poloniainfo.dk
Ogólne => Hydepark => Wątek zaczęty przez: mala_z_Aarhus w 17 Lip 2008, 11:07:17
-
Koniec złotych czasów dla emigrantów
(PAP, md/17.07.2008, godz. 06:01)
http://biznes.onet.pl/0,1790296,wiadomosci.html
Gospodarki największych krajów europejskich: Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Włoch ostro hamują. Spowolnienie grozi również Niemcom. Kończą się złote czasy polskich eksporterów i raj dla naszych emigrantów pracujących za granicą. Pierwszy kwartał tego roku był ostatnim okresem dobrej koniunktury, ostrzega "Rzeczpospolita".
Całej Europie Zachodniej grozi stagnacja gospodarcza. Nie można wykluczyć nawet recesji. Na pewno grozi ona Hiszpanii, Irlandii, Danii, Portugalii i Włochom, ale może się tak stać nawet w Niemczech, ocenia prof. Witold Orłowski z PricewaterhouseCoopers.
Wyraźnie widać, że najbardziej rozwinięta część Unii Europejskiej nie obroniła się przed skutkami amerykańskiego kryzysu finansowego. W najgorszej sytuacji jest Hiszpania. Niektórzy ekonomiści uważają, że kryzys, jaki czeka ten kraj, będzie najgorszy od czasów dyktatury gen. Franco.
Zdaniem polskich analityków dalsze pogarszanie się kondycji gospodarek zachodnioeuropejskich zahamuje nasz rozwój. 5,5- procentowy wzrost PKB - jaki zakłada rząd - jest w tym roku raczej niemożliwy. Ekonomiści uważają, że w 2009 r. dynamika ta może się zbliżyć do 4 proc. Ale pocieszają, że nie grozi nam gwałtowny spadek tempa wzrostu, podobny do tego, jaki miał miejsce w latach 2001 i 2002.
-
spadek gospodarki jest notowany już od kilku ładnych lat. Najpierw odbiło się to na Republice Niemiec, tak więc żadnych rewelacji nie ma. Islandia 6 miesiecy temu dostała po pieluchach i sie tym nie przejmują.
-
Islandia 6 miesiecy temu dostała po pieluchach i sie tym nie przejmują.
Zalezy ktorzy Islandczycy. Moi znajomi a i owszem, przejmuja sie.
-
Przejmują sie może na pokaz, a może dlatego ze twoi znajomi to Polacy. Mam kontakt z islandczykami z racji pracy i tyle co mowią to to ze się dużo ale to dużo zmieniło, ale po chwili wala ze będzie OK.
Tak więc nie ma co straszyc recesją bo to nie jest żadne zaskoczenie.
-
twoi znajomi to Polacy.
A co moich znajomych Polakow obchodzi kryzys na Islandii :o? Mowilam o znajomych Islandczykach, myslalam, ze to jasno wynika z kontekstu.
Tak więc nie ma co straszyc recesją bo to nie jest żadne zaskoczenie.
To prawda, ale jednak portfel boli.
-
Bardziej boli sztucznie windowany (moim zdaniem rzad i Rada Polityki Pienieznej macza w tym palce i nie sa to tylko czyste prawa rynku) wzrost kursu zlotowki. Pomijam, ze za zarobione tutaj korony mniej mozna kupic w Polsce niz kiedys.
Gorzej maja ci, ktorzy maja polskie firmy i kontrakty w euro - poniewaz traca (chocby przewoznicy czyli TIRowcy) - zakontraktowanych stawek nikt im nie podniesie... Podobnie jest w handlu.
-
Kryzys gospodarczy zaczyna byc juz wyraznie odczuwalny w Danii. Zajrzalam dzis do 2 gazet i obie analizuja, kto i dlaczego powinien bac sie zwolnienia. Bardzo przystepnym jezykiem napisano o tym m.in. tu http://www.bt.dk/article/20080930/nyheder/710010005/ .
W ostatnim czasie prace stracili pracownicy:
- Saxo Bank - 320 osob
- Coloplast - 275
- TDC - 400
- Velfac - 230
- SAS - 90
- Nyhedsavisen - 850
- Rationel Vinduer -50
- Gumlink - 80
To dopabuse poczatek zwolnien. Ekonomisci uwazaja, ze najbardziej zagrozone branze to bankowosc i budownictwo.
Oczywiscie, to nie oznacza, ze umrzemy w glodzie, chlodzie i ubostwie, ale bedzie sie zylo troche ciezej, wzrosnie bezrobocie i ceny.
-
Witam :)
Zgadzam się z wypowiedziami Juty i Tuli o kryzysowych odczuciach w Danii i Islandii. Gospodarki tych państw i ich obywatele już odczuwają recesję przywleczoną zza Atlantyku na własnej skórze, a prognozy ekonomistów nie napawają optymizmem. Odczujemy to także i my. Dziś kryzys najbardziej trawi bankowość i nieruchomości, ale jego ofiarami staną się wkrótce budowlanka i transport. A wszystko to w przyszłości przełoży się na spadek produkcji i wzrost bezrobocia. Skutki kryzysu odczują zatem nie tylko kraje już nim dotknięte, ale i te, które mogą pochwalić się wciąż dobrymi wskaźnikami rozwoju gospodarczego np. Europa Środkowo-Wschodnia.
