z uwagi na żałobę narodową,  kolejne odcinki mojej opowieści będą publikowane w tym tygodniu wyłącznie na www.fachurra.bloog.pl .

Tatuś Fachurry

Offline jeni

  • Zwykły
  • *
  • Podziękowania
  • -Dane: 0
  • -Otrzymane: 0
  • Wiadomości: 232
  • Reputacja: +1/-0
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Co o tym sadzicie?
« Odpowiedź #173 dnia: 12 Kwi 2010, 17:35:34 »
  •  

Offline willy

  • Zasłużony
  • *
  • Podziękowania
  • -Dane: 19
  • -Otrzymane: 90
  • Wiadomości: 1622
  • Reputacja: +37/-31
  • Płeć: Mężczyzna
  • JMP $E477
    • Status GG
Odp: Co o tym sadzicie?
« Odpowiedź #174 dnia: 15 Kwi 2010, 19:37:56 »
Pozwoliłem sobie wkleić kolejne części z bloga. Numeracja nie pasuje, ale treść tak :)

-108-
 
To niesamowite, jak bardzo podniosła się pozycja rodziny Fachurrów w społeczności naszej wsi, od czasu kiedy zacząłem pracować za granicą. W gospodzie zaproszono mnie do stołu przy którym zawsze siedzą: sołtys Wojciech Grzebidło; proboszcz Ostrupek; były kabusewnik Samopomocy Chłopskiej Jan Kobiałko, który teraz jest właścicielem składu materiałów budowlanych; jego brat, były dyrektor PGR-u Mateusz Kobiałko, będący od roku 1990 właścicielem największego w okolicy gospodarstwa rolnego; właściciel tartaku Kusipicki Karol, który do 1990 był pierwszym sekretarzem Podstawowej Organizacji Partyjnej naszego PGR-u, no i porucznik Policji, Józio Wołek, siostrzeniec naszego sołtysa, pracujący w powiatowej komendzie. I z tymi wszystkimi szychami siedzę teraz ja, Fachurra z którym jeszcze pół roku temu nikt z nich nie chciał rozmawiać. Z innych stolików spoglądają ludzie z zazdrością. No tak, teraz należę do gminnej elity, do tych, którzy mają tu coś do powiedzenia. Kusipicki chce za moim pośrednictwem sprzedawać w Anglii tarcicę sosnową, oraz karmniki dla ptaszków i drewniane koryta dla świń, które jego pracownicy zbijają z tartacznych odpadów. Kobiałko chciałby sprzedawać w Anglii kukurydzę i buraki. Mam rozejrzeć się za odbiorcami. A jak im powiedziałem, że prowadzę biznes w sektorze gastronomicznym, to oczywiście sołtys Grzebidło od razu chce mnie zaopatrywać we wszelkie wyroby mięsne, bo ma nadprodukcję w swojej świniarni. Nawet porucznik Wołek, wziął mnie na stronę i poprosił o załatwienie pracy w Anglii dla swojego syna. Potem nasz wielebny proboszcz Ostrupek wstał i wzniósł toast za zdrowie rodziny Fachurrów, a szczególnie za moje.  Podziękował oficjalnie za szczodrobliwą ofiarę wniesioną do  kościelnej kasy. Akurat jest to najwłaściwszy moment, bo w ubiegłym miesiącu sąsiednia parafia kupiła swojemu  duszpasterzowi nowego Forda Mondeo, a przecież nasz proboszcz jeździ już od 5 lat tym samym Oplem Zafira. Teraz trzeba by kupić Jeepa, albo terenowego Mercedesa, bo czasami proboszcz musi jechać w śnieżnej zadymce do wiernych, żeby udzielić im ostatniego namaszczenia i spowiedź odebrać. A oprócz tego, to trzeba tym z sąsiedniej parafii pokazać komu się tu lepiej wiedzie. Święte słowa, ojcze proboszczu, święte słowa..

wtorek, 13 kwietnia 2010 16:27

-109-


 W poniedziałek wielkanocny, nadszedł smutny czas pożegnania z rodziną. Kaśka płakała, ale jakoś na sucho i wydawało mi się, że  tak bardzo smutno to jej wcale nie było.  Obiecałem, że będę teraz częściej przyjeżdżał do domu, no i że jak tylko rozkręci się mój interes w Londynie, to i kasę będę wysyłał. Na forsę się ucieszyła, a co do przyjazdów, to powiedziała mi, że nie muszę się spieszyć, bo przecież interesy są ważniejsze i o nie mam przede wszystkim dbać. Taka prawdziwa bizneswoman się z tej mojej Kaśki zrobiła. Kisielak zawiózł mnie na lotnisko tym naszym nowym autem. Ten mi też w oczy jakoś patrzeć nie umie. Więc mu na pożegnanie powiedziałem, jak chłop do chłopa, żeby się nie przejmował, bo ja kiedyś tą jego Marylkę, co mu przed trzema laty uciekła, też w stodole przeleciałem, no to jesteśmy kwit. Ma tylko uważać, żeby ludzie nas na języki nie brali. No i że Jarkowi przydałby się motorower, a reszcie dzieciaków rowery.. Wypiliśmy na lotnisku po trzy piwka i sprawa była załatwiona.
W sumie, to się cieszę na powrót do Londynu. Jak już człowiek liźnie tego wielkiego świata, to chyba by się udusił w jakieś prowincjonalnej dziurze. A poza tym to  w moich żyłach płynie jednak miastowa krew tego mojego rodzonego ojca. No właśnie.. Tego tatuśka to też by się przydało znaleźć. Żeby prawidłowo testament spisał.
 W samolocie spotkałem jeszcze Bronka Siwczyka z Łapucinowa. Tego, któremu kiedyś na zabawie musiałem przy pomocy popielniczki wytłumaczyć, że kulturalni panowie nie powinni się głupio patrzeć na partnerki innych kulturalnych panów (byłem na tej zabawie z Kaśką). Bronek ma bliznę na czole do tej pory! Ten też pracuje w Londynie. Zmywa nieszczęśnik naczynia we francuskiej restauracji. Pracuje dla agencji, która kasuje za niego ogromne pieniądze, a jemu wypłaca grosze. Musi harować do późnej nocy i nawet w niedziele. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego ludzie dają się tak wykorzystywać i poniżać? Jak się dowiedział, że ja mam własny biznes, to mu o mało gały nie wypadły.  Więc z uwagi na starą przyjaźń, zaoferowałem mu pracę u nas, na stanowisku kabusewnika kuchni. Jak umie zmywać, to będzie umiał i gotować. Wprawdzie chciałem mieć raczej żeński personel, ale jakoś mi się tego Bronka żal zrobiło. A zresztą, jak się nie sprawdzi, to go wywalę i już. Choćby tylko dlatego, że się wtedy na zabawie głupio na Kaśkę gapił.

środa, 14 kwietnia 2010 16:50

Przed zamieszczeniem nastepnej części moich tragicznych wspomnień, pozwolę sobie poniższy odcinek zadedykować mojej nauczycielce gipsy dance, najpiękniejszej cygańskiej księżniczce naszego układu słonecznego (może gdzieś dalej są jeszcze ładniejsze...Nie wiem), z którą zawarłem znajomośc w zimnej Norwegii (gdyby jej tam nie było to temperatura spadłaby na pewno jeszcze o 5 stopni !).
I do tego odcinka dołączam  wielki, wirtualny bukiet czerwonych róż, który tylko Ty możesz zobaczyć...


I jeszcze jedna wiadomość dla mojej przemiłej praktykantki, MagicSunny!
Zrób wreszcie miejsce na swoim koncie bankowym, bo wszystkie przelewy wracają . Albo wpadnij dziś wieczorem po wynagrodzenie za marzec.2010.

Wasz Fachurra

-110- 

 Rumcajs nie próżnował podczas mojej nieobecności.  Wszystkie ściany pomalowane, okna umyte,  w kuchni posprzątane i nawet ubikacje funkcjonują. Nie  sądziłem  że taki z niego pracuś. Ale szybko wyprowadził mnie z błędu..  Zaraz po moim wyjeździe zaczęły zgłaszać się kandydatki do pracy. Rumcajs dawał każdej z nich coś do zrobienia jako próbę pracowitości. Jedne musiały trochę posprzątać, inne coś dla Rumcajsa ugotować, a jeszcze inne... Nie chciał powiedziec, zbereźnik jeden. Większość kandydatek starała się pozostawić jak najlepsze wrażenie i robiły wszystko jak należy.  Popatrz, popatrz, jaki cwany ten Rumcajs. Dobrego mam wspólnika. Chociaż z drugiej strony, to nie wiem, czy to dobrze mieć za wspólnika kogoś, kto jest tak sprytny.. Przecież  może kiedyś i mnie wykiwać..  Od każdej z tych szukających pracy dziewcząt, Rumcajs wziął CV i zdjęcie. Niestety, w większości są to tylko zdjęcia paszportowe. I tu masz taki sam problem, jak przy podrywaniu laski która zatrzymała się w swoim aucie na skrzyżowaniu obok twojego auta. Ładna buzia, długie blond włosy, czarujący uśmiech. Jedziesz za nią. Wreszcie się zatrzymuje, wysiada.. I co? 145cm wzrostu i wymiary 60-120-180 (biust-talia-biodra). Na szczęście Rumcajs ma dobrą pamięć. Cała moja nadzieja, że ma też gust podobny do mojego. Bo dobór personelu jest bardzo ważny. Wykwalifikowany i oddany przedsiębiorstwu personel, to niemalże gwarantowany sukces firmy. Nasz personel nie musi koniecznie być oddany firmie, wystarczy jak odda się kabusewnictwu. I między innymi dlatego jest nam koniecznie potrzebny bardzo atrakcyjny, damski personel.
 No i jeszcze jedną niespodziankę miał Rumcajs dla mnie: dzięki mojej koleżance Mary, dostaliśmy państwową dotację na założenie biznesu. Super! To możemy dziś wieczorem iść trochę pohulać, a przede wszystkim podglądnąć jak pracuje konkurencja w naszej dzielnicy. Póki co, poszliśmy na zakupy. Bo oprócz piwa, to jeszcze nie ma w naszym lokalu nic.  Na szczęście dwie ulice od nas jest duży market. Kupiliśmy po kartonie ze wszystkich popularnych markowych trunków i po trzy kartony z najtańszych trunków. Te markowe wypijemy sobie, a potem poprzelewa się te tanie do butelek ze znanymi etykietkami. No i oczywiście kilkadziesiąt butelek wody destylowanej, do poprawiania strawności wysokoprocentowych napojów. I już możemy przygotowywać oficjalne otwarcie. Całe te zakupy zawieźliśmy do naszego lokalu w dwóch wózkach sklepowych. Te wózki zostawiliśmy sobie na wypadek, gdyby kiedyś któryś z naszych gości nie był w stanie poruszać się już o własnych siłach.  To go koledzy mogą zawieźć do domu.
 
czwartek, 15 kwietnia 2010 18:37


Na wstępie, jeden ogromny całus dla mojej Cygańskiej Królewny...
I sto małych całusków dla wszystkich innych dziewcząt, które mnie lubią. 
A dla wszystkich panów, braterskie klepanie po plecach i uściski dłoni.

