artykuł z Rzeczpospospolitej (paźdz. 2007)
Polacy, których do Skandynawii wysłała olsztyńska firma, nie dostali pieniędzy za pracę. Pośrednika szukają policja, inspektorat pracy i duński związek zawodowy.
Emanuel Adamik, stolarz z Oleśnicy: – Informację o pracy w Danii znalazłem na portalu internetowym. Robert Woś, spawacz z Kujawsko-Pomorskiego: – Oferta wyglądała bardzo atrakcyjnie. Godziwe pieniądze, darmowy nocleg. Każdy by się skusił.
Krzysztof Kropisz, spawacz z Gniewu: – Miałem zarabiać około 8 tys. zł miesięcznie. Chciałem, żeby mojej rodzinie było lepiej.
Zbyszek, brukarz spod Bydgoszczy: – Pracowałem tam w ubiegłym roku. Pieniądze dostałem na czas. Przyjechałem do Polski i namówiłem znajomych. Tym razem pojechali ze mną.
Ze Zbyszkiem pojechał m.in. Krzysztof z Olsztyna. Kiedy upomniał się o wypłatę, został pobity. Dziś o pracy w Skandynawii nie chce rozmawiać. Pozostali także wrócili do kraju bez wynagrodzeń.Wszystkich do Danii wysłała olsztyńska firma Pedersen. Jest własnością mieszkającego w Polsce Duńczyka i zajmuje się pracami budowlanymi na terenie Skandynawii i Belgii. Oficjalnie firma zarejestrowana jest w prywatnym mieszkaniu na olsztyńskiej starówce. Biuro ma kilkanaście metrów dalej.
Emanuel Adamik pojechał do Danii pod koniec czerwca. Razem z trzema kolegami stolarzami pracowali w okolicach Alborga. – Byliśmy już ponad dwa tygodnie i nie dostaliśmy żadnej umowy. Kiedy się o nią upomniałem, przedstawiciele firmy Pedersen zaczęli kręcić, że ktoś ją wiezie, że lada dzień dostaniemy papiery – wspomina. Stolarze nie mogli się też doprosić pieniędzy za pracę. – Zaczęli nam mówić, że firma nie dostała pieniędzy za zlecenie – mówi Adamik. Naciągnięci pracownicy wytrzymali w Danii miesiąc. Pod koniec sierpnia wszyscy wrócili do Polski. Zamiast po 14 tys. zł zarobku przywieźli debety na kontach. Nim jednak wrócili, zapisali się do związku zawodowego BAT Kartellet. – Pomaga nam odzyskać należne pieniądze – mówi Adamik. Sam o olsztyńskiej firmie napisał na portalu duńskiej Polonii. Zostawił do siebie kontakt. – Zaczęli się zgłaszać ludzie z całej Polski – twierdzi. Zbyszek, kiedy przypomina sobie o pracy w Danii, zaczyna mówić podniesionym głosem. Klnie. – Napisałem do Okręgowego Inspektoratu Pracy w Olsztynie pismo, by skontrolowali Pedersena. Odpisali, że nie mogą tego zrobić, bo firma mieści się w prywatnym mieszkaniu – denerwuje się.
Jacek Żerański, rzecznik Okręgowego Inspektoratu Pracy w Olsztynie: – Chcieliśmy przeprowadzić kontrolę, ale właścicielem firmy jest Duńczyk. Nie mogliśmy ustalić jego miejsca pobytu. Wysyłaliśmy do firmy monity, ale nikt się nie stawiał.Miesiąc temu Emanuel Adamik i trzej jego koledzy złożyli doniesienie do wrocławskiej prokuratury. – Szukam kolejnych poszkodowanych. Wiem już, że jest nas prawie 70 osób – mówi Adamik. Zbyszek do prokuratury wybiera się w czwartek. Tymczasem kilka dni temu znikła z Internetu strona Pedersena – spółka nie płaciła za korzystanie z serwera. Biuro firmy od tygodnia jest zamknięte. Numer telefoniczny do firmy istnieje, ale też nie działa – automatyczna sekretarka każe dzwonić pod inny, który jest bez przerwy zajęty. Właściciela Pedersena bezskutecznie szukają też duński związek zawodowy i policja, którą o pomoc poprosił inspektorat pracy.
Zbyszek spod Bydgoszczy do pracy w Danii pojechał już drugi raz. Namówił na saksy kolegów. Ale zamiast pieniędzy wszyscy przywieźli tylko długi.
http://new-arch.rp.pl/artykul/729396.html