Obserwując duńskie "podwórko" w największych tarapatach znajduje się tutaj branża finansowa, a ściślej - banki. Plajta Roskilde Banku, prewencyjne zakupy Nordea Banku (bank ten dotąd najmniej ucierpiał na fali spadków na kopenhaskiej giełdzie), plotki o Amagerbanku, są tego dobitnym przykładem. Nie mówi się jeszcze głośno o interwencyjnych krokach państwa, ale już w Islandii tamtejszy rząd takie kroki podejmuje przejmując kontrolę nad jednym z największych "narodowych" banków (sprawa Glitnir Banku). Warto zauważyć także i to, że giełdy skandynawskie notują większe spadki niż pozostałe giełdy europejskie. Przypadek?
PS. Ogólne informacje nt. kosztów kryzysu finansowego w Danii i przełożeniu ich na duński PKB ujawnia dzisiejszy Børsen.
-
Nie lepiej i w Polsce:
70 tys. Polaków straci pracę, firmy szykują zwolnienia
Po raz pierwszy od pięciu lat wzrosła ilość zwolnień grupowych w przedsiębiorstwach. Jak ustaliła "Polska", w pierwszej połowie br. 147 firm zapowiedziało redukcję zatrudnienia o 10 tys. osób.
To dokładnie tyle samo co w całym ubiegłym roku. Tylko w czerwcu do urzędów pracy wpłynęły zgłoszenia z 51 zakładów, które chcą zwolnić prawie 2 tys. osób. Zwalniają głównie eksporterzy, którzy szczególnie cierpią z powodu mocnego złotego w stosunku do euro. Z tej przyczyny topnieją ich zyski.
To dlatego w sierpniu straciło pracę 330 osób z Olsztyńskich Fabryk Mebli na Dolnym Śląsku. Firma nie wytrzymała dekoniunktury w krajach starej Unii, do których trafiało 95 proc. produkcji.
Prezesi firm meblarskich szacują, że do końca 2009 r. w branży zatrudniającej dziś ok. 100 tys. osób pracę może stracić 15-20 proc. Podobnie jest w branży mięsnej, transportowej i budowlanej, które są silnie uzależnione od eksportu.
Ale widać, że kryzys rozlewa się na inne branże. Tylko na Mazowszu zwalniają w tym roku Skanska (500 osób), Ruch (800 osób) i Telekomunikacja Polska (2,2 tys. osób). Kilkakrotnie więcej pracowników niż w ubiegłym roku zwolniły firmy na Podkarpaciu i w Krakowie.
Banki niechętnie udzielają teraz kredytów firmom, co przełożyło się na zahamowanie wielu inwestycji. A bez zastrzyku gotówki ludzie też przestali kupować produkty.
A będzie jeszcze gorzej. Zwolnienia szykują się bowiem w dużych państwowych przedsiębiorstwach: PKP Cargo, stoczniach w Gdyni i Gdańsku oraz w Poczcie Polskiej. Łącznie w tych firmach zatrudnienie może stracić nawet 40 tys. osób, a jeśli dodać do tego mniejsze spółki, bez pracy zostanie blisko 70 tys. ludzi. W ciągu kilku lat bezrobocie wzrośnie o kilka procent.
Polskie firmy, czując spowolnienie gospodarcze, już zaczynają planować zwolnienia pracowników. W 2009 r. pracę może stracić nawet 40 tys. pracowników największych polskich przedsiębiorstw, m.in. PKP, Poczty Polskiej oraz trzech stoczni w Gdyni i Gdańsku.
W przyszłym roku PKP Cargo zajmujące się m.in. przewozem węgla i materiałów budowlanych mogą zredukować załogę o co najmniej 10 tys. pracowników (obecnie w firmie pracuje 44 tys. osób). To efekt głębokiej restrukturyzacji, której celem jest ograniczenie kosztów. Szefowie PKP Cargo oficjalnie zapowiadają połączenie kilku zakładów należących do spółki, co będzie wiązało się także z ograniczeniem zatrudnienia.
Spółka musi szukać oszczędności, bo w miarę jak rosną koszty energii i pracy, coraz mniej opłaca się przewozić towary za granicę. Co gorsza, spada również liczba zleceń przewozowych. Na przykład firmy deweloperskie, które do tej pory zamawiały wagony materiałów budowlanych, teraz ograniczają zamówienia.
Spadek zamówień to dziś największa bolączka polskich firm. W sierpniu wartość nowych zamówień w przemyśle spadła o 2,6 proc., a w lipcu o 4,3 proc. w porównaniu z poprzednim rokiem. Dlatego firmy ratują się zwolnieniami, by nie ponosić dodatkowych kosztów.
Stocznie w Gdyni i Gdańsku po połączeniu w jedną firmę będą zatrudniać docelowo do 2012 r. 5,5 tys. osób, co oznacza, że zatrudnienie w ciągu kilku lat spadnie tam o połowę. Wreszcie Poczta Polska planuje redukcje zatrudnienia w małych, nierentownych oddziałach. Jeśli tego nie zrobi, grożą jej wielomilionowe straty.