-111-

A więc dziś wieczorem idziemy szpiegować konkurencję. Jakie mają ceny, co serwują no i czy mają dużo publiczności? Rumcajs wydrukował na komputerze karteczki z adresem naszego lokalu, które będziemy ukradkiem wtykać do rąk gościom innych knajpek i restauracji. Żeby przestali przychodzic tam, a zaczęli do nas. Aha, zapomniałem napisać, że zdecydowalismy się na nazwę  -Pij2 - . Krótka, zwięzła, a przede wszystkim mojego pomysłu. Dostaliśmy wprawdzie przez internet wiele ciekawych propozycji, ale co będzie jeśli wykorzystamy któryś z tych pomysłów, a potem zdobędziemy popularność i otworzymy sieć lokali na całym świecie? Wtedy zgłosi się jakiś ktoś i powie, że posługujemy się wymyśloną przez niego nazwą i że za to należy mu się np. 1.000.000 Dolarów, albo 33% naszych akcji. Więc dla zabezpieczenia  majątków, nazwaliśmy nasz pub, po prostu -Pij2-. A jutro rano, jak tylko wytrzeźwiejemy, zaczniemy malować szyld z nazwą. No ale żeby wytrzeźwieć, to trzeba się najpierw upić. Kupiliśmy sobie jeszcze okulary słoneczne, bo takie noszą wszyscy tajni agenci i ruszyliśmy na kontrolną popijawę. Kilkaset metrów od nas jest -Bobbys Pub-. Paru Angoli siedzi na fotelikach i gapią się w telewizor, a właściwie w cztery telewizory, bo na każdej ścianie wisi jeden. Cisza.. Słychać bzyczenie muchy i wodę kapiącą z kranu. To ma być knajpa? ZAKŁAD POGRZEBOWY! Wypiliśmy po piwku i po Ballantines i poszliśmy dalej. Następna stacja nazywa się The Crown- Business Pub. Tam już było trochę żywych ludzi. Ale jacyś sztywni tacy, w krawatach i garniturkach, a przecież dziś wcale nie jest niedziela. Ale barmanka fajna. 120/60/90. Fachowcy wiedzą co to znaczy. Musimy ją zapytać, czy nie chciałaby zmienić miejsca zatrudnienia. Zaoferujemy jej lepszą stawkę no i oczywiście moliwość zamieszkania w miejscu pracy i nadgodziny bez limitu.. W tym lokalu spędziliśmy trochę więcej czasu i posiedzielibyśmy pewnie jeszcze dłużej, gdyby nie przyszło mi do głowy, żeby na tablicy na której były ceny drinków napisać wielkimi literami -- SUNDAY-BIG OPENING--PIJ2 PUB --i do tego narysować plan dojśćia do naszego lokalu. To się nazywa w języku managerów Public Relations, czyli robienie reklamy. Ale zostałem chyba źle zrozumiany. Ta barmanka z ogromnymi płucami, zawołała jakiegoś niesympatycznego typa z zaplecza, a ten kazał nam zapłacić i pokazał gdzie są drzwi wyjściowe. Jakiś niegościnny ten angielski naród..
"Broń jest narzędziem strachu.
Nie przystoi Mędrcowi."

Offline Fachurra

  • Początkujący
  • *
  • Podziękowania
  • -Dane: 0
  • -Otrzymane: 0
  • Wiadomości: 47
  • Reputacja: +0/-0
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Co o tym sadzicie?
« Odpowiedź #175 dnia: 23 Kwi 2010, 19:07:44 »
-100-     



 Trzeci z kontrolowanych przez nas lokali, podobał mi się najbardziej. Venus Club - Table Dancing. Po nazwie można już przypuszczać że to wesoły lokal. U nas na weselach też się  na stołach tańczy. Tylko że tu trzeba jeszcze za wstęp zapłacić. Nie szkodzi. Dla dobra naszych przyszłych interesów, musimy zainwestować nieco gotówki. A poza tym ta forsa pochodzi z państwowego funduszu na rozwój prywatnej inicjatywy, wiec należy wydać ją zgodnie z przeznaczeniem.
 W środku rzeczywiście super atmosfera. Dwie panie musiały już dobrze dać w gaz, bo pozrzucały z siebie ciuchy i tańczyły afrykańskie tańce na stołach, trzymając się metalowych drążków, które pewnie na takie przypadki zostały tam zamontowane. Panuje tu przedziwny zwyczaj. Męscy goście (a są tu prawie sami faceci), wsuwają tym wyginającym się na stołach dziewczynom, banknoty pod gumki od majtek, i wtedy te panienki siadają im na kolana, a potem znikają z nimi za pluszowymi parawanikami. Pomyślałem, ze jest to dobra możliwość promocji naszego lokalu i wsunąłem jednej z nich do stringów kilka naszych reklamowych karteczek . Rumcajs jak to zobaczył to mnie opieprzył, zabrał tej dziewczynie nasze reklamówki, a wetknął jej 10-cio funtowy banknot. Czego on ode mnie chce? Przecież takie dziewczyny mogłyby i do nas przychodzić. To byłby magnes dla męskiej klienteli. Rumcajs wytłumaczył mi, że te dziewuchy tu pracują. A ci goście, którzy wsuną im do majteczek odpowiednią ilość pieniędzy, idą za parawaniki i tam prezentowane jest im specjalne show, takie prywatne. No to ja też chcę mieć prywatne show! 50 funtów dziewczynie za podwiązkę i już mi siedzi na kolanach.    Spojrzałem na nią z bliska.... Nieee.. Oczom nie wierzę! Przecież to Anita! Córka naszego sołtysa Wojtka Grzebidły! We wsi opowiada, że jest kabusewniczką w eleganckim Londyńskim hotelu, a teraz siedzi mi na kolanach i zaraz będzie dla mnie robiła prywatne show za parawanikiem!!
 Całkiem, całkiem ta Anita. Najlepsze jest to, że ona mnie w tych słonecznych okularach jeszcze nie rozpoznała. Więc nie wyprowadzam jej z błędu i idziemy za parawanik. Tam stoi już na stoliku butla szampana ( te numery to już znam z Niemiec) i Anitka zaczyna zrzucać z siebie te podwiązki i te sznureczki, które w dzisiejszych czasach zastępują tradycyjne damskie reformy. Nigdy bym nie przypuszczał, że zobaczę sołtysowa córeczkę bez ubranek, a już wcale, że będzie przede mną i specjalnie dla mnie wyginała się we wszystkie strony. Jak to przy następnej wizycie w naszej wsi opowiem, to mi nikt nie będzie chciał uwierzyć. Więc zrobiłem Anicie ukradkiem kilka ładnych pamiątkowych zdjęć moją komórką. Teraz mam sołtysa w rękach i będzie tańczył jak mu zagram. Ale na razie to jego córeczka dla mnie tańczy i nie tylko tańczy! Zamówiłem jeszcze jednego szampana. Teraz to będzie dopabuse show!


-101-   
   


Ten nasz sołtys Grzebidło to ma naprawdę niezwykle uzdolnioną córeczkę. Przekonanie się o tym, kosztowało mnie 750 funtów ( drogi ten szampan ), ale warto było.
Gdzie ona się tego wszystkiego nauczyła? No bo przecież nie w domu podglądając tatusia i mamusię. Dora ( sołtysowa żona ) jest jeszcze grubsza od mojej, a Wojciech to ledwo łazi bo ma coś z kręgosłupem. Może Anita zrobiła tu w Londynie jakiś kurs, a może ma po prostu takie wrodzone zdolności?
Ja w każdym razie dla niepoznaki, nie powiedziałem ani jednego słowa po polsku. Żeby myślała, że jej klient to Anglik.  Przez cały czas trwania tego zapierającego dech w piersiach "przedstawienia", mówiłem tylko: yes..yes..yes..i od czasu do czasu jeszcze: good..( język trochę znam). Dała się nabrać! Dopabuse kiedy już miałem wychodzić zza parawanu, pożegnałem się kulturalnie, zdejmując równocześnie ciemne okulary:
-Do zobaczenia, Anita..-
Jej miny nie zapomnę do końca życia! Zdrętwiała na moment, a potem zasłaniając rękami te najbardziej wstydliwe miejsca (nie wiem po co, bo przecież w ciągu minionej godziny dosyć się ich naoglądałem i nie tylko naoglądałem..), zaczęła szlochać:
-Fachurra, na Boga jedynego, nie mów tego nikomu, bo jak się ojciec dowie to mnie wydziedziczy, proboszcz mnie ekskomunikuje, ludzie zaczną mnie palcami wytykać, a Władek Kusipicki (to syn właściciela naszego tartaku) przestanie zabiegać o moją rękę!-
 Tu ją czym innym wytykają, i się nie przejmuje, a u nas się palców boi! I co, za pozwoleniem, ma Bóg z tym wspólnego? Tatuś sołtys ją źle wychował i tyle!
Tego oczywiście nie powiedziałem, bo jakoś mi się jej żal zrobiło i postanowiłem pomóc tej zabłąkanej owieczce. Dałem jej wszystkie nasze reklamówki i zawarliśmy taki pakt: ja trzymam gębę na kłódkę, a Anita rozdaje cichaczem gościom  nasze ulotki i oczywiście poleca nasz lokal. A co kilka dni przychodzi do mnie po pracy, zdaje mi relację i omawiamy w nocnej ciszy dalszą strategię działań reklamowych. Jak to się u nas mówiło : wilk syty i koza cała.
Rumcajs wyszedł akurat zza innego parawanika z jakąś mulatką. Postanowiłem w najbliższych dniach wstąpić tu jeszcze raz i też taką kolorową poderwać. Ciekawe czy one smakują na czekoladę?c.d.n.

