Przezylam w Danii dwa remonty lazienki. Pierwsza byla robiona przez Polakow - syf w calym domu, po fachowcach trzeba bylo sprzatac. Miejsce pracy jak po wybuchu bomby atomowej.
Druga lazienke robili Dunczycy, byc moze CI lepsi, bo przyslani przez firme ubezpieczeniowa.
W sypialni, przez ktora wchodzi sie do lazienki - zero sladu remontu, lazienka codziennie wysprzatana. W czasie pracy porzadek i systematyka.
NIe musze dodac chyba, ze w srodki zabezpieczajace polskich robotnikow musialam wyposazyc (i tak srednio z tego korzystali), dunscy przyjechali z wlasnymi.
4 lata temu skorzystalam z z uslug dunskiej firmy budowalnej prowadzonej przez Polaka, zatrudniajacej Polakow.
Zadaniem bylo pomalowanie scian i sufitow.
DOstarczylam duzo folii do zabezpieczenia, ale zamiast opatulic dom i meble jak sie da. Panowie wykonywali taniec indianina z paroma metrami folii, ktora przesuwali na biezaco.
Slady farby (mimo ze minelo 4 lata ) wciaz znajduje.
Upackane zostaly lampy, szafy, drzwi przesuwne podlogi. Chyba naprawde latwiej zapytac, czego nie upackano.
Od tego czasu "moze poszukam polskich fachowcow" jest super haslem, do zagonienia mojego meza do pracy. Dostaje takiego "spida", by to zrobic zanim zawolam "fachowcow", ze az milo