Redukcje to pierwszy symptom zbliżającego się zahamowania wzrostu gospodarczego w Polsce. Minister finansów już zapowiedział wczoraj, że przyszłoroczny wzrost PKB nie przekroczy 4,8 proc. (w tym roku to 5,5 proc.). I nic dziwnego: po załamaniu się rynków finansowych w USA banki na całym świecie zaczęły niechętnie udzielać kredytów firmom, co bezpośrednio przełożyło się na zahamowanie wielu inwestycji. A bez zastrzyku gotówki ludzie też przestali kupować produkty, co spowodowało zahamowanie popytu.
Polskie firmy już to odczuwają. Szczególny problem mają firmy meblarskie i odzieżowe, które większość swojej produkcji wysyłają na eksport. W branży meblarskiej zysku nie osiągnęło w tym roku ponad 30 proc. firm, a w branży włókienniczej prawie połowa. Przykłady mówią wiele: 194 osoby straciły pracę w łódzkiej spółce odzieżowej Archimode, a 129 w bełchatowskich Zakładach Przemysłu Bawełnianego.
Niepokojące są też sierpniowe dane resortu pracy pokazujące, że zwiększyła się ilość zwolnień grupowych w firmach. W pierwszej połowie 2008 r. aż 147 przedsiębiorstw zapowiedziało, że chce zmniejszyć zatrudnienie o ponad 10 tys. osób. Pracę w tym okresie straciło 7,2 tys. osób. Tylko w czerwcu do urzędów pracy wpłynęły zgłoszenia od 51 zakładów, które chcą zwolnić prawie 2 tys. osób. Dla porównania: w całym 2007 r. zwolnienia grupowe planowano w 131 firmach, które chciały zwolnić ponad 10 tys. osób.
Skalę tegorocznych zwolnień widać najlepiej na przykładzie Podkarpacia i Krakowa. Od początku roku do końca sierpnia w woj. podkarpackim pracę w wyniku zwolnień grupowych straciło 990 osób w 8 zakładach, a dla porównania w 2007 r. w tym samym okresie jedynie 253 osoby.
Podobnie jest w Krakowie, w tym roku pracę straciło tu 1,3 tys. osób. To o 50 proc. więcej niż w całym 2007 r. - Ten kryzys doprowadzi do wzrostu bezrobocia w przeciągu dwóch, trzech najbliższych lat o kilka procent - ocenia Mariusz Wachowicz, ekspert ds. rynku pracy z Fundacji CASE. Wydaje się, że przed nieszczęściem uratuje nas tylko zastrzyk pieniędzy z Unii.
Stocznie w Gdyni i Gdańsku po połączeniu w jedną firmę będą zatrudniać docelowo do 2012 r. 5,5 tys. osób, co oznacza, że zatrudnienie w ciągu kilku lat spadnie tam o połowę. Wreszcie Poczta Polska planuje redukcje zatrudnienia w małych, nierentownych oddziałach. Jeśli tego nie zrobi, grożą jej wielomilionowe straty.
Redukcje to pierwszy symptom zbliżającego się zahamowania wzrostu gospodarczego w Polsce. Minister finansów już zapowiedział wczoraj, że przyszłoroczny wzrost PKB nie przekroczy 4,8 proc. (w tym roku to 5,5 proc.). I nic dziwnego: po załamaniu się rynków finansowych w USA banki na całym świecie zaczęły niechętnie udzielać kredytów firmom, co bezpośrednio przełożyło się na zahamowanie wielu inwestycji. A bez zastrzyku gotówki ludzie też przestali kupować produkty, co spowodowało zahamowanie popytu.
Polskie firmy już to odczuwają. Szczególny problem mają firmy meblarskie i odzieżowe, które większość swojej produkcji wysyłają na eksport. W branży meblarskiej zysku nie osiągnęło w tym roku ponad 30 proc. firm, a w branży włókienniczej prawie połowa. Przykłady mówią wiele: 194 osoby straciły pracę w łódzkiej spółce odzieżowej Archimode, a 129 w bełchatowskich Zakładach Przemysłu Bawełnianego.
Niepokojące są też sierpniowe dane resortu pracy pokazujące, że zwiększyła się ilość zwolnień grupowych w firmach. W pierwszej połowie 2008 r. aż 147 przedsiębiorstw zapowiedziało, że chce zmniejszyć zatrudnienie o ponad 10 tys. osób. Pracę w tym okresie straciło 7,2 tys. osób. Tylko w czerwcu do urzędów pracy wpłynęły zgłoszenia od 51 zakładów, które chcą zwolnić prawie 2 tys. osób. Dla porównania: w całym 2007 r. zwolnienia grupowe planowano w 131 firmach, które chciały zwolnić ponad 10 tys. osób.
Skalę tegorocznych zwolnień widać najlepiej na przykładzie Podkarpacia i Krakowa. Od początku roku do końca sierpnia w woj. podkarpackim pracę w wyniku zwolnień grupowych straciło 990 osób w 8 zakładach, a dla porównania w 2007 r. w tym samym okresie jedynie 253 osoby.