[Posted on: 21 Kwi 2010, 18:45:55]

-102-



Ten nasz sołtys Grzebidło to ma naprawdę niezwykle uzdolnioną córeczkę. Przekonanie się o tym, kosztowało mnie 750 funtów ( drogi ten szampan ), ale warto było.
Gdzie ona się tego wszystkiego nauczyła? No bo przecież nie w domu podglądając tatusia i mamusię. Dora ( sołtysowa żona ) jest jeszcze grubsza od mojej, a Wojciech to ledwo łazi bo ma coś z kręgosłupem. Może Anita zrobiła tu w Londynie jakiś kurs, a może ma po prostu takie wrodzone zdolności?
Ja w każdym razie dla niepoznaki, nie powiedziałem ani jednego słowa po polsku. Żeby myślała, że jej klient to Anglik. Przez cały czas trwania tego zapierającego dech w piersiach "przedstawienia", mówiłem tylko: yes..yes..yes..i od czasu do czasu jeszcze: good..( język trochę znam). Dała się nabrać! Dopabuse kiedy już miałem wychodzić zza parawanu, pożegnałem się kulturalnie, zdejmując równocześnie ciemne okulary:
-Do zobaczenia, Anita..-
Jej miny nie zapomnę do końca życia! Zdrętwiała na moment, a potem zasłaniając rękami te najbardziej wstydliwe miejsca (nie wiem po co, bo przecież w ciągu minionej godziny dosyć się ich naoglądałem i nie tylko naoglądałem..), zaczęła szlochać:
-Fachurra, na Boga jedynego, nie mów tego nikomu, bo jak się ojciec dowie to mnie wydziedziczy, proboszcz mnie ekskomunikuje, ludzie zaczną mnie palcami wytykać, a Władek Kusipicki (to syn właściciela naszego tartaku) przestanie zabiegać o moją rękę!-
Tu ją czym innym wytykają, i się nie przejmuje, a u nas się palców boi! I co, za pozwoleniem, ma Bóg z tym wspólnego? Tatuś sołtys ją źle wychował i tyle!
Tego oczywiście nie powiedziałem, bo jakoś mi się jej żal zrobiło i postanowiłem pomóc tej zabłąkanej owieczce. Dałem jej wszystkie nasze reklamówki i zawarliśmy taki pakt: ja trzymam gębę na kłódkę, a Anita rozdaje cichaczem gościom nasze ulotki i oczywiście poleca nasz lokal. A co kilka dni przychodzi do mnie po pracy, zdaje mi relację i omawiamy w nocnej ciszy dalszą strategię działań reklamowych. Jak to się u nas mówiło : wilk syty i koza cała.
Rumcajs wyszedł akurat zza innego parawanika z jakąś mulatką. Postanowiłem w najbliższych dniach wstąpić tu jeszcze raz i też taką kolorową poderwać. Ciekawe czy one smakują na czekoladę?



-103-



Już pojutrze wielkie otwarcie. Szyld wisi. Trzeba go jeszcze tylko podświetlić i przyozdobić polskimi chorągiewkami. Żeby z daleka było widać kto tu jest szefem. Personel mamy w komplecie. Kabusewnikiem kuchni jest Bronek Siwczyk z Łapucinowa. Wypowiedział w trybie natychmiastowym (wziął wypłatę i już się nie pokazał) tą morderczą pracę na zmywaku u Francuza, zamieszkał u nas i przygotowuje teraz kartę potraw. Chce wprowadzić oprócz tradycyjnych potraw polskich, również French Food - kuchnię francuską. Pracował u tego francuskiego wyzyskiwacza prawie trzy miesiące to się nauczył. Chce robić potrawy z kaczek i gęsi. Dobrze się składa, bo w pobliskim parku pływa tego pełno po stawie, to pójdziemy dziś wieczorem i przyniesiemy. Po co kupować, skoro można upolować? Tańsze i świeższe niż z zamrażalnika w sklepie.
Jako pomoc kuchenna pracować będzie Jola. Magister filologii polskiej z dyplomem Uniwersytetu Jagiellońskiego. To co zarobi u nas w ciągu tygodnia, miałaby w Polsce, jako nauczycielka gimnazjalna w ciągu miesiąca. Wygląda też nieźle, więc można ją w razie potrzeby przerzucić na przykład na na stanowisko osobistej sekretarki szefa.
Kelnerkami są: Zuzia, Magda, Natalia i Bożenka. Bożenka zna trochę angielski, bo pracowała już pół roku jako pomoc domowa u angielskiego przedsiębiorcy. Syn pryncypała zaczął ją kiedyś nieprzyzwoicie dotykać, więc poskarżyła się jego matce , a ta ją wyrzuciła. U nas jest bezpieczna, bo nie ma tu szefowego syna. Jest tylko szef. Zuzia, Magda i Natalia przyjechały z Polski na nasze ogłoszenie, bo miały dość chodzenia do szkoły i życia bez perspektyw w najbardziej wschodnim kącie Rzeszowszczyzny. Chcą poznać wielki świat. Te przyjęliśmy na razie jako praktykantki. Mogą u nas za darmo mieszkać i jeść, a jako wynagrodzenie będą zatrzymywały napiwki. Na początek muszą kupić sobie ubrania robocze: mini spódniczki, wysokie buty i malutkie, najlepiej przeźroczyste bluzeczki. Każda dostała na to po 100 Funtów pożyczki, ale w zastaw musiały nam oddać paszporty. No bo mogły by nakupić sobie ciuchów i prysnąć. Wszystkie dziewczyny też będą mieszkały u nas. Żeby miały blisko do pracy. Wytłumaczyłem im, że muszą dbać o porządek i oszczędzać prąd . A pod prysznic mogą chodzić ze mną, żeby było mniejsze zużycie wody. A poza tym to możemy sobie nawzajem plecy umyć.
Dziś wieczorem zwołałem pierwsze oficjalne zebranie załogi, żeby ich trochę poustawiać i wyczuć czy nie ma wśród nich jakiegoś mąciciela, który już niedługo zacznie się wymądrzać i stawiać postulaty. Dla podniesienia motywacji personelu przeznaczyliśmy dwa kartony Chivas Regal na dzisiejsze wieczorne spotkanie. Naturalnie tego przelewanego Chivas Regal, bo oryginał jest tylko dla dyrekcji.
C.d.n.

[Posted on: 22 Kwi 2010, 17:24:53]

-104-         


 Już pojutrze wielkie otwarcie. Szyld wisi. Trzeba go jeszcze tylko podświetlić i przyozdobić polskimi chorągiewkami. Żeby z daleka było widać kto tu jest szefem. Personel mamy  w komplecie. Kabusewnikiem kuchni jest Bronek Siwczyk z Łapucinowa. Wypowiedział w trybie natychmiastowym (wziął wypłatę i już się nie pokazał) tą morderczą pracę na zmywaku u Francuza, zamieszkał u nas i przygotowuje teraz kartę potraw. Chce wprowadzić oprócz tradycyjnych potraw polskich, również French Food - kuchnię francuską. Pracował u tego francuskiego wyzyskiwacza prawie trzy miesiące to się nauczył. Chce robić potrawy z kaczek i gęsi. Dobrze się składa, bo w pobliskim parku pływa tego pełno po stawie, to pójdziemy dziś wieczorem i przyniesiemy. Po co kupować, skoro można upolować? Tańsze i świeższe niż  z zamrażalnika w sklepie.
 Jako pomoc kuchenna pracować będzie Jola. Magister filologii polskiej z dyplomem Uniwersytetu Jagiellońskiego. To co zarobi u nas w ciągu tygodnia, miałaby w Polsce, jako nauczycielka gimnazjalna w ciągu miesiąca. Wygląda też nieźle, więc można ją w razie potrzeby przerzucić na przykład na na stanowisko osobistej sekretarki szefa.
  Kelnerkami są:  Zuzia, Magda, Natalia i Bożenka. Bożenka zna trochę angielski, bo pracowała już pół roku jako pomoc domowa u angielskiego przedsiębiorcy.  Syn pryncypała zaczął ją kiedyś nieprzyzwoicie dotykać, więc poskarżyła się jego matce , a ta ją wyrzuciła. U nas jest bezpieczna, bo nie ma tu szefowego syna. Jest tylko szef. Zuzia, Magda i Natalia przyjechały z Polski na nasze ogłoszenie, bo miały dość chodzenia do szkoły i życia bez perspektyw w najbardziej wschodnim kącie Rzeszowszczyzny. Chcą poznać wielki świat. Te przyjęliśmy na razie jako praktykantki. Mogą u nas za darmo mieszkać i jeść, a jako wynagrodzenie będą  zatrzymywały napiwki. Na początek muszą kupić sobie ubrania robocze: mini spódniczki, wysokie buty i malutkie, najlepiej przeźroczyste bluzeczki. Każda dostała na to po 100 Funtów pożyczki, ale w zastaw musiały nam oddać paszporty. No bo mogły by nakupić sobie ciuchów i prysnąć. Wszystkie dziewczyny też będą mieszkały u nas. Żeby miały blisko do pracy. Wytłumaczyłem im, że muszą dbać o porządek i oszczędzać prąd . A pod prysznic mogą chodzić ze mną, żeby było mniejsze zużycie wody. A poza tym to możemy sobie nawzajem plecy umyć.
 Dziś wieczorem zwołałem pierwsze oficjalne zebranie załogi, żeby ich trochę poustawiać i wyczuć czy nie ma wśród nich jakiegoś mąciciela, który już niedługo zacznie się wymądrzać i stawiać  postulaty. Dla podniesienia motywacji personelu przeznaczyliśmy dwa kartony Chivas Regal na dzisiejsze wieczorne spotkanie. Naturalnie tego przelewanego Chivas Regal, bo oryginał jest tylko dla dyrekcji.



