Thomas Blachman: Duńscy mężczyźni zostali wykastrowani przez potężny ruch feministek Przywracam Duńczykom wykastrowanym przez potężny ruch feministek ich dawny status i pokazuję, że mogą mówić o ciałach kobiet bez pornografii, ale i bez politycznej poprawności
Thomas Blachman, juror duńskiego ''X-Factor'', wymyślił nowy show. Dwóch mężczyzn siedzi na kanapie, widzimy dokładnie ich twarze, a reszta pomieszczenia jest pogrążona w mroku. Nagle podchodzi do nich młoda kobieta. Zatrzymuje się i jednym ruchem zrywa z siebie szlafrok. Jurorzy zaczynają komentować.
Niektóre określenia są łagodne, niemal poetyckie - ''elegancka kostka'', ''pięknie zarysowana linia ramion''. Ale niekiedy mężczyźni walą prosto z mostu: ''Zawsze byłem fanem tyłków. Możesz się odwrócić?'', ''Jak sprawuje się twoja cipka?''. Uwagi, na które zainteresowana nie może odpowiadać, przeplatają się z rozważaniami na tematy damsko-męskie.
Tak, opisując z grubsza, wygląda nowy show Thomasa Blachmana, do niedawna jurora duńskiej edycji ''X-Factor''. Blachman - ogolony na łyso, elegancki 50-latek, który pięć razy odbierał duńskie nagrody muzyczne za twórczość jazzową - do każdego odcinka zaprasza innego współprowadzącego. Dotychczas na kanapie u jego boku zasiadali: projektant mody, pisarz, komik i seksterapeuta. Jak nieco złośliwie zauważyła jedna z dziennikarek, wszyscy raczej posunięci w latach.
Program wywołał w Danii burzę, zwłaszcza że emituje go publiczna telewizja DR2. Rozmaici eksperci i sławy zarzucają mu seksizm i uprzedmiotowienie kobiet. Dyrektor teatru Mungo Park Martin Lyngbo określił go mianem ''instytucjonalizacji męskiego szowinistycznego myślenia'', a pisarz Knud Romer porównał jego przesłanie do wyznań Jorgena Letha. Ten 75-letni duński dokumentalista, komentator sportowy i bon vivant, opisał w swojej autobiografii seks z 16-letnią służącą z Haiti.
Z kolei znana dziennikarka Lotte Hansen zaapelowała do szefów Blachmana o zdjęcie show z anteny. Ci jednak pozostają nieprzejednani. - Mamy program, który pokazuje, co mężczyźni myślą o kobiecym ciele. Tak zupełnie szczerze, co w tym złego? - pyta Sofia Fromberg, producentka DR.
Sam Blachman przekonuje, że duńscy mężczyźni zostali ''wykastrowani przez potężny ruch feministek''. Chce im przywrócić dawny status i pokazać, że mogą mówić o ciałach kobiet bez pornografii, ale i bez politycznej poprawności. Zwłaszcza że te ostatnie wprost ''łakną męskich słów''.
Powiedzieć, że zmasowana krytyka nie zbiła go z pantałyku, to mało. - Niewdzięczność jest jedyną rzeczą, która spotyka nielicznych geniuszy w tym kraju. Pamiętajcie, że daję wam coś, czego nigdy wcześniej nie widzieliście. Nie gryźcie ręki, która was karmi - stwierdził niedawno Blachman.
Paradoksalnie, niewielu krytyków zapytało, co na ten temat sądzą same uczestniczki programu. Większość milczy, ale jedna z nich - 26-letnia Mette Munko, która na co dzień pozuje studentom akademii sztuk pięknych - udzieliła wywiadu niemieckiej stacji Deutsche Welle. Powiedziała, że świetnie się bawiła, a gdy stała nago przed Blachmanem, czuła się panią sytuacji, a nie przedmiotem. - To sztuka, a nie tani reality show. Ci mężczyźni nie ślinią się na widok naszych ciał. Oni po prostu je podziwiają we wszystkich kształtach i formach.
Rozmowa z dr. Michaelem Nebelingiem Petersenem z Centrum Studiów nad Płcią Uniwersytetu w Kopenhadze
Przypuszczam, że show Thomasa Blachmana wywołałby burzę w każdym europejskim kraju. Dlaczego pojawił się akurat w tolerancyjnej Danii?
Do pewnego stopnia nasz kraj rzeczywiście dba o równość płci. Pamiętajmy jednak, że Dania to nie Szwecja. Nasza kultura nie jest bynajmniej zdominowana przez polityczną poprawność. W modzie jest raczej mówienie prosto z mostu, ''jak rzeczy mają się naprawdę''.
Na przykład: ''Zawsze byłem fanem tyłków''.
Nierzadko te wypowiedzi są artykułowane dość ostro, na przykład w przypadku imigrantów. Jakiś czas temu poseł Duńskiej Partii Ludowej porównał islam do nazizmu, a inny powiedział, że muzułmanie zabijają swoje córki i gwałcą siostrzenice. Retoryka wobec kobiet nie jest może aż tak dosadna, ale brutalne seksistowskie komentarze się zdarzają. W ubiegłym roku dziennik ''Politiken'' opublikował cytaty z maili, które dostały od anonimowych korespondentów różne uczestniczki debaty publicznej, na przykład krytyczka literacka Leonora Christina Skov czy blogerka Anne Sophia Hermansen: ''Wiedziałem, że jesteś feministyczną suką'', ''lesbijskie ścierwo''.
Dlatego wcale mnie nie dziwi, że taki program pojawił się w duńskiej telewizji. Spotkał się z ostrą krytyką, ale przypuszczam, że dla wielu ludzi jest świetną rozrywką.
Jeden z krytyków stwierdził, że show ''cementuje klasyczne założenia męskiej dominacji''. Sam autor przekonuje zaś, że duńscy mężczyźni ''zostali wykastrowani przez potężny ruch feministek''. Jak to w końcu jest?
Program Blachmana to przejaw kryzysu nie tyle męskości, ile jej specyficznego typu reprezentowanego właśnie przez niego. Chodzi o starszego, białego, dobrze wyedukowanego mężczyznę, który w wielu przypadkach był uprzywilejowany.
Nawet dziś mężczyźni więcej zarabiają, mają lepsze posady, częściej pojawią się w mediach. Najnowsze dane mówią, że są źródłem 69 proc. informacji w gazetach, internecie, radiu i telewizji. Nic dziwnego, skoro 76 proc. tej treści produkują dziennikarze mężczyźni. Coś jednak się zmienia.
Na przykład?
Najlepszym dowodem na to jest to, że kobiety stoją na czele rządu i wszystkich koalicyjnych partii. Jednocześnie pojawiły się inne formy męskości, które podobnie jak nowe formy kobiecości pozwalają wyrażać siebie na różne sposoby i kwestionują ''normalność'' tradycyjnej męskiej hegemonii.
Oczywiście Blachman nie może przeboleć tego, że reprezentowany przez niego patriarchalny wzorzec odchodzi do lamusa. Dlatego walczy o jego zachowanie. Jego program jest dowodem na to, że seksizm jest w Danii wciąż obecny i dalej musimy akcentować równość płci.