Podobnie jest w Krakowie, w tym roku pracę straciło tu 1,3 tys. osób. To o 50 proc. więcej niż w całym 2007 r. - Ten kryzys doprowadzi do wzrostu bezrobocia w przeciągu dwóch, trzech najbliższych lat o kilka procent - ocenia Mariusz Wachowicz, ekspert ds. rynku pracy z Fundacji CASE. Wydaje się, że przed nieszczęściem uratuje nas tylko zastrzyk pieniędzy z Unii.
żródło: dziennik Polska http://polskatimes.pl/stronaglowna/50092,70-tys-polakow-straci-prace-firmy-szykuja-zwolnienia,id,t.html#material
-
Jescze skan z gazrtyy B.T. analiza rynku pracy
-
właśnie sie zastanawiam czy wypłacic te nędzne oszczędności z Danskebanku :-\
podobno na Islandii jest teraz taka sytuacja ze banki nie wypłacają wcale pieniedzy...w tym Polakom tam zamieszkujacym...
jak myslicie?
-
To prawda, nie wyplacaja, czytalam o tym wczoraj na forum Polonii islandzkiej. Islandia dostala pozyczki od Rosji, Wielkiej Brytanii oraz Danii, aby ustabilizowac sytuacje.
Nie jestem ekonomista, ale mysle, ze z wyplacaniem oszczednosci powinnas poczekac. W kazdym razie, my czekamy. Nie ma co panikowac.
-
właśnie sie zastanawiam czy wypłacic te nędzne oszczędności z Danskebanku :-\
podobno na Islandii jest teraz taka sytuacja ze banki nie wypłacają wcale pieniedzy...w tym Polakom tam zamieszkujacym...
jak myslicie?
są gwarancje rządowe....
ponadto wypłacając kase, pogłębisz kryzys ;D
-
Dokladnie, wczesniej rzad gwarantowal wyplate oszczednosci do 300.000 kr., teraz granica jest chyba podniesiona do 375.000 kr.
-
widzę że panika z islandii niektórym się już tutaj udzieliła..
-
Rationel przeniesie produkcję do Polski oraz Danii
Duński producent okien i drzwi drewnianych Rationel ogłosił w piątek o zamknięciu zakładów produkcyjnych w Edenderry w hrabstwie Offaly w środkowej Irlandii i przeniesieniu produkcji do Polski i Danii - donoszą irlandzkie media.
W Republice Irlandii pozostanie tylko ośrodek obsługi biznesu i dział sprzedaży, ale działalność produkcyjna ustanie z dniem 14 listopada. 71 pracowników straci pracę.
Firma działała w Irlandii od 1987 r. Dyrektor zarządzający Rationel (Ireland) podał, że głównym powodem zamknięcia zakładów jest dekoniunktura w irlandzkim sektorze budowlanym.
http://www.pb.pl/Default2.aspx?ref=lastcomm&ArticleID=fee4c355-10a2-433a-b943-3d4ed5cae19f&readcomment=1
-
Z dzisiejszej prasy:
Danfoss zwalnia 190 osob
B&O zwalnia 165 osob i likwiduje okolo 300 stanowisk
3F obserwuje zwiekszona liczbe osob zglaszajacych sie do A-kasse, czyli bezrobocie zaczyna wzrastac.
-
Jak ktoś jest cennym pracownikiem dla firmy to zwolnienie z pracy dotyczyć go nie będzie. Współczuję tym, którzy nie mają takiego komfortu.
-
Jak ktoś jest cennym pracownikiem dla firmy to zwolnienie z pracy dotyczyć go nie będzie. Współczuję tym, którzy nie mają takiego komfortu.
Teoretycznie. Jak zwalnial Mærsk, zwalniali glownie mendzerow sredniego stopnia, to samo niedawno zrobil Saxo Bank.
-
Teoretycznie. Jak zwalnial Mærsk, zwalniali glownie mendzerow sredniego stopnia, to samo niedawno zrobil Saxo Bank.
bo zwalnia się tych, co mają najmniejszy wpływ na dochody firmy, a kosztują najwięcej....
banki nie zamkną przecież oddziałów, bo to oznacza utrate klientów, czyli dochodów
-
Tula ... jeden menedzer sredniego stopnia jest bardziej cenny dla firmy niz inny. Jesli firma odpowiednio zarzadza kadrami to zwolni menedzera ktory jest dla niej mniej wartosciowy. Jesli firma nie ma dobrej polityki kadrowej i zwolni menedzera, ktory jest bardziej wartosciowy, to on moze sie z tego tylko cieszyc. Nowa prace znajdzie szybko (w koncu jest wartosciowym pracownikiem a w czasach stagnacji, tudziez recesji, pracownicy tez sa potrzebni) ... miejmy nadzieje, ze w firmie o lepszej poityce zarzadzania kadrami. Konkludujac, warto byc wartosciowym pracownikiem i miec komfort stalosci zatrudnienia (planowanie wydatkow nie jest wowczas rosujska ruletka).
P.S. wybaczcie, ze pisze o czyms oczywistym ;)
-
Wiele zakładów pracy przy konieczności zwalniania pracowników bierze też pod uwagę staż pracy.
Na odstrzał wybierani są wtedy ostatnio przyjmowani.
Mam obawy, że nawet jak się jest świetnym fachowcem to i tak ta groźba zwolnienia gdzieś tam w podświadomości tkwi.
Gdy padają całe firmy to wtedy nie ma różnicy jakim się jest fachowcem.