-105-         


 Na inauguracyjną imprezę musimy zaprosić oczywiście oficjalnych gości. Pałac królewski Buckingham, będzie reprezentowany przez Witka Żuleckiego z małżonką. Witek pracował jakiś czas w firmie malarskiej która odnawiała całe ogrodzenie pałacu, więc jest odpowiednim przedstawicielem, a zresztą lepszego nie udało nam się znaleźć. Ambasadę Rzeczpospolitej reprezentował będzie Franek Juhas-Gaździca, którego teściowa sprząta w naszej ambasadzie już od 10 lat. Przedstawicielką Administracji Królestwa Wielkiej Brytani będzie moja koleżanka Mary z jeszcze jedną, która pracuje w tym samym biurze. Te musimy ciepło trzymać bo znajomości w urzędach zawsze są potrzebne. Chciałem jeszcze pozapraszać kilku delegatów zaprzyjaźnionych krajów Unii Europejskiej, ale Rumcajs powiedział że dość już tych oficjeli, bo ci się tylko za darmo nażreć i nachlać przyjdą. Co prawda, to prawda.
 Oddzieliliśmy trzy najlepsze stoliki sznurkami, a na nich powiesiliśmy kartoniki z napisem VIP Lounge, żeby motłoch naszym oficjalnym gościom nie przeszkadzał.  Wpadłem jeszcze na jeden genialny pomysł. Żeby mi we wsi zazdrościli, napisałem e-maile do sołtysa Grzebidły i proboszcza Ostrupka z serdecznym zaproszeniem na otwarcie. Na pewno nie przyjadą, ale Dora, ta gruba sołtysowa żona, rozpowie to we wsi w błyskawicznym tempie i już wszyscy będą wiedzieć. A proboszcz Ostrupek, pamiętając o mojej szczodrej ofierze pieniężnej, na pewno będzie modlił się głośno na nieszporach za moje powodzenie i te baby, które jeszcze nie usłyszały nowiny od sołtysowej, dowiedzą się teraz. Public relations a'la Fachurra!
 O stronę rozrywkową imprezy zatroszczy się Rumcajs. Kiedyś, jeszcze w szkole puszczał płyty na zabawach, czyli  jest Discjockeyem. Jeden z naszych znajomych rodaków obiecał zorganizować głośniki i wzmacniacz. Więc mamy już oprawę muzyczną.
Nasze dziewczyny będą na zmianę obsługiwały i zabawiały gości jako go-go girls. Pożyczyliśmy sobie z ulicy jeden znak drogowy, żeby mieć taki drążek w stole, którego się te go-go podczas tańca trzymają. Zadzwoniłem do Anity, córeczki sołtysa, żeby przyszła dziś po pracy i poprowadziła przyspieszony kurs tańca dla naszych kelnerek. U nas wszystko musi być profesjonalnie przygotowane i na najwyższym poziomie. Jak się to rozpowie po Londynie, to wszyscy inni mogą zamykać. Kabusewnik kuchni, Bronek powiedział że u Francuza świetnie sprzedawały się Cocktaile. To są takie pomieszane różne wódki, rozcieńczone sokiem albo oranżadą. Babski napój. Ale spróbować można. Więc pomieszałem w trzech wiadrach po kilka różnych butelek, tak na chybił-trafił. Jeszcze tylko jakieś egzotyczne nazwy muszę wymyślić, no i słomki kupić.
 Ale numer! Sołtys Grzebidło przysłał odpowiedź. Przyjeżdża na otwarcie z Dorą! Chce przy okazji zrobić niespodziankę córeczce i odwiedzić ją w Londynie. Oj, Wojtuś.. Tą niespodziankę.. to ty będziesz miał..
C.d.n.

Offline Fachurra

  • Początkujący
  • *
  • Podziękowania
  • -Dane: 0
  • -Otrzymane: 0
  • Wiadomości: 47
  • Reputacja: +0/-0
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Co o tym sadzicie?
« Odpowiedź #176 dnia: 29 Kwi 2010, 19:39:54 »
-106-     

  Pierwsze zebranie załogi przebiegło by w zasadzie całkiem spokojnie, gdyby nie jeden mały incydent. Bożenka, ta smarkula którą syn angielskiego szefa obmacywał w czasie pracy, zaczęła się meldować do głosu i zadawać głupie pytania. Czy pracownicy są ubezpieczeni, czy będą mieli urlop i jaką stawkę dostaną kelnerki po okresie praktyki. Myśli gówniara, że skoro jest tu w Anglii już parę miesięcy to może podskakiwać? Prędzej spodziewałbym się jakichś bezczelnych wypowiedzi ze strony naszej pani magister Joli. Ale ta siedziała cichutko, jak przystoi na zdyscyplinowaną pracownicę, na kolanach Rumcajsa. Najpierw nalałem sobie szklaneczkę, żeby się nie zdenerwować.. Potem nalałem wszystkim po szklaneczce, żeby się rozluźnili, a Bożenkę poprosiłem do kuchni na krótką rozmowę w cztery oczy.
 I tam rozegrałem sprawę bardzo dyplomatycznie. Obiecałem jej, że jak przestanie strzępić buzię, to zostanie w krótkim czasie awansowana na kabusewniczkę sali i dostanie dodatek funkcyjny. A jak będzie szczególnie pracowita i miła w stosunku do szefa ( myślę że to ostatnie właściwie zrozumiała ), to może już niebawem zostanie moją zastępczynią.. Po powrocie na salę nie musiałem już nic więcej mówić. Bożenka wyjaśniła wszystkim jak ważne jest zaangażowanie pracowników w rozwój firmy i że pieniądze są właściwie sprawą drugo- a nawet trzeciorzędną, bo najistotniejszy jest fakt posiadania stałego stanowiska pracy. I że jeśli wszyscy pracownicy dołożą odpowiednich starań, to już niedługo firma się rozwinie i będziemy żyli dostatnio. Popatrz, popatrz, jak mądrze to powiedziała. "Będziemy żyli dostatnio".. Nie powiedziała; kto będzie dostatnio żył..Sam bym tego lepiej nie sformułował. Może faktycznie zrobię z niej kiedyś zastępczynię?
Po szóstej buteleczce, zrobiła się już taka naprawdę rodzinna atmosfera. Rumcajs podłączył komputer do wzmacniacza (ma taki program ściągnięty za darmo z internetu, ze wszystkimi najnowszymi hitami) i przeszliśmy od pierwszego punktu zebrania - "pytania i sugestie", do punktu drugiego - "nauka tańca go-go przy drążku i bez drążka". Anity, która miała poprowadzić ten kurs doskonalenia zawodowego, jeszcze nie było (pewnie nadgodziny), więc jako najbardziej obeznany w temacie pokazałem dziewczynom pierwsze kroki, żeby nie tracić czasu. Ten nasz drążek, zdemontowany od znaku drogowego był trochę zardzewiały i już przy pierwszej figurze którą chciałem dziewczynom zaprezentować obdarłem sobie boleśnie.. no nie wypada napisać co. Na szczęście przyszła nareszcie Anita i przejęła prowadzenie lekcji. Rumcajs oskrobał drążek drucianą szczotką. Bo przecież dbamy o bezpieczeństwo i higienę pracy.
Po zajęciach muszę zabrać Anitę do mojego pokoju, żeby ją jakoś delikatnie przygotować na niespodziewaną wizytę rodziców.

-107-       

 Czemu Pan Bóg obdarzył mnie tak dobrym sercem? Ktoś inny to by się tą sołtysówną wcale nie przejmował. Nawarzyła sobie piwa to niech je sobie wypije. U nas we wsi zawsze nosa zadzierała, a nawet kiedyś dostałem od niej w pysk, bo uszczypnąłem ją w tyłek jak wsiadała na rower przed naszym spożywczakiem. Jej tatuśka Wojciecha też nigdy znieść nie umiałem, a jak przeniósł przystanek autobusowy sprzed naszej chałupy pod swoją, to go już wręcz znienawidziłem. A Dora, to sołtysowe wredne, opasłe babsko, to wiedźma wcielona. Jak jej moi chłopcy po tym przeniesieniu przystanku, niechcący rower do strumyka wrzucili, to poleciała na posterunek i złożyła na nich donos. Aha, zapomniałem napisać, że Dora siedziała na tym rowerze, no i że to było w grudniu. Ale to jeszcze nie powód żeby na małoletnie dzieci sąsiada skargę na policji składać. A ja teraz, zamiast się zemścić za to wszystko i złośliwie zacierać ręce, próbuję dobrodusznie coś wykombinować żeby państwo sołtysostwo nie dowiedziało się, że ich córunia zarabia tu pieniądze na handlu własnym ciałem. Taki ze mnie dobry człowiek.
Nie chciałem tak brutalnie i bezpośrednio powiedzieć Anicie, że rodzice są już w drodze do Londynu, więc rozegrałem to w najbardziej delikatny z możliwych sposobów. Na początek, zapytałem ją co by zrobiła żeby tatuś i mamusia nie dowiedzieli się co ona tutaj naprawdę robi..
- Wszystko,..Fachurra, wszystko..-
OK. Żeby mogła dowieść swojej prawdomówności i szczerości, dałem jej kilka propozycji, no i rzeczywiście...zrobiła wszystko. No i na koniec przeprosiła mnie jeszcze za to spoliczkowanie, wtedy przed sklepem. Już się nie gniewam. Potem zapytałem ją czy tęskni za ojczyzną i za naszą rodzinną wsią?
- Jeszcze jak, Fachurra, jeszcze jak. Już doczekać się nie mogę na następnych kilka wolnych dni i odwiedziny w domu rodzicielskim.. -
No to jej powiedziałem, że już się nie musi niecierpliwić, bo tato i mama, jutro przyjadą w odwiedziny! Tą minę to ja już raz u niej widziałem, wtedy kiedy mnie rozpoznała za pluszowym parawanikiem w Venus Club.. Teraz zaczęła się przeżegnywać po angielsku:
- In the name of the Father and of the Son and of The Holy Spirit .Amen. -
Czy to może teraz pomóc? Chyba nie.. Jedyna jej szansa to ja - Fachurra. Poszliśmy spać ( no może nie tak od razu ), a do rana jakiś plan działania na pewno opracuję..
C.d.n.

