Odnośnie tego postu:
http://www.poloniainfo.dk/forum?topic=34755.0Witam. Chciałbym wszystkich przestrzec przed dwoma oszustami i mitomanami, którzy błąkają się po Danii białym oplem omegą na chojnickich rejestracjach. Panowie Darek i Adam wabią wszystkich (mnie również) ogłoszeniami, w których wypisują czego to nie potrafią, że dojadą w każde miejsce, że mają narzędzia itd... Trudno mówić o narzędziach, skoro w torbie mają wkrętarkę, mieszadełko, parę szpachelek i towarów pędzlopodobnych. Z dojechaniem w każde miejsce też jest nienajlepiej, skoro za mapę służy reklamówka ze stacji paliw, a z auta cieknie benzyna.
Uległem pokusom i zaproponowałem współprace próbną na tydzień, dwa, a resztę zobaczy się w praniu. Standardowo ugościłem u siebie w domu, dałem pokój, miejsce w lodówce, dostęp do łazienki, rano dałem nowe ciuchy robocze, bo ichnie były straszliwie przepalone fajkami i śmierdziały. Dwa pierwsze dni spokojne, rozruchowe, przetestowałem ich umiejętności malarskie. I w sumie na tym powinienem poprzestać, bo takie szkolenia to można robić osobom, które pierwszy raz w życiu trzymają w rękach pędzel i teleskop z wałkiem, a nie ... fachowcom. Czułem, że lekko nie będzie, ale każdemu trzeba dać szanse. Następne dni, to już konkretna budowa (oczy wiście że w Vejle, gdzie, aby nie musieli dojeżdżać, postawiłem beboelsesvogn - dwie sypialnie, toaleta z prysznicem, kuchnia) z murowaniem, szpachlowaniem, ogólnym przygotowaniem całego domu przed vandskuringiem i filtem (długo tłumaczyłem co to, ale załapali). Od początku było ustalone, że rozliczamy się za roboczogodziny potrzebne do wykonania konkretnego zadania. No i szału nie było.... wykonali około 65 % planu, z dużą tendencją do poprawek. Ok, to wszystko można jeszcze podciągnąć, zgrać, ale trudno to wykonać, jak całą robotę ciągnie jedna osoba, a druga jest jak z dowcipu o pustej taczce: "Panie, tu jest taki zap....dal, że nawet nie ma kiedy taczki załadować". W międzyczasie dałem im swój modem do laptopa (teraz dzięki niemu mogą na mnie wypisywać kalumnie), załadowałem go za 300dkk, załadowałem im telefon, przywiozłem małe zakupy, kilka narzędzi na przyszłość. W poniedziałek wieczorem usiedliśmy do rozliczenia i omówienia tygodnia pracy. Powiedziałem co mnie gryzie, co mi się nie podoba i że w ogóle jestem raczej na nie. I teraz nastepuje najciekawsze. Uprosili mnie, że jeszcze jeden tydzień, że będzie poprawa. Ma się miękkie serce, to teraz trzeba mieć twardą dupę. Zgodziłem się. Zgodziłem się również na to, że kwoty do odliczenia rozliczymy za tydzień. Wypłaciłem wszystko co do pięciokoronówki. Pomyślałem, że fakturę wystawią w najgorszym przypadku za tydzień. W międzyczasie przyjechała moja stała ekipa, która skończyła prace w Sondervig, i miała teraz zacząć pracę tutaj. Rozstaliśmy się w miłym nastroju. Rano telefon od moich starych współpracowników: "dzwoń i szukaj chłopaków, bo ich tu nie ma - spakowali śpiwory, żarcie i śladu po nich nie ma". Złapałem ich dopabuse, jak zadzwoniłem z innego nr telefonu. Tłumaczenie?? Pokrętne i bzdurne - że są zbyt zmęczeni, że za trudno, a nie powiedzieli mi dlatego, że się bali, że jak zrezygnują to im nie zapłacę... ALE PRZECIEŻ TO JA ICH CHCIAŁEM WYRZUCIĆ!!?? Mało tego, sami prosili mnie żeby mogli zostać jeszcze na tydzień i że po następnym tygodniu pracy się rozliczymy!!
W ten sposób właśnie oszukałem swych biednych rodaków. I jeszcze by się zapewne znalazło paru innych poczciwych fachowców, którzy trafili kiedyś na mój parszywy, wymagający obóz pracy.
Drodzy Zleceniodawcy i Pracodawcy. Nie wymagajcie zbyt dużo od naszych rodzimych fachowców, wystarczy, że otworzycie przed nimi swoje portfele i nie będziecie im się zbytnio przyglądać. No i nie ważcie się zwracać uwagi na higienę osobistą. Bo w przeciwnym wypadku zostaniecie zwykłymi OSZUSTAMI. Nie tylko z Vejle.
Pozdrawiam
Adam