Różnica może być taka, że będzie łatwiej znaleźć następną pracę,
Z doniesień medialnych wynika, że branża budowlana zaczyna mieć poważne problemy z zamówieniami.
Producent okien Velux negocjuje ze związkami zawodowymi groźbę zwolnienia 230 pracowników w Gelsted na Fionii....
... No, miałem na wszelki wypadek sprawdzić wiarygodność tego doniesienia o Velux i okazuje się, że już ich zwolnili.
Pozdrawiam
-
B&O zwalnia 165 osob i likwiduje okolo 300 stanowisk
Niestety to prawda, dzis byla wielka akcja i zwolnili sporo ludzi, z mojego dzialu na szczescie tylko 2 osoby. Poza tym wszytskie nowe/puste stanowiska nie zostana zapelnione. Ciecia, ciecia, ciecia, a roboty przybywa >:(
Ja sie o prace nie boje bo zawsze mozna cos nowego zlapac ale wielu kolegow od tygodni po nocach nie spalo w obawie o utrate miejsca pracy, niestety.
-
Ma ktoś aktualne informacje czy w Rationel Vinduer będą jeszcze zwolnienia???
-
Norweskie eldorado żródło GW
(http://bi.gazeta.pl/im/9/5853/z5853629Z.jpg)
Polacy pracujący w Norwegii nie odczuwają skutków światowego kryzysu. Co więcej - są zadowoleni z tamtejszych warunków pracy i wysokości swoich zarobków - wynika z informacji zebranych przez PAP.
W rafinerii Mongstad na szelfie norweskim (koło Bergen) na kontraktach pracuje ok. 200 Polaków. Są zatrudnieni jako wykwalifikowani pracownicy fizyczni oraz specjaliści. Umowy podpisują najczęściej jeszcze w kraju z podwykonawcami firm norweskich. W Mongstad rodaków można spotkać również przy konserwacji rafinerii. Do tych prac kontrakty zawierane są na 6 tygodni, a wykonuje je w sumie co najmniej 2 tys. osób. Trudno sprecyzować, ilu z nich ma polskie paszporty, gdyż rafineria zatrudnia wielu podwykonawców. - Tylko do prac budowlanych zatrudniliśmy ok. 300 pracowników, wielu z nich to Polacy - mówi Kare Ness z firmy StatoilHydro, właściciela rafinerii. Według norweskiego urzędu ds. imigracji (UDI), tylko w okresie od stycznia do końca sierpnia tego roku Polakom wydano prawie 18,4 tys. nowych pozwoleń na pracę w Norwegii.
Dobra praca i płaca
- Mamy tutaj bardzo dobre warunki pracy i jesteśmy zadowoleni - mówi Dominik z Tarnowa, monter rurociągów, a jego kolega, Marcin z Krakowa - specjalista BHP dodaje: - Wszystko jest opłacone: wyżywienie i zakwaterowanie w kampusie. Obaj monterzy - Dominik i Marcin - skończyli szkoły budowlane, a Marcin, zajmujący się bezpieczeństwem pracy, studiował zarządzanie jakością. - Pracujemy 4 tygodnie, a potem na 2 tygodnie wracamy do domu - opowiada Marcin - Przeloty mamy opłacone. Jak pracowałem w Niemczech i w Hiszpanii, to zjeżdżałem do domu tylko na 3-4 dni. Człowiek nie zdążył się rozpakować, a już musiał się pakować - wspomina. Jego zdaniem Norwegowie bardzo dbają o pracowników i bezpieczne warunki pracy. Pracownicy mogą też bezpłatnie korzystać z kantyn i świetlic, gdzie odbywają się koncerty i pokazy filmów. Do najbliższego miasta - Bergen - kursuje wieczorem pracowniczy autobus. - Dla tych, którzy chcą się rozerwać. Powrót 3 rano - tłumaczy. Wszyscy mówią, że chcieliby zostać, sprowadzić rodziny. - Zamiast utrzymania w kampusie, można dostać dietę i za to wynająć mieszkanie - mówi Marcin. Podkreśla, że w Norwegii nie jest tak, jak w Polsce, że zarabia się 900 zł, a opłaty wynoszą 1200 zł. Nawet wynajmując mieszkanie można spokojnie się utrzymać, mimo wyższych kosztów życia. Polacy nie chcą zdradzać wysokości swoich zarobków. - Jeszcze wszyscy przyjadą i zabiorą nam pracę - mówi Dominik, monter rurociągów. Dodaje, że zarobki jego rodaków pracujących w Norwegii nie różnią się od wynagrodzenia pozostałych pracowników. Najniższa pensja w Norwegii wynosi, w przeliczeniu na złotówki ponad 8 tys. zł. W październiku brytyjski dziennik "Dailly Mirror" podał, że minimalna stawka godzinowa w Norwegii to - w przeliczeniu na brytyjską walutę - 10 funtów za godzinę (prawie 49 zł - PAP). To prawie dwa razy więcej, niż w Wielkiej Brytanii. Norweski urząd statystyczny informuje, że średnie wynagrodzenie w tym kraju w 2007 roku wyniosło ponad 32 tys. koron norweskich (NOK), podczas gdy najniższa pensja w tym samym roku to 18,6 tys. NOK. Średnie zarobki w budownictwie w październiku ub. r. podliczono na 29 tys. koron.