[Posted on: 26 Kwi 2010, 18:57:24]

- 108 -       

 Już wiem jak uratujemy to zhańbione dziecię sołtysa przed kompromitacją. Przede wszystkim, musi zmienić miejsce zamieszkania, bo do tej pory mieszka w oficynie za budynkiem Venus Club. Zatrudnione  dziewczyny mają tam pokoiki, do których zapraszają szczególnie zamożnych gości na jeszcze bardziej prywatne show, jak za parawanikami. Tam tatuś sołtys mógłby nabrać podejrzeń. Więc Anita przeprowadzi się na czas odwiedzin do nas. Drugi problem to rzekome stanowisko kabusewnicze w luksusowym hotelu, o którym naopowiadała we wsi. Powiemy, że w wyniku kryzysu gospodarczego hotel zbankrutował i Anita straciła pracę. Żeby mamusia i tatuś się nie martwili, postanowiłem w plan wciągnąć Rumcajsa. Rumcajs nazywa się od dziś Brat Alfons i jest wikarym polskiej parafii w Londynie. Mieszka u mnie, bo ja jako aktywny członek rady parafialnej przyjąłem go nieodpłatnie, w ramach dobrych uczynków, pod swój dach. A  Anita jest jego osobistą tłumaczką, bo Brat Alfons nie nauczył się jeszcze angielskiego i też mieszka u mnie za darmo. Niech sołtys widzi jak sobie tu, na obczyźnie rodacy pomagają. Pensję Anity wypłaca diecezja Londyńska. I w tejże diecezji Anita musi wieczorami  prowadzić sekretariat, bo londyńscy biskupi mają bardzo dużo pracy i urzędują na dwie zmiany, a czasem nawet na trzy, żeby o każdej porze dnia i nocy być do dyspozycji wiernych. Zrobiłem dla Rumcajsa, a właściwie to dla Brata Alfonsa kilka białych kołnierzyków z wiaderek po majonezie, które stały w kuchni. Nie trzeba ich prać, tylko wystarczy umyć od czasu do czasu, szczoteczką do zębów. Sutanny nie będziemy mu szyli. Powiem że w Anglii księża chodzą w cywilu.
Zabraknie nam jednego pokoju, więc muszę na czas wizyty sołtysa przetasować trochę lokatorów. Dwie praktykantki zamieszkają na ten czas ze mną, żeby zwolnił się jeden pokój dla gości. Na szczęście łóżko jest dość szerokie, to się zmieszczą. W Danii też mieszkałem z dwiema paniami i całkiem znośnie było. Anita może spać w pokoju Joli, bo ta i tak nocuje u Rumcajsa. No właśnie.. Trzeba uważać, żeby goście nie zauważyli, że nasza pomoc kuchenna śpi u wikarego. Zresztą gdyby zauważyli, to powiemy, że Jola wieczorem przygotowuje wikaremu herbatkę ziołową, a rano chodzi go budzić, żeby nie spóźnił się na Godzinki o Niepokalanym Poczęciu, które rozpoczynają się już o 6.oo. Anita wzięła sobie trzy dni wolnego w pracy, żeby zrobić przeprowadzkę i odebrać wieczorem rodziców z lotniska.
Jak to się czasy zmieniają.. Jeszcze pół roku temu musiałem pół dnia stać w kolejce do sołtysa, żeby dać mu w łapę za podpisanie zezwolenia na budowę nowego kurnika.. A teraz będę go gościł i do tego jeszcze pomagam kamuflować się jego córuni. Na wszelki wypadek wydrukowałem sobie te zrobione Anicie podczas pracy zdjęcia, bo nigdy nie wiadomo do jakich może dojść dyskusji. Lepiej mieć w ręku kilka atutów.

- 109 -       

 To było chyba najhuczniejsze otwarcie lokalu, jakie kiedykolwiek miało miejsce w Londynie, a może i w całym Królestwie Brytyjskim. Gości przestałem liczyć w sobotę około pólnocy. Zresztą po wypiciu 15 piw i kilkudziesięciu innych mocniejszych trunków (z każdym gościem trzeba było się szklaneczkami stuknąć), i tak bym już liczyć nie umiał. Policja przyjeżdżała cztery razy, tylko do niedzielnego poranka, a potem to już nie wiem.. Rumcajs powiedział, że byli nawet reporterzy z angielskiej telewizji i filmowali z drugiej strony ulicy. Pogotowie też kilka razy przyjechało, no bo jak to na takich imprezach, zawsze są jakieś różnice w poglądach, a jak ktoś takim pintem dostanie w łeb, to skóra tak samo pęknie jak od naszego kufla. Panowała wesoła i przyjazna atmosfera, bo mieliśmy też wielu angielskich gości. Ci umieją wypić niegorzej od nas!
 Praktykantki wywiązały się na piątkę z plusem ze swoich zadań. Na początku trochę im to kelnerowanie nie wychodziło, bo starały się każdemu przynieść to co zamówił. Ale potem zmodyfikowałem system obsługi i kazałem podawać to co mają na tacy, o tak po prostu,  jak leci. W końcu jak komuś nie pasuje, to może się z innym gościem zamienić. Wszyscy byli zadowoleni, bo nie musieli długo czekać, a nasze dziewczyny miały więcej czasu na rozrywkowe występy na stolikach. Moja angielska koleżanka Mary, też koniecznie chciała, po dziesiątym cocktailu zaprezentować erotyczny taniec na stole przy drążku, no i jakby mogło być inaczej.. stół się zawalił, a Mary chyba znowu złamała sobie paluszek, albo nawet dwa.. Ma prawdziwego pecha ta dziewczyna..
Największym powodzeniem cieszyły się moje cocktaile. Pierwszy nazwałem "Sołtys Dream" (na cześć naszego gościa). W tym wiaderku było po trzy butelki wódki, ginu, rumu i dwie puszki coca-coli. Drugi jest przeznaczony dla pań i nazywa się "Sex in the barn" (to według Rumcajsowego tłumaczenia oznacza: seks w stodole), a składa się z czterech butelek Johnnie Walker i po dwie Batida de coco i Baileys. To ma taki naprawdę sexy kolor i konsystencję. Ostatnie wiaderko nazywa się "Fachurra surprice" i wlewamy do niego po prostu wszystkie resztki z butelek i szklanek pozbieranych ze stolików. I z wiaderka do szklaneczek, kilka kostek lodu, słomka, parasolka.. Gotowe. 8 funtów.. Kazałem dziewczynom zbierać wszystkie szklanki i butelki, których ktoś nie trzyma w rękach. Kto nie pilnuje, sam sobie winien. A my mamy do uzupełniania "Surprice" we wiaderku.
 Ale zapomniałem o najważniejszym.. W piątek wieczorem Anita pojechała taksówką na lotnisko Heathrow, żeby przywitać rodziców. Po pół godzinie dzwoni do mnie i mówi szeptem, że oprócz taty i mamy, przylecieli jeszcze przewielebny proboszcz Ostrupek i brat Anity Mietek, który jest starszym ministrantem liturgicznym w naszej parafii ( naturalnie, po znajomości ).
 I znów miałem kłopot. Po pierwsze: jak ich wszystkich położyć spać, a po drugie: co zrobić, żeby proboszcz nie wyczuł, że nasz Rumcajs nie jest prawdziwym wikarym?
C.d.n.


[Posted on: 27 Kwi 2010, 16:36:07]

- 120 -       

 Ustaliłem naprędce z Rumcajsem nową wersję. Otóż Rumcajs pojechał zaraz po maturze do Mozambiku, żeby ochotniczo pomagać misjonarzom w ich ciężkiej pracy. Tam poczuł powołanie duszpasterskie i zapisał się na studia teologiczne, które pomyślnie ukończył. A ponieważ w Afryce takie studia są trochę inne jak w Polsce, to nie może dyskutować z proboszczem Ostrupkiem, bo ten miał na studiach całkiem inny program. Poza tym, językiem wykładowym w Mozambiku jest Swahili i jeśli proboszcz chciałby prowadzić uczone dysputy w tym narzeczu , to nie ma problemu.. Zresztą w tym języku to i ja umiem po trzeciej butelce się porozumiewać. Wtedy, kiedy po polsku już nie bardzo wychodzi..
Sprawę noclegu rozwiązałem następująco: wszystkie cztery praktykantki będą spały u mnie. Kupiliśmy dmuchane materace i dwie będą spać na nich , a dwie ze mną. I co drugą noc zmiana, żeby ich kości nie bolały i żebym ja miał trochę urozmaicenia. Proboszcz zamieszka w zwolnionym w ten sposób pokoju, razem z Mietkiem- ministrantem, to mogą sobie jeszcze przed zaśnięciem powtarzać łacińskie słówka i prowadzić rozważania.
Nasz wielebny proboszcz uznał za sprawę honoru i obowiązek  pasterza parafii, osobiste pobłogosławienie  nowo założonego biznesu jednego z najważniejszych swoich baranków, czyli mojego. Pewnie liczy na to, że mu podczas każdej wizyty w kraju będę tysiące na tacę rzucał . To się pomylił. Mnie przecież ta kasa też z nieba nie leci, tylko się ciężko muszę na nią napracować. W sobotę jeszcze przed rozpoczęciem imprezy inauguracyjnej, pokropił wszystkie pomieszczenia lokalu i okadził je kadzidłem. Tu mieliśmy też malutki problem, bo nasz księżulek zapomniał w pośpiechu zapakować tych ziółek które się w kadzidle zapala. Na szczęcie Rumcajs miał jeszcze trochę swoich ziół, które wieczorami zawija sobie w bibułki i pali, to proboszczowi dał. Fajnie to pachniało i wszyscy obecni jacyś tacy melancholijni i rozmarzeni się zrobili. Najbardziej kazałem pokropić naszą szufladę na pieniądze, żeby zawsze była pełna..
W niedziele koło południa, kiedy wszyscy goście potoczyli się już do domów, zauważyłem, że proboszcz zostawił kropielnicę i kadzidło za barem. Więc chciałem mu ten ważny sprzęt zanieść do pokoju. Otwieram cichutko drzwi.., patrzę.., łóżko Mietka puste , a spod proboszczowej kołdry wystaje z góry głowa Ostrupka, a z dołu cztery nogi. ?? Czyżby nasz klecha poderwał sobie jakąś laskę i grzeszy z nią w moim domu? Tylko dlaczego ta laska ma 45 numer buta i dlaczego spod kołdry widać rąbek ministranckiej sukienki? Na wszelki wypadek zrobiłem szybciutko kilka zdjęć komórką. Mogą się jeszcze kiedyś do czegoś przydać.
c.d.n.

