Ja chyba jestem z jakiejś innej bajki, bo to, że inni kradną i oszukują nie sprawia, że uważam, że też mam prawo kraść i oszukiwać. Nie jest prawidłowe, że Polacy są oszukiwani i o wielu rzeczach dowiadują się "po szkodzie", ale prawda jest też taka, że zwyczajowo nie starają się za bardzo dowiadywać niczego, póki coś się nie dzieje złego. Niewielu pyta, gdzie może wykupić ubezpieczenie, czy wplacić pieniądze, żeby się zabezpieczyć przed czymś, za to cała kupa czuje się pokrzywdzona, że zostali sami ze swoim nieszczęsciem, wieszając psy na okolicy, że nikt nie chce pomóc. Kiedy wiedzą, że można coś zapłacić, zwykle z tego nie korzystają, bo nie lubią wypływu pieniędzy z portfela. Ale wyciąganie ręki nie jest już dla nich problemem. Nie o to chodzi, czy coś się należy, czy nie należy. Uważam, że tak długo, jak istnieje jakakolwiek szansa na samodzielność, należy robić wszystko, żeby poradzić sobie samemu. My często jesteśmy jak ten polski przedszkolak, który płacze leżąc na ziemi, póki go ktoś na nogi nie postawi. Nie próbujemy nawet sobie poradzić we własnym zakresie, tylko patrzymy, kto powinien nam pomóc.
Nie interesuje mnie, że ktoś z Somalii żyje na socjalu i nie chce się integrować. To jego problem. Nie uważam takiego życia za życie godne i właściwe. Nie chcę go dla siebie. Nie chcę, bym się kojarzyła poza Polską jako złodziejka, leserka i żyjąca na socjalu.
Nie uważam, że dlatego, że jeden Duńczyk mnie okradł, to teraz wszyscy inni powinni mnie po tyłku całować. To działa w drugą stronę - jeśli jakiś Polak okradnie Duńczyka, nie będę przepraszała. Odpowiadam za siebie.
Rozumiem, że czasem życie jest tak wredne, że po pomoc trzeba wyciągnąć rękę. Ale rozumiem, że kiedy się codziennie widzi posty pt. skąd wyciągnąć kasę,, można się zirytować.