lonewolf,
dokładnie to wyglądało tak, ze akurat wtedy my, IV klasy , mieliśmy zakonczenie roku szkolnego- te 2 tygodnie do matury były wolne. Koleżanka zrobiła imprezę (chata wolna

- ale mieszkała na wsi, kilkanaście km trzeba było się tłuc PKSem

). Pamiętam, jak z Friendem wyszliśmy sobie w nocy na spacer nad jezioro. Była straszna mgła- taka, że kapało z drzew ). Na drugi dzien, gdzieś koło popołudnia zaczęliśmy się rozjeżdżac do domów. Idąc do domu, obok przychodni, zobaczyłam dantejskie sceny...Nic nie wiedziałam...a tam ryk dzieciaków, panika , cały teren wokół, za przeproszeniem , zarzygany tym czerwonym...uch...Dopabuse, gdy dotarłam do domu , mama powiedziała mi, co się stało. Mnie i siostrę płyn lugola ominął- chyba byłyśmy "za stare" na to, ale i tak , lecząc się juz wtedy na tarczycę, brałyśmy tabletki z jodem. Lekarz kazał nam wziąć ich "potrójną dawkę" - więc - uff, to doświadczenie mnie ominęło.
W szkole ubiorów się za bardzo nie czepiali. Mogliśmy chodzić ubrani, jak chcieliśmy.Nawet "obuwia zmiennego" nie mieliśmy . Jedynie klasa mojej młodszej siostry miała takiego wychowacę, który kazał im nosić fartuszki

. Śmiała się z nich cała szkoła, że "dzieci specjalnej troski " trzeba odróżniać

. Ale jeden matematyk miał zwyczaj wymalowanym dziewczynom wręczać krem Nivea, paczkę chusteczek higienicznych , odsyłać do łazienki, by się umyły i inkasowć 5 zł

. Po takim traumatycznym doświadczeniu , na jego lekcje dziewczyny już się nie malowały

. Jedynie tarcze musiały być - i to PRZYSZYTE do kurtek. Agrafek i innych tam takich nie tolerowano. Potem , już na koniec , zmienili na plakietki przypinane - i to było fajne, bo każdy sobie te plakietki "przerabiał" po swojemu

.
Aha, był jeden chłopak u nas w klasie , który się nie golił. Nauczycielki znosiły mu żyletki

.
ale generalnie czy to długie włosy , czy "postawione",czy ufarbowane (co prawda nie na kolorowo, tylko, jak to było w modzie, rozjaśnione perhydrolem

), czy jakieś kolczyki- nikt się za bardzo nie czepiał . Mam na mysli chłopaków, oczywiście.
To na fotce to korkowiec ?
My nie miałyśmy, ale koledzy z podwórka już tak. Czasem nawet pozwolili postrzelać. I w ogóle, to miałysmy z siostrą smych chłopaków na podwórku. więc nie było zabaw w sklep czy dom, tylko musiałyśmy bawić się w wojnę, czasem w kosmonautów (na "Kosmos 1999" nauczycielka w sobote puszczała nas wcześniej z lekcji

)
Z NRDówka miałam podróbkę Lego

.A siostra z kolonii tam przywiozła pieprz i gumki do majtek