[Posted on: 28 Kwi 2010, 17:43:05]

- 111 -     



Obliczyłem dziś, że jeśli nasz lokal będzie miał zawsze takie obroty jak w dniu otwarcia, to już za mniej więcej 2 lata zostanę milionerem. I to nie złotówkowym, ale funtowo-szterlingowym. Pomimo, że co drugi gość zapłacił za co drugiego drinka, pomimo, że dyrekcja i oficjalni goście nie płacili za nic, mieliśmy w kasie prawie 3.000 funciaków. Gdyby wszyscy za wszystko zapłacili, to byłoby pewnie z 10 tysięcy.
 Ponieważ Rumcajs odsypiał jeszcze nocną balangę, uznałem, że należy mi się premia za przeliczenie kasy i wsadziłem sobie do kieszeni najpierw 500 funtów, a potem jeszcze 200 za dobrą robotę. Resztą możemy się dzielić. Nagle przyszło mi do głowy, że tak jak ja się obsłużyłem, tak mógłby się też Rumcajs obsługiwać.. A to świnia.. Co gorsza, nasze kelnerki też mogą sobie brać z moich ciężko zapracowanych pieniędzy ile chcą. Najpierw, żeby zminimalizować ewentualne straty wziąłem sobie jeszcze 500 funtów, a potem zacząłem się zastanawiać co zrobić, żeby mnie wszyscy nie okradali? Może trzeba kupić kasę fiskalną? Ale wtedy mogą jacyś urzędnicy z finansowego sprawdzić nasze obroty i jeszcze zechcą żebyśmy płacili podatki..Może lepiej zainstalować małe, niewidoczne kamery i obserwować ukradkiem czy personel jest lojalny i uczciwy, no i czy się nie obija jak szefa nie ma. I przy okazji sprawdzić, czy wspólnik mnie nie ograbia. Dziś to już nikomu nie można tak naprawdę zaufać.

 Podczas niedzielnej obiado- kolacji, proboszcz Ostrupek i Mietek-ministrant jakoś uciekali ode mnie oczami. Czyżby nie spali, kiedy zajrzałem rankiem do ich pokoju i teraz się wstydzą? A mają czego, zbereźniki, mają czego. U nas we wsi to się szeptało że proboszcz coś ma z przewodniczącą Koła Gospodyń Wiejskich, Hortensją Kopytko, która jest gosposią na plebanii. To by jeszcze było normalne. Hortensja- stara panna, proboszcz z powodu zasad wstrzemięźliwości- niewyżyty.. Nikt by się nie zdziwił jakby sobie tam na plebanii troszkę pobrykali. Ale żeby z ministrantem? A może proboszcz to taki uniwersalny, na dwa fronty? Tacy też podobno są..

 Po kolacji wziął mnie na bok i zapytał czy nie potrzebowałbym absolucji.. Czego? No.. rozgrzeszenia. O Jezu, gdybym miał się ze wszystkiego wyspowiadać to pewnie by dnia i nocy nie starczyło. Ale proboszcz chce udzielić mi absolucji bez spowiedzi, bo mi tak mocno ufa. Aha.. Sumienie go dręczy, no i pewnie w portki robi ze strachu przed kompromitacją. Rozgrzeszenie nie zaszkodzi. Więc mu powiedziałem żeby dał i dla pewności jeszcze na piśmie, bo może ktoś zechce żebym mu na przykład dziecko do chrztu potrzymał.. Kto to może wiedzieć? No to teraz mam czyste konto i mogę spokojnie od nowa grzeszyć.
W niedzielę lokal był zamknięty. Może zresztą tak zostanie, żebyśmy raz w tygodniu mogli wypocząć po ciężkiej pracy. Proboszczowi też się ten pomysł spodobał, bo wtedy cała załoga może chodzić na niedzielną mszę do polskiego kościoła. Ee, ja sobie tam wolę nastawiać radio-budzik na 6.oo, z Radiem Maryja. Podobno umysł ludzki jest w czasie snu najbardziej chłonny.
c.d.n.


Offline Fachurra

  • Początkujący
  • *
  • Podziękowania
  • -Dane: 0
  • -Otrzymane: 0
  • Wiadomości: 47
  • Reputacja: +0/-0
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Co o tym sadzicie?
« Odpowiedź #177 dnia: 10 Maj 2010, 17:34:43 »
- 112 -       

 W poniedziałek ruch w interesie był mierny, a raczej bardzo mierny. Rano przyszło kilku bezrobotnych rodaków, którzy dopabuse w ostatnich dniach przybyli do Londynu i pijąc przez dwie godziny po jednym piwku wypytywali mnie o wszystko możliwe. Jak znaleźć pracę, mieszkanie, jak załatwić formalności i jeszcze o tysiąc innych rzeczy. A co ja jestem, kurcza mać, Wikipedia? Skąd mam to wiedzieć? Ale pomyślałem sobie, że to mogłoby być dodatkowe źródło dochodu, takie poradnictwo emigracyjne. Wprawdzie sam niewiele wiem, ale tacy nowi jeszcze mniej wiedzą. Kto chce się poradzić wpłaca np. 5 funtów wpisowego i może o wszystko pytać. Jeżeli będę umiał odpowiedzieć na pytanie, to za każdą odpowiedź następnych 5 funtów, a jeżeli odpowiedzi nie dostanie to nic nie musi płacić. O pracę mogę wypytywać tych gości którzy są tu już dłużej i o mieszkania też. Na ścianie zrobimy tablicę ogłoszeń drobnych. Dobrze pozycjonowane ogłoszenie (pośrodku tablicy, na wysokości oczu) 15 funtów, a pozostałe miejsca po 10. Chociaż te miejsca na dole tablicy też mogą być po 15 , bo idąc na czworakach ma się je na wysokości oczu.
W czasie przerwy obiadowej doszło jeszcze kilku polskich robotników z pobliskiej budowy. Zjedli po bigosiku i wypili po kilka piwek i wódeczek. Postawiłem jedną kolejkę na mój rachunek, tak na wabia, żeby jutro znowu przyszli i przyprowadzili jeszcze innych kolegów. No i oczywiście żeby przychodzili codziennie po pracy spłukać z płuc cementowy pył.
Nie wiem kiedy moi oficjalni goście mają zamiar wracać do domu. Bo zjeść to umieją, a szczególnie to grube sołtysowe babsko. Nawet w nocy łazi po kuchni i wyżera szynkę z lodówki. Jak tak dalej pójdzie to jeszcze przez nią zbankrutujemy. Muszę coś wykombinować, żeby jej się tu przestało podobać, tylko jeszcze nie wiem co.
Po kolacji podchodzi do mnie sołtys i pyta czy umiem być dyskretny? No, i to jeszcze jak! Gdybym dyskretny nie był, to pewnie by z powodu swojej córeczki już zawału dostał. Więc pyta mnie, czy nie mógłbym, jak jego stara już zaśnie,  pójść z nim do jakiegoś takiego klubu z dziewczynami lekkich obyczajów, bo jeszcze nigdy nie był. Hmm..Gdybym był złośliwy, to zaprowadził bym go do Venus Club, prosto w ramiona córuni.. Ale nie jestem. Więc poszukamy innego lokalu. W takim dużym mieście musi ich być więcej. Wyjaśniłem tylko Wojciechowi, że nie mogę wydawać pieniędzy na takie rzeczy, bo oczekuje mnie jeszcze wiele wydatków inwestycyjnych. Powiedział, że nie mam się martwić, bo akurat przed tygodniem podpisał jakiemuś inwestorowi z Warszawy zgodę na zrobienie w naszym gminnym lesie składowiska odpadów azbestowych i pieniądze ma. No to możemy iść. 
c.d.n.

[Posted on: 30 Kwi 2010, 17:37:57]

 - 113 -     



Wieczorem, Wojciech już się doczekać nie mógł, kiedy ta jego Dora wreszcie pójdzie spać. Nalewał jej kieliszek za kieliszeczkiem, żeby wreszcie padła. No i gdzieś tak około północy, obsunęła się z krzesła pod stół i mogliśmy w czwórkę zaciągnąć ją po schodach na górę i położyć do łóżka. Wojciech postawił jej wiaderko obok łóżka (dobry mąż), potem się wyperfumował, założył krawat z myszką Micky i ruszyliśmy ulicami nocnego Londynu, na poszukiwanie gniazda grzechu i rozpusty.   

 Siłą rzeczy, musieliśmy przejść obok miejsca pracy Anity. Sołtys już z daleka zauważył czerwone światełka i czerwone zasłony w oknach i koniecznie chciał tam wejść. Dopabuse jak mu powiedziałem że jest to miejsce spotkań członków sycylijskiej mafii Cosa Nostra na emigracji i że co noc wywożą stąd po kilka zwłok przypadkowo zastrzelonych gości, to mu się odechciało. Kilkaset metrów dalej zauważyłem inny lokal z rozrywkowo- rozpustnej branży. Też czerwone lampki, a w oknach pluszowe zasłony, tym razem różowe. I różowy napis neonowy: "Gay Night Station". Czyli nocny przystanek dla gajowych. O, to w sam raz pasuje, bo Wojciech zanim został wybrany na sołtysa to też gajowym u nas był. Może spotka angielskich kolegów po fachu i przy okazji nawiąże jakieś pożyteczne kontakty? 

  W środku przyciemnione światło, nastrojowa muzyczka, jak to w takich lokalach. Zamówiliśmy po trzy potrójne Ballantines i czekamy, aż wyjdzie jakaś dziewucha i zacznie owijać się wokół drążka. No właśnie.. Gdzie te drążki? Na małym parkiecie tańczą przytulone trzy pary.., trzy męskie pary. U nas , na zabawach w remizie to baby ze sobą tańczyły, bo panowie byli zajęci opróżnianiem butelek  Ale żeby chłop z chłopem tańczył? Tego jeszcze nie widziałem. Co kraj, to obyczaj. Rozejrzałem się dokładniej wokoło, i coś mnie tknęło.. Na tych wszystkich różowych wersalkach, też siedzą same chłopy.. No, może wszyscy czekają, aż się pokazy zaczną.. Ale coś za blisko siebie siedzą, niektórzy nawet innym na kolanach, a przecież wolnych miejsc jest jeszcze dość.. Pomyślałem, że chyba lepiej będzie zapłacić i niepostrzeżenie wycofać się stąd. Ale zanim zdążyłem zawołać kelnera, to obok Wojciecha usiadła jakaś cycata niewiasta i niewiele mówiąc zaczęła go obmacywać. Czyli, że moje obawy były bezpodstawne. Po prostu panuje tu niedobór pań. Wojciech się nie ociągał i dawaj , jedną łapę jej pod biustonosz, a drugą pod spódniczkę.