-
Kolezanka Islandka doniosla mi, ze skonczyl sie w kraju zapas Prince Polo, a nie maja pieniedzy, by importowac. To tak, jakby w Polsce nagle zabraklo wodki... :o
-
Kolezanka Islandka doniosla mi, ze skonczyl sie w kraju zapas Prince Polo, a nie maja pieniedzy, by importowac. To tak, jakby w Polsce nagle zabraklo wodki... :o
hmm... czyli jest szansa aby zarobić ;D
-
Ty zaraz "zarobic" >:(. A mi chodzilo o ewentualna akcje wysylania paczek z przysmakiem na owa odlegla wyspe...
-
ważne że wódka jeszcze jest ;)
-
Polska pożyczy Islandii 200 mln dolarów na walkę z kryzysem
Polska pożyczy Islandii 200 mln dolarów - powiedziała rzeczniczka resortu finansów Magdalena Kobos. Ministerstwo uważa, że Polskę stać na taki gest, bo nasze finanse mają solidne podstawy.
Pożyczka jest częścią pakietu pomocowego w wysokości 6,5 mld dolarów, przeznaczonego na walkę ze skutkami kryzysu w Islandii.
Pieniądze na pomoc ma wyłożyć Międzynarodowy Fundusz Walutowy, wraz z Wielką Brytanią, Holandią oraz państwami skandynawskimi.
Jak powiedziała Kobos, decyzję o przyłączeniu się Polski do inicjatywy MFW podjął minister finansów Jacek Rostowski podczas nieformalnego spotkania Ekofinu (grupy w skład której wchodzi 27 ministrów finansów państw UE) z Europejskim Stowarzyszeniem Wolnego Handlu.
Przedstawiciele Islandii poinformowali na nim o sytuacji finansowej swojego państwa.
Jak podkreśliła Kobos, duże znaczenie w podjęciu decyzji o pomocy dla Islandii ma fakt, iż na tej wyspie żyje ok. 10-tysięczna grupa Polaków.
MFW wstępnie zatwierdził już udzielenie pożyczki w wysokości 2 mln USD. Jednak decyzja ta musi być ostateczne zatwierdzona przez Radę Gubernatorów.
Islandia jest jednym z państw, które najciężej doświadczyły kryzysu finansowego. Straty szacuje się na 7,1 mld euro, co stanowi 85 proc. PKB Islandii za rok 2007. Kryzys dotknął Islandię w tak silny sposób, ponieważ sektor bankowy jest tam szczególnie silny. Prowadzi niezwykle aktywną działalność na rynkach międzynarodowych, a jego aktywa równe są dziewięciokrotności PKB państwa, wynoszącego w przeliczeniu 14 mld euro.
Gdy na początku października okazało się, jak wielka część bankowych długów jest "toksyczna", rząd zmuszony został do przejęcia kontroli nad trzema największymi bankami Islandii: Kaupthing, Landsbanki i Glitnir.
Walkę z kryzysem dodatkowo utrudnia fakt, że w okresie od października 2007 do października 2008 kurs korony islandzkiej spadł wobec euro o 70 proc. Dlatego też Islandia zmuszona została do szukania pomocy w zewnętrznych źródłach finansowania.
żródło:biznes.onet.pl
-
Rationel Vinduer zamyka swoje zakłady produkcyjne na terenie Danii. Całość produkcji zostaje przeniesiona do Polski...
-
Nissens - 200 osób straci prace + 200 które straciło juz w 2008r.
-
totempo ma duże problemy, ciekawe co z ubezpieczonymi jak ewentualnie upadnie.... :o
-
W ostatni czwartek w B&O zwolnili kolejne 220 osób. Mam nadzieje ze to ostatnie zwolnienia przed wakacjami
-
Chyba w Politiken pisali, ze od stycznia codziennie traci prace ok. 150 osob.
Nie podawali, w jaki sposob uzyskuja te informacje.
-
Chyba w Politiken pisali, ze od stycznia codziennie traci prace ok. 150 osob.
Nie podawali, w jaki sposob uzyskuja te informacje.
a ilu uzyskuje ?? ;D
-
a ilu uzyskuje ?? ;D
Ze niby jak zwalniaja, to znaczy, ze beda przyjmowac ;)?
-
Problem z Islandczykami polega na tym ze oni wydawali gigantyczne kwoty ktore pochodzily z pozyczonych pieniedzy . W samej Danii stracili na Sterlingu ponad MILIARD koron . To przypopminalo wielkie pijanstwo i teraz niestety okres trzezwienia bedzie bardzo dlugi . Zreszta najwiekszy problem to USA i ten ich caly cyrk z pozyczkami hipotecznymi ktore dawali prawie kazdemu z ulicy . Te kredyty byly potem pakowane w paczki iwestycyjne i sprzedawane roznym bankom na calym swiecie . Wszyscy uczestniczyli w tym cyrku i teraz wszyscy beda placic .... Najciekawsze ze nikt nie wie jak to wszystko sie skonczy . Mærsk ktory jest gigantyczna firma jak na dunskie warunki ma problem z konkurentami ktorzy przewoza kontenery za darmo po to zeby sie utrzymac na rynku ...... :o W samej Danii padlo kilka bankow tylko i wylacznie dlatego ze pozyczaly roznym spekulantom ktorzy sprzedawali sobie nawzajem budynki w tzw. karuzeli . Teraz podatnicy czyli my maja pomoc bankom .... Takiego cyrku jak tutaj to nawet w Polsce nie bylo . Oficjalnie mowi sie o tym ze Dania jest w najwiekszym kryzysie od ponad 30 lat ..... I to raczej poczatek a nie koniec .
