W końcu się na ten film wybrałem. Osobiście zmieniłbym tytuł tego filmu na "Nienawiść". Jest on o mężczyznach, którzy nienawidzą kobiety. O kobiecie, a może o kobietach, które nienawidzą mężczyzn. O ciemnej stronie szwedzkich "narodowych socjalistów", którzy nienawidzą Żydów. O biznesmenach nienawidzących dziennikarzy. Książki nie czytałem. Nie będę więc porównywał co lepsze. Film trzyma te 2,5 godziny w napięciu. Nie jest to napięcie horroru, raczej spokojnej relacji zdarzeń sensacyjnych. Nie uważam, żeby przedstawione postacie były w jakiś szczególny sposób typowe tylko dla społeczeństwa szwedzkiego. Akcja może się dziać w każdym kraju. Samo zagmatwanie z poplątaniem i zamieszaniem bazującym na Biblii, przypomina mi Kod Leonarda DaVinci. Nie wiem, kto napisał swoje dzieło pierwszy.
Film ma standardowe, szczęśliwe zakończenie. Postacie negatywne giną - tragicznie i samobójczo. Zaginiona dziewczyna odnajduje się. Dziennikarz, dzięki mądrej choć prowokującej zewnętrznie panience odgrywa się na handlarzach śmiercią. Zdobywa respekt i sławę.
Nie przyzwyczajony do zakończeń w filmach polskich, zastanawiałem się, czy to aby nie przesada z tym szczęśliwym rozwiązaniem wszelkich problemów. Oczywiście, że można ciągnąć akcję dalej. Ale ja nie czułem "niedosytu" czy czegoś co zostało niedowpowiedziane. Wyszedłem z kina happy. Następnego dnia zastanawiałem się co ten film mi dał. Czy zostawił coś do przemyślenia.
W moim przypadku zastanawiałem się, co mogło spowodować takie zboczenie w młodym Martinie. Czy jego sadystyczny, narodowo soc. ojciec, czy też matka, przedstawiona w filmie jako typ mocnej i twardej kobiety.
W trakcie filmu myślałem również o specyficznym opakowaniu Lisbet. Domyślałem się, że jest to jakaś obrona, jakby zbroja, chroniąca ją przed światem zewnętrznym. Powody nie zostały opisane, ale winny był ojciec, który "miał swoje słabości", za które zresztą zapłacił wysoką cenę.
Pewnie wiele filmów zostawia więcej do myśłenia, ale nie uważam tego filmu za stracony czas.
Pozdrawiam