 I nagle!.. Jak nie skoczy!.. Jak nie krzyknie!.. I łup, tej kobicie pięścią w środek twarzy. Złapał mnie za marynarkę i do wyjścia ciągnie. Więc ja szybko dopiłem dwie ostatnie szklanki i za nim, a ta  laska z rozbitym nosem za nami i jeszcze paru innych gości. No to my w nogi, a że jeszcze nie wypiliśmy wiele to udało nam się ich odsadzić i uciec.. Uff...
- Co się stało Wojciechu? Co to było? - 
Bidny sołtys, cały roztrzęsiony, słowa z siebie wykrztusić nie umiał. Może go coś pod tą spódniczką w palec ugryzło? Niektóre panie noszą ze sobą takie małe pieski chiwawa. Ale, żeby od razu kobietę w mordę walić? Tego się po naszym sołtysie nie spodziewałem.
 Najważniejsze, że nie zdążyliśmy zapłacić za nasze drinki. Więc opłacała się ta nocna eskapada.
c.d.n.


[Posted on: 03 Maj 2010, 15:08:24]


- 114 -

Nareszcie odjechali oficjalni goście i wszystko może wracać do normy. Podczas pożegnania zapytałem dyskretnie sołtysa o przyczyny tego nagłego przerwania naszej nocnej wycieczki i doszedłem do wniosku, że Wojciech chyba ma coś w głowie nie po kolei. Powiedział mi mianowicie, że ta kobitka, która się do niego przysiadła i której potem nos rozkwasił, miała pod spódniczką to co chłopa od baby odróżnia...??? Taki pijany jeszcze nie był, żeby mieć halucynacje, a więc musi być po prostu stuknięty. Ale ten się zaklina, że to prawda i że jak go ten babsztyl chciał całować to na twarzy miał.. albo miała.. taki jednodniowy zarost i głos miało to-to niby też bardzo niski jak na kobietę. Próbowałem mu tłumaczyć,że może ona po prostu przyniosła swoją wódkę, tak jak się ją wnosi na dyskoteki, pod spódniczką . A ten urażony, że niby jeszcze butelkę od fiuta umie odróżnić. No to niech mu będzie. A ja wiem swoje: naszą wsią rządzi psychopata. Ale może już niedługo, bo kilka zdjęć z tą nocną znajomością też mu zdążyłem zrobić zanim musieliśmy uciekać. Właściwie to mógłbym już wydać ilustrowaną biografię rodzininy Grzebidło. Tylko zdjęć Dory jeszcze mi brakuje.

Jak już wszyscy się wynieśli, Rumcajs powiedział, że dostał od proboszcza Ostrupka 1.000 funtów na działalność parafialną. Czyli, że Rumcajs bardzo dobrze odegrał rolę wikarego. Tylko czemu mi o tej forsie powiedział? A może dostał 2.000 i próbuje zmylić moją czujność? Musze mieć oczy i uszy otwarte...
Póki co, to się kasa przyda, bo nie wiem czemu, ale w ostatnich dniach nasz pub przynosi zbyt małe dochody. Minęło już kilka dni od otwarcia, więc wszyscy goście powinni już wytrzeźwieć i przychodzić codziennie, aby odświeżać zawartość alkoholu we krwi, ale nie przychodzą.

Kuchnia też sprzedaje za mało, mimo że jej kabusewnik Bronek Siwczyk, stara się jak może. Wszystkie resztki, które wracają na talerzach są uszlachetniane i wracają do obiegu potraw. I to nie byle jak. Nie,nie. Na przykład wszystkie sałatki są płukane i dekorowane od nowa, a resztki bigosu i flaczków lądują wprawdzie z powrotem w garnkach, ale są dobrze podgrzewane, żeby wybić bakterie. O higienę to Bronek dba. Bigos wzbogacają też resztki schaboszczaków. Zawsze w mięsie są jakieś żyły, których goście nie umieją pogryźć i kładą je na brzeżku talerza. Tak, że właściwie to żadnych strat towarowych nie mamy. Ale pomimo to w kasie jest co wieczór za mało. Więc zrobiliśmy z Rumcajsem posiedzenie rady nadzorczej. Trzeba podjąć kroki mające na celu podniesienie zysków i obniżenie kosztów. Czynsz trzeba płacić, inne rachunki od czasu do czasu też, więc nie pozostaje nam nic innego jak zminimalizowanie kosztów personalnych, czyli redukcja personelu. Kucharz jest potrzebny, pomoc kuchenna ma znajomości u Rumcajsa, czyli że w kuchni pozostaje bez zmian. Trzeba się pożegnać z dwiema z naszych praktykantek, a ponieważ wszystkie cztery nocowały ostatnio w moim pokoju to nie miałem problemu z wyborem. Te, które się najmniej przykładały, muszą poszukać sobie nowej pracy. Na przyszłość będą wiedziały, że w pracy potrzebne jest większe zaangażowanie.
C.d.n.

 

 
 
 
 
 
 - 115 -


Łatwo było podjąć decyzję o zwolnieniu tych dwóch dziewcząt. Trudniej będzie im to jakoś delikatnie powiedzieć. Rumcajs uważa, że to ja jako szef muszę przekazać ta niemiłą wiadomość. Tylko jak? Bo nie chcę żeby mi beczeć i histeryzować zaczęły. W końcu to baby. Więc zawołałem Zuzię i Magdę do biura (tzn. do mojego pokoju), nalałem im po poczwórnym koniaczku i zapytałem, co by powiedziały na to, gdyby zarabiały co wieczór po 200 albo nawet 300 funtów i nie musiały już nosić ciężkich tac i sprzątać lokalu? Spojrzały na mnie obydwie z niedowierzaniem, a nawet powiedziałbym ze zdumieniem. No to stuknęliśmy się szklaneczkami na zdrówko i nalałem im po jeszcze jednym poczwórnym koniaczku. A potem powiedziałem, że mogłyby zapytać o pracę w Venus Club, tam gdzie pracuje Anita. Taniec przy drążku mają już trochę opanowany, niebrzydkie są, angielskiego i innych potrzebnych języków się nauczą .

No i jednak się rozbeczały. Że niby już się do swojej obecnej pracy przyzwyczaiły, że chcą zostać z koleżankami, no i że mnie też bardzo polubiły. To ostatnie naprawdę podziałało. Zmiękłem. Bo czyż może istnieć dla szefa większy wyraz uznania ze strony pracownika jak fakt, że pracownik go lubi? I w tym momencie zacząłem się zastanawiać, czy nie można by zrobić z naszego lokalu konkurencji dla Venus Club? Nalałem dziewczynom po jeszcze jednym poczwórnym, powiedziałem żeby się nie martwiły i poszedłem do Rumcajsa, omówić z nim mój pomysł.

Zaczęliśmy wspólnie kombinować co trzeba by w naszym pubie przerobić, żeby funkcjonował jako lokal Table Dance, no i ile by to kosztowało. Potrzebne są czerwone zasłony do okien, czerwona tapicerka na krzesła, czerwone lampki, czerwone pluszowe parawaniki, z dwa podświetlane podesty z porządnymi, błyszczącymi drążkami, kilka reflektorów, dobry sprzęt do odtwarzania muzyki i jeszcze kupa innych drogich rzeczy. A tu kapitału brak. Co robić? Znaleźć jelenia z kapitałem..Tylko gdzie? Postanowiliśmy dać ogłoszenie do internetu. "Poszukiwany wspólnik z wkładem kapitałowym 50.000 funtów do rozwinięcia niezwykle dochodowego przedsiębiorstwa w branży usługowo- rozrywkowej, bez żadnego ryzyka finansowego. Oczekiwane zyski: minimum 500.000 funtów rocznie po opłaceniu podatków." Na takie coś przecież musi ktoś polecieć.Np. jakiś polski biznesmen, który chce przed finansowym zakamuflować czarna kasę, albo jakiś emeryt, który wygrał w toto lotku.. Jestem naprawdę dobrej myśli. Rumcajs też.C.d.n.

 

 

 
 
 


[Posted on: 06 Maj 2010, 18:30:19]

- 116 -     



  Nie wiem kto z nas dwóch się w czepku urodził, ja czy Rumcajs? Nie minęło nawet pół godziny od zamieszczenia naszego ogłoszenia w internecie, a już zgłosił się pierwszy kandydat na wspólnika. Jest poważnie zainteresowany, posiada kapitał i prosi o kontakt w celu omówienia szczegółów. Zadzwoniliśmy do niego niezwłocznie. Rumcajs powiedział, że ja mam poprowadzić rozmowę, bo mam milszy głos i szczególny dar przekonywania. Ano mam.   

 Więc przekonałem tego faceta, który nazywa się Teddy Glabicki, o jego ogromnym życiowym szczęściu, któremu zawdzięcza spotkanie nas i możliwość zainwestowania w najbardziej lukratywny interes swojego życia. Wyjaśniłem mu, że do tej pory zgłosiło się na naszą ofertę 49 inwestorów, ale ponieważ on wydaje mi się szczególnie sympatyczny, a akurat inny kandydat który jechał już pośpiesznie do nas z pieniędzmi, miał ciężki wypadek samochodowy (pewnie za szybko jechał, żeby ulokować u nas swoją kasę), to mamy dziś wieczorem, wyjątkowo, jeden wolny termin i moglibyśmy ewentualnie z nim się spotkać. Mieszka w  150 kilometrów oddalonym Birmingham i przyjedzie chętnie na spotkanie. Umówiliśmy się na 20.oo. Do tego czasu wszystkie nasze dziewczyny, łącznie z pomocą kuchenną, muszą się wypicować na wysoki połysk i wystroić w najbardziej skąpe ciuszki jakie znajdą w swoich walizkach. Zadzwoniłem jeszcze do Anity, żeby powiedziała u siebie w pracy, że jest dziś niedysponowana (mają raz w miesiącu taką opcję) i też przyszła i jeszcze żeby przyniosła dla naszych dziewcząt trochę swojej odzieży roboczej. Niech inwestor widzi, że posiadamy odpowiednie zasoby ludzkie (to sformułowanie jakoś mi się szczególnie podoba).   