-
Oj, ze w najwiekszym kryzysie od lat, nie znaczy, ze jest dramatycznie.
Od poczatku lat 90 dunski budzet byl na wielkim plusie. W tym roku po raz pierwszy beda mieli minus okolo 6 milardow. Dla Danii to dramat....
A Polska od 30 lat jedzie na minusie i nikt dramatu nie robi.
Tak wiec punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia.
Juz dawno zauwazylam, ze Dunczycy maja skolnnosci do przesady.
-
.. Dla Danii to dramat....
Juz dawno zauwazylam, ze Dunczycy maja skolnnosci do przesady.
Jestes pewna ze Dunczycy a nie Polacy? ;D
Nie slyszalem zeby Dunczycy narzekali a ze duzo jest o tym w mediach to naturalne - media musza miec "dobra" historie kazdego dnia. ;D
-
w naszej firmie zwolnili kilkanaście osób z warsztatu i kilka osób z biura a od przyszłego tygodnia warsztat będzie pracował tylko co 2 tydzień, bo jest bardzo mało zamówień :( nie wygląda to różowo....
-
wszystko zależy od profesji która się wykonuje, budowlańcy mają juz problem z robotą. Stolarze mieli w grudniu a od nowego roku ruszaja pełną parą wiec powoli miejmy nadzieje wszystko dojdzie do normy.
-
Co racja to racja Klingtonie :)
-
Duńczycy się przestraszyli trochę, bo faktycznie ten plusik budżetowy, to ma miejsce dopabuse od lat 90-tych. Wielu ludzi pamięta recesję panującą od kryzysu paliwowego do lat 90-tych właśnie. Poza tym Danię charakteryzował stały deficyt na rynku walut obcych. Ludziom, którzy pamiętają tamten czas- troszkę przyspiesza puls. W końcu każdy uwielbia spokój i stabilność finansową budżetu domowego. Przez ostatnich 20 kilka lat było spokojnie, aż tu nagle...A że szystko jest względne to oczywista oczywistość, jak powiedział wielki myśliciel ;D
-
"A Polska od 30 lat jedzie na minusie i nikt dramatu nie robi. "
Polska byla w 1989 bankrutem . Pomogl MWF i reformy Balcerowicza . Do tego doszly pieniadze z Unii i naplyw pieniedzy z ludzi pracujacych za granica od 2004 . Wystarczy spojrzec na kurs zlotowki . Rosyjski rubel tez nie ma sie zbyt dobrze . Zdewaluowany kilkanascie razy od poczatku kryzysu . Duza czesc dunskich wplywow budzetowych pochodzi z ropy z Morza Polnocnego .Duza czesc tez z wplywow z shippingu , Mærsk , D/S Norden . Nie bylo tutaj nigdy takiego okresu chciwosci i zadzy pieniedzy jak pomiedzy 2003-2007 . Teraz ktos rachunek musi zaplacic . USA finansuje swoje minusy budzetowe za ppmoca obligacji kupowanych glownie przez Chiny i Japonie .. to nie potrwa zbyt dlugo .. Tyle ze Usa jest motorem swiatowej gospodarki . To sie nie zapowiada na dobrze
::) ::) ::)
-
U mnie w Esbjerg:
Hjemis - lody dunskie za trzy miesiace zamykaja fabryke, powod, produkcja w dani nie oplaca sie.
KJ - fabryka , w maja przejdzie na zwolnienie polowa ludzi co w ostatecznosci prawdopodbnie za rok owocuje calkowitym zamknieciem fabryki.
Ale ja wcale nie łączyłabym tego z kryzysem , juz rok wczesniej zapowiadali zwolnienia w esbjerg, po rozszerzeni sie uni produkcja w danii po prostu nie oplaca sie. Jesli maja jednemu pracownikowi, ktory stoi na tasmie i wklada lody do pudelka zaplacic 20 tys koron, a powiedzmy w polsce 2 tys koron, to co to za interes ? :-\
Wiec nie zdziwie sie, ze jesli dunskie lody bede produkowane w polsce ;D
Co do islandi , mam znajoma i tam naprawde nie jest wesolo. Jesli ktos mial kredyty w banku to teraz moze tylko wziasc sznur i przerzucić przez drzewo i wiadomo co zrobic.
Banki nie maja pieniedzy, oszczednosci ludzi przepadly w bankach, teraz maja nic, a kredyty musza splacac, a pracy nie ma . Spora czesc isladczyzkow wyjechala do norwegi zaczac zycie od nowa.
