widze ze jest nas coraz wiecej, ja dopabuse od marca jestem tu na stale i musze sie przyzwyczaic do troszke dziwnego traktowania ciezarnych...jak wy sie czujecie w Danii bedac w ciazy? Zdaje mi sie ze w Polsce wszyscy sa bardziej przewrazliwieni jezeli chodzi o ciaze, tu wydaje sie ze to jest 'normalne' i nie naleza ci sie zadne ulgi...zgadzacie sie z tym?
Zdaje mi sie ze bedziemy miec z mezem tez troche klopotow jezeli chodzi o wszystkie formalnosci zwiazane z porodem w Danii i z moim pobytem tu. (moj maz jest Dunczykiem, ale nie ulatwia to niczego, bo ja jeszcze nie mam skaczonych 24 lat, zostal mi rok...) Mam strasznie duzo pytan i watpilwosci...mam nadzieje ze sie spotkamy niedlugo w 'realu' 

Hej Karola, jesli chodzi o ta mniejsza wrazliwosc, to byc moze wynika ona z tego, ze tak na prawde ciaza nie jest choroba, co slyszalam juz tutaj niejednokrotnie.
U mnie w pracy kobietki ciezarne pracuja jakby nigdy nic, dopabuse przy koncu widac , ze daje sie im taryfe ulgowa i one same mecza sie dzwigajac ten spory brzuszek, ale kazda stara sie wytrzymac do 8 miesiaca i dopabuse idzie na macierzynski.
Duza roznice widze tez w podejsciu do niemowlat. W Pl chucha sie i dmucha na malenstwo. Ja zesztywnialam widzac jak maglasowane bylo 3 miesieczne dziecko przez swoich rodzicow, moich przyjaciol. W pl podtrzymuje sie glowke, zeby czasem cos sie nie stalo i tp, a ja wychodzac od nich bylam w szoku, bo tam niczego takiego nie zauwazylam, a jest to juz ich 3 dziecko, wiec raczej maja praktyke. Tatus jedzac obiad z malym na rekach, przekladal go z prawej na lewa reke, nie zwracajac w ogole uwagi na dyndajaca sie szyjke, pomyslalam, ze to facet, wiec moze nie wie, ale mama dokladnie tak samo trzymala dziecko przez caly wieczor.
Druga sprawa ktora byla dla mnie zaskoczeniem. Wiem, ze dzieci powinny przebywac na swierzym powietrzu itd, ale nie wyobrazalam sobie , ze dzien w dzien mozna wystawiac wozek z dzieckiem na popoludniowa drzemke na dwor, nie wazne czy pada deszcz, czy snieg, bo wieje kazdego dnia, naklada sie welniany sweterek, buciki, przykrywa placzace dziecko, na wozek jakis pokrowiec, po czym idzie sie do domu, jak sie dziecko wyplacze to usypia i pogoda w ogole nie odgrywa tu zadnego znaczenia.
Na poczatku przerazilo mnie to, no ale sa to w koncu potomkowie wikingow, twardzi

. Musze jednak przyznac , ze dzieci te na prawde sa zahartowane i bardzo sporadycznie choruja.
Kolejna sprawa to powrot do pracy mlodej mamy. Zazwyczaj nastepuje to tuz po skonczeniu sie urlopu macierzynskiego.Dziecko oddaje sie do zlobka i wraca sie do pracy.
Tutaj nurtuje mnie pewna rzecz i mam nadzieje,ze podzielicie sie swoimi doswiadczeniami.
ja i moj maz jestesmy polakami, z pewnoscia do dziecka bedziemy mowic po polsku. Oboje uczymy sie jezyka, ale wiadomo, ze w domu bedzie sie mowic po polsku. I tutaj zastanawiam sie jak to wyglada, kiedy malenstwo jest w zlobku, w domu rozmawia sie po polsku, w zlobku po dunsku...
Jesli ktoras z was przerabiala ten temat, to prosze napiszcie cos

;)m_m