Pracowałem u araba!

 Image

Historia całkiem prawdziwa. Przytrafiła się jednemu studentowi jakiś czas temu i może być przestrogą dla innych poszukujących w desperacji pracy. Jak zapewne wiemy, w Wielkiej Brytanii wielu rodaków padło ofiarą wykorzystywania w pracy za płacę dużo poniżej minimalnej. Ludzie w desperacji szukają czegokolwiek, za jakiekolwiek pieniądze. Z czasem zupełnie nie zauważają ze pracują jak konie, za pół darmo, dopóki ktoś im nie otworzy oczu. Dla informacji, średnia płaca w restauracjach w Danii to 90 - 100 DKK /h . Niektóre restauracje zatrudniają ludzi na czarno, przygotowują kontrakt na podkładkę w razie kontroli. Wg. papierów pracują 15h w miesiącu - w rzeczywistości ok 50h. Pamiętaj że pracując legalnie, odkładasz feriepenge, które zostaną ci zwrócone na wiosnę. 

Adam (Aalborg)

Wrzesień:

Przyjechałem tu na studia. Nie brałem udziału w programie wymiany studentów, ani nie otrzymał żadnego stypendium. Przyjeżdżając do Danii, liczyłem się z wysokimi kosztami utrzymania, lecz rzeczywistość przerosła moje oczekiwania. Zacząłem poszukiwać pracy. Wielkim utrudnieniem było to, że nie znałem języka i wciąż czekałem na pozwolenie na prace. Jak wiadomo, duńska administracja nigdy się nie spieszy w tych sprawach. Poszukiwanie polegało na chodzeniu od knajpy, do knajpy i bezpośrednie pytanie o wakat. Rezultaty dosyć marne. Albo wymagają ważnego pozwolenia, albo znajomości języka, czasami każą zostawić CV i nr telefonu. Cóż robić. Z nadzieją że ktoś nagle odzwoni, zostawiałem „upiększone” CV z kilkoma wpisami o doświadczeniu w cateringu. Nie omijałem żadnej restauracji. Nawet lokalne małe pizzerie, gdzie pracowali jedynie obywatele krajów środkowego wschodu, były moim celem.

Listopad:

Któregoś dnia, telefon. Właściciel właśnie jednej z typowych „Pizza Slize’ów” dzwoni by zaproponować mi pracę. Umawiam się na spotkanie by

 Image

porozmawiać o warunkach. Lokal jak lokal, jeden z wielu typowych tu w Danii. Blat do pizzy, duży piec oraz kilku młodziaków kręcących pizze jak zegareczki. Szef proponuje mi bym pomagał w kuchni. Niewielki zakres obowiązków: pokroić ser, szynkę, zrobić ciasto, pozmywać, posprzątać – typowy przynieś, podaj, pozamiataj. Pierwsze dni mam pracować za darmo, by się sprawdzić. Jako bonus, każdego dnia mogę zjeść pizzę gratis. To już było coś. Praca, w której można coś zjeść, do tego mi zapłacą – nie jest źle. Kiedy przyszło już do rozmowy o pieniądzach, nie było tak atrakcyjnie. „Za to że pracujesz na czarno, nie znasz języka by obsługiwać klientów i będziesz pracować tylko na kuchni, mogę ci zapłacić 100 DKK. Przychodzisz o 15.00 kończysz o 22.00”. Lekki szok. 100 koron za 7 godzin pracy? Po szybkim przeliczeniu to niecałe 15 DKK za godzinę. Stawka jak w Polsce za stanie na promocji w hipermarkecie. Będąc w kryzysie finansowym, zgodziłem się. Lepsze to niż siedzenie w domu. Przeliczyłem, że pracując 5 dni w tygodniu, zarobię na mieszkanie i zaoszczędzę na jedzeniu. Popracuje kilka tygodni, aż dostanę pozwolenie. Tak się zaczęło.

Grudzień:

Praca może nie była ciężka, ale wyciąć sobie 7 godzin z dnia za 100 koron to trochę nie fair. Nie miałem pojęcia ile wynosi średnia płaca w Danii, 50? Może 70 koron przed podatkiem. Z czasem nauczyłem się robić więcej niż należało to do moich obowiązków. Wiedziałem jak działa kuchnia lepiej, niż jeden z Mustafów pracujących przy piecu. Pracowałem miesiąc, drugi, trzeci… pozwolenia w ciąż nie było, a mi liczył się każdy grosz. Po jakimś czasie dowiedziałem się że reszta pracowników pizzerii dostaje 50 DKK za godzinę na czarno. Postanowiłem pogadać z szefem o podwyżce. Odpowiedź była ta sama. „Nie umiesz robić pizzy, nie umiesz odbierać telefonu, nie umiesz gadać z klientami więc za co mam ci płacić?”

Luty:

 Image

Któregoś dnia, padła elektryka w lokalu. Nie ma światła, nie ma klientów = nie ma kasy. Zaproponowałem dla szefa że tym się zajmę, gdyż znałem się na tym (w końcu mój kierunek studiów). Przepiąłem kilka kabli, wymieniłem bezpieczniki i wszystko grało. Ku memu zdziwieniu instalacja w lokalu była robiona przez znajomego szefa wujka syna brata, czy kogoś tam z rodziny. Nie było to profesjonalne, wręcz niebezpieczne, lecz to co mnie obchodzi. Podobno szefa nikt nie kontroluje więc ma działać a nie być profesjonalnie. Pomyślałem, że zapytam o jakąś dodatkową kasę za robotę przy kablach. Odpowiedz znowu mnie nie zdziwiła. „Pracowałeś w swoich godzinach, płace ci za pracę od 15.00 do 22.00 więc nie dostaniesz więcej”. Próbowałem go przekonać że za to co zrobiłem zapłaciłby ok. 300 DKK elektrykowi z firmy, więc zaoszczędził kupę kasy. „No OK, masz racje. Możesz dziś zjeść jeszcze jednego slize’a”. To mnie dobiło. Wiedziałem, że muszę jak najszybciej poszukać sobie innej roboty.

 

 

 

 Marzec:

Dostałem pozwolenie. Zaraz następnego dnia zacząłem dzwonić po ogłoszeniach z darmowej Ugeavisen, gdzie zawsze poszukiwali kogoś do pracy przy kwiatach. Umówiłem się na spotkanie, krótka rozmowa – dostałem pracę. Jako vikar, kilka razy w tygodniu po kilka godzin, tak by mi nie kolidowało z uczelnią. Płaca – ok. 100 DKK – tym razem za godzinę. Zaraz następnego dnia udałem się do „Pizza Slize’ów” by rzucić robotę na kuchni. Lecz po raz ostatni chciałem sprawdzić „życzliwość” szefa i zapytałem o podwyżkę. Nie wiele, 50 DKK więcej. Odpowiedz była NIE! Zgodził się na 110 DKK. Skur….el pomyślałem. Do widzenia „hodafes!!!!”

 {moscomment}

  • Kliknięć: 22840
0
0
0
s2sdefault