Panstwo ma zapas pieniedzy na zasilkow tylko na rok , co bedzie dalej ? Sporo osob popełniło samobójstwo :-[
-
Niemcy nie chcą polskich robotników
Niemcy popełniają błąd nie otwierając dla nas rynku pracy. Przecież wystarczy spojrzeć na Wielką Brytanię - twierdzą ekonomiści. Jednak Berlin jest nieugięty i nie otworzy się na Polaków - dowiedział się DZIENNIK. Kryzys spowodował, że niemiecki rząd nie chce być oskarżany o pozbawianie rodaków pracy. A w tym roku wybory.
"
Dostaliśmy już nieformalny sygnał z Berlina, że zakaz podejmowania pracy zostanie utrzymany" - mówi DZIENNIKOWI rzeczniczka Komisji Europejskiej ds. zatrudniania Chantal Hughes.
Jej zdaniem śladem Republiki Federalnej pójdzie także Austria. W obu państwach Polacy nie będą mogli pracować aż do 1 maja 2011 roku.
Wtedy, zgodnie z traktatem o poszerzeniu Unii, Berlin oraz Wiedeń nie będą miały wyboru - będą musiały zezwolić naszym obywatelom na legalną pracę.
Sygnały z Brukseli potwierdza w rozmowie z DZIENNIKIEMK minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz. "Zniesienie ograniczeń na największym rynku pracy Europy, jakim są Niemcy, jest naszym absolutnym priorytetem, ale jest pesymistą: nie sądzę, aby 1 maja do tego doszło" - przyznaje.
Zdaniem ekspertów w Republice Federalnej pracuje dziś nielegalnie kilkaset tysięcy Polaków.
Poza Niemcami oraz Austrią w Unii Europejskiej Polacy nie mogą pracować legalnie jeszcze tylko w Danii i Belgii. Pierwszy z tych krajów zapowiedział już jednak, że 1 maja zniesie ograniczenia. Drugi jeszcze się waha.
Gospodarka czy polityka?
"Nie dziwni mnie decyzja niemieckich władz. Szczególnie biorąc pod uwagą szalejący na tamtejszym rynku kryzys oraz zbliżające się w Niemczech wybory" - mówi DZIENNIK Joanna Kluzik-Rostkowska, minister pracy w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.
Dodaje jednak, że ta decyzja powinna spotkać się z reakcją polskiego rządu. "Tu jest pole do popisu dla polskiej dyplomacji. Nie wiem czy sprawa nie powinna zostać poruszona na forum Unii Europejskiej" - mówi Kluzik-Rostkowska.
Jak się uchronić przed decyzją Berlina?
Na decyzję Niemiec spokojnie reaguje Platforma Obywatelska. "Każda informacja dotycząca zawężenia rynku pracy jest niepokojąca. Choć osobiście nie spodziewałem się, aby po otwarciu niemieckiego rynku pracy powtórzył się scenariusz podobny do zarobkowej emigracji Polaków na Wyspy Brytyjskie" - ocenia w rozmowie z DZIENNIKIEM wiceszef Platformy Obywatelskiej Waldy Dzikowski .
Spokojnie do informacji podchodzi też Jacek Męcina, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. "To Niemcy tracą utrzymując zamknięty rynek pracy. Ekonomiczne wskaźniki Brytyjczyków czy Skandynawów zdecydowanie wzrosły po tym, jak kraje te otworzyły się na pracowników spoza swoich granic" - mówi nam Męcina.
"Niemcy taką decyzją strzelają sobie w stopę. Otwierając swój rynek pracy dla Polaków dostaliby usługi tańsze i lepsze" - mówi DZIENNIKOWI ocenia Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha. W jego ocenie polski rząd chcąc uchronić przed negatywnymi skutkami decyzji Berlina powinien obecnie w znaczny sposób obniżyć koszty pracy. "Jedną z najważniejszych konkluzji ostatniego szczytu w Davos była ta, że w dobie kryzysu kapitał będzie wędrował tam, gdzie są zasoby ludzkie. W Polsce mamy mnóstwo dobrze wykształconych i chętnych do pracy młodych ludzi. Problem w tym, że koszty pracy w naszym kraju są niewyobrażalnie wysokie, co zniechęca potencjalnych inwestorów" - dodaje Gwiazdowski.
-
A ja sie rzadowi niemieckiemu nie dziwie. Racje ekonomiczne to jedno, a nastroje ludzi to drugie, w Wielkiej Brytanii od paru dni sa protesty na duza skale przeciwko robotnikom z zagranicy.
-
Nie zdziwie sie jesli Dunczycy tez nie otworza.
Tutaj tez coraz wiecej sie slyszy na temat: "ile beda kosztowali dunscy bezrobotni i czy panstwo stac na takie wydatki.
I czy czasem nie powinno byc jednak tak, ze prace beda mieli w pierwszej kolejnosci Dunczycy, a nie tansi robotnicy z bloku wschodniego".
-
Myślę, że duńczycy nawet jeżeli w życie wejdzie prawo o całkowitym zniesieniu, wybronią się "językiem", po prostu przy każdym możliwym ogłoszeniu o pracę będzie zaznaczone, że wymogiem koniecznym będzie znajomość języka duńskiego w mowie i piśmie, a nikt kto będzie chciał przyjechać do Danii "z partyzanta" raczej nie ma szans.
-
Myślę, że to poniekąd dobrze... ::)