 Przyjechał punktualnie. Tylko nie widzę żadnej walizki z pieniędzmi. No, chyba nie jakiś cwaniak, który chce się podstępnie do nas wkręcić. Wypijemy - wyczaimy. Na wygląd to jakiś taki bubek niedorobiony. Wystrojony w drogie ciuchy (na tym już się znam), ale z gęby to jakby do trzech nie umiał zliczyć. Jeśli rzeczywiście ma forsę, to jest to nasz człowiek. Najpierw przeprowadziłem niepodpadająco sondaż osobowy. I już po pół godzinie i trzeciej butelce Chivas Regal, wiedziałem, że właśnie odziedziczył po swoim zmarłym tatusiu klika kamienic, które dobrze sprzedał i szuka możliwości zabezpieczenia pieniążków przed skutkami kryzysu gospodarczego.

 No to jest u nas pod najlepszym adresem. Bo nawet w największym kryzysie ludzie muszą jeść, pić, no i od czasu do czasu...( nie wypada napisać, ale wiadomo o co chodzi).   Jak zobaczył nasze zasoby ludzkie(!) to mu o mało oczy z orbit nie wypadły. Przedstawiłem mu osobiście każdą z naszych współpracownic. Anitę jako brygadzistkę. Tak się rozochocił ten nasz Teddy, że zaprosił nas wszystkich do jednej z najlepszych dyskotek w Londynie, Embassy Night Club. Wszystko na jego rachunek.         



 


[Posted on: 07 Maj 2010, 19:06:10]



- 117 -   



   I znów całonocne balety. Taka wspólna wycieczka z załogą bardzo zacieśnia więzy międzyludzkie. Naszym pracownikom  impreza się podobała, mnie zresztą też. Tym bardziej, że za nic nie musiałem płacić! Teddy pokazał prawdziwą klasę. Już przy wejściu wcisnął bramkarzowi dwie stówki do łapy i zaprowadzono nas do sektora VIP, tam gdzie siedzą ważni goście. Przeważnie starsi faceci z młodymi laskami, albo starsze panie z napompowanymi biustami, ustami i obwisłymi szyjami, a przy nich jakieś chłoptysie po dwadzieścia parę lat. Czyżby tu był zwyczaj, że rodzice przychodzą z dziećmi pobalować?
 
 Teddy zamówił parę butelek szampana i całe tace z zagrychą. Dziwne rzeczy tam jako zagrychę podają. Na przykład jajko to zamiast z majonezem, podają z jakimś słono-kwaśnym dżemem. Takie małe czarne kuleczki, więc chyba z jeżyn. Ale na pewno też z procesu odświeżania, bo na jeżyny wcale już nie smakowało. Pozdrapywałem to świństwo z jajek do popielniczki, bo jajka były jeszcze całkiem świeże. Kelner się głupio patrzył, więc wsypałem do tej popielniczki jeszcze popiół z pozostałych popielniczek, żeby tego innym nie sprzedali. Na gastronomicznych procesach oszczędnościowych, to ja się już znam.
  Goście z innych stolików obserwowali tą moja akcję z podziwem. A co. Przecież otruć się nie dam jakimś przeterminowanym żarciem. Rumcajs powiedział mi potem, że to na jajkach to był jakiś tam kawior. Kawior nie kawior, niedobre było i już.

  Gdzieś około 7 rano, kiedy już tylko my zostaliśmy w lokalu, kelner przyniósł rachunek. 4.375 funtów!! Czy myśmy tą całą dyskotekę kupili? Ale Teddy dał kelnerowi z uśmiechem swoją kartę kredytową, podpisał coś i jeszcze mu 5 dych do ręki wcisnął. Załatwione. Coraz bardziej jestem przekonany, że znaleźliśmy bardzo dobrego inwestora. Wprawdzie tylko tak w połowie Polak, bo mamę ma angielską. Za to tatuś był prawdziwym bohaterem 2-giej wojny światowej. Pilot w polskim dywizjonie 303. No i po wojnie też dobrze działał, wybudował kilka czynszowych kamienic, które teraz jego synalek z nami ochoczo przepija. Według staropolskiej zasady: "Kto nie pije, ten nie żyje".   

 Do domu dwiema taksówkami, a w domu jeszcze małe poprawiny. Takie zawarcie kontaktu biznesowego  trzeba podwójnie oblać.

 Anita to prawdziwa cwaniara. Już w dyskotece się koło naszego Teddy cały czas kręciła, no i jakże mogło by być inaczej, wylądowała u niego w pokoju. A widać było że i pozostałe dziewczyny miały na niego ochotę. Na nic ten Teddy nie wygląda, a wszystkie go kokietowały i podrywały. Stara prawda : pieniądze zrobią z najbrzydszego mężczyzny przystojniaka.C.d.n.



Offline willy

  • Zasłużony
  • *
  • Podziękowania
  • -Dane: 19
  • -Otrzymane: 90
  • Wiadomości: 1622
  • Reputacja: +37/-31
  • Płeć: Mężczyzna
  • JMP $E477
    • Status GG
Odp: Co o tym sadzicie?
« Odpowiedź #178 dnia: 10 Maj 2010, 22:15:32 »
metamorfozy ...
"Broń jest narzędziem strachu.
Nie przystoi Mędrcowi."

Offline Fachurra

  • Początkujący
  • *
  • Podziękowania
  • -Dane: 0
  • -Otrzymane: 0
  • Wiadomości: 47
  • Reputacja: +0/-0
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Co o tym sadzicie?
« Odpowiedź #179 dnia: 11 Maj 2010, 18:44:07 »
- 118 -

 Nasz Teddy sfinansuje całą przebudowę lokalu z pubu na club. Chce za to 33% z zysków. Obiecaliśmy mu, że dostanie, a nawet spisaliśmy umowę. Bo jak on to chce sprawdzać? Liczniki dziewczynom zamontuje, czy co?
 
 Teraz trzeba poszukać solidnych rzemieślników, którzy przeprowadzą remont. Podzwoniłem po naszych gościach i ustaliłem terminy. Trzeba się zorientować kto, co i za ile umie zrobić. Potrzebujemy murarzy, malarzy, elektryków, stolarzy i tapicerów.
 
 Jako pierwsi przyszli Zdzich i Dzidek. Zapytałem ich co umieją robić. Mówią, że wszystko. Troszeczkę mi się to wydało podejrzane. No bo kto umie robić wszystko? Ale wytłumaczyłem im co jest do zrobienia i że musi być gotowe w ciągu dwóch tygodni.
- Żaden problem - mówi Dzidek - Zorganizujemy ludzi i zrobimy na cacy i to w ciągu 10 dni.. -
No, no.. Coś mi ci dwaj za pewni siebie. Ok. A ile chcą za tą całą robotę. Po 16 funtów za godzinę. He,he.. To by im pasowało. Opierdzielać się i kasować forsę za godziny. Nic z tego. Muszą podać cenę za całość roboty i podpisać umowę że będzie gotowe do końca miesiąca. A jak nie, to za każdy dzień opóźnienia 10% od wartości zlecenia, jako kara umowna. Teraz, to im miny zrzedły. A, że to niby niewolnicza umowa, że nie da się z góry powiedzieć ile trzeba ludzi do pracy i ile godzin...
Jak im nie pasuje, to wynocha. Chętnych do roboty jest na pęczki.  To powiedzieli, że policzą i przyjdą jutro z kalkulacją. No proszę, postraszyć trzeba i już inaczej gadają.

 Potem przyszedł Boguś. Wywalili go z pracy przy kostce brukowej i szuka nowego zajęcia. Tego, to bym chętnie zatrudnił, bo ma u nas niezapłacone rachunki jeszcze z czasów poprzednika. Boguś też umie wszystko i chce zrobić całą robotę sam. No.. to by się z tym pół roku bawił, a nam będą każdego dnia ciężkie tysiące uciekały. Nie ma. Albo zorganizuje brygadę fachowców i zrobią w terminie, albo może zamieszkać pod jednym z pięknych Londyńskich mostów. Powiedział, że zorganizuje.
 
 Ostatni, zgłosił się gruby Staszek. Ten zaczął od razu wszystko mierzyć i liczyć na kalkulatorze. Potem powiedział, że termin jest trochę za krótki, a za zrobienie wszystkiego, łącznie z materiałem chce 55 tysięcy i jeszcze jakiś podatek. I zadatek też chce. No, popatrz go, cwaniaka. Jeszcze zadatek mu dam. Przepije, a roboty nie zrobi. Podatków żadnych też nie będziemy płacić, bo po co? Jak robotę chce , to na moich warunkach, a jak szanownemu panu te warunki nie odpowiadają, to niech szuka gdzieś indziej. Powiedział, że przemyśli sprawę i jutro da odpowiedź. No to niech sobie szybko przemyśla, bo konkurencja też nie śpi.

 Anita dostała za zadanie przeszkolenie naszych praktykantek w świadczeniu usług za parawanikiem i w pokoikach. Bo na razie to te nasze dziewczyny myślą, że taki Table dance, to tylko wywijanie tyłkiem w tańcu. Więc Anita jako doświadczona w zawodzie, wyjaśni im, że w takich lokalach oferuje się nieco szerszą gamę usług i wywija tyłkiem nie tylko w tańcu.
C.d.n.

poloniainfo.dk

Odp: Co o tym sadzicie?
« Odpowiedź #179 dnia: 11 Maj 2010, 18:44:07 »

 

Agencja Pośrednictwa Pracy CROCO DIM - wie ktoś coś o tym?

Zaczęty przez skowronDział Praca w Danii

Odpowiedzi: 12
Wyświetleń: 16769
Ostatnia wiadomość 14 Cze 2012, 09:23:01
wysłana przez kingamagda
Szwecja wygrała Eurowizję w tym roku:)

Zaczęty przez RybkaWillegoDział Hydepark

Odpowiedzi: 1
Wyświetleń: 3522
Ostatnia wiadomość 27 Maj 2012, 22:02:31
wysłana przez piotr1
co wy o tym myslicie?

Zaczęty przez neletopDział Odense

Odpowiedzi: 15
Wyświetleń: 9517
Ostatnia wiadomość 31 Mar 2009, 17:14:35
wysłana przez janusz Odense
Jak sie odnalezc w tym miescie?

Zaczęty przez HerlevDział Pomoc!

Odpowiedzi: 1
Wyświetleń: 3948
Ostatnia wiadomość 05 Lis 2009, 15:15:05
wysłana przez RybkaWillego
Czy warto zaryzykować z tym pracodawcą? MAREMA (PL) - Hoved Rent (DK)

Zaczęty przez elbaDział Praca w Danii

Odpowiedzi: 3
Wyświetleń: 8742
Ostatnia wiadomość 23 Kwi 2008, 23:40:42
wysłana przez andrzej1