poloniainfo.dk
Ogólne => Hydepark => Wątek zaczęty przez: aisak w 27 Lip 2013, 11:52:41
-
Beate Pawlikowska pokochalam wiele lat temu jako wspaniala "opowiadaczke" o podrozach, kuchni, ludziach z roznych stron swiata, a odkrylam dla siebie, jako inspirujaca przewodniczke po zyciu. To jedna z tych osob, o ktorych smialo moge powiedziec, ze wskazuje mi prawidlowy kierunek w dzungli zycia :).
Nie rozstaje sie z jej ksiazkami, przegladanie fejsa rozpoczynam od jej strony. Moze to i troche naiwne i zbyt proste, ale ..chyba wszystko jest proste , tylko trzeba na to spojrzec z odpowiedniej perspektywy. A dzieki Beacie Pawlikowskiej, mnie chyba coraz czesciej sie to udaje.
Dzisiaj ujrzalam na jej stronie "COS", fragment jej nowej ksiazki, ktora oczywiscie juz zaczynam pozadliwie poszukiwac :D, bo mnie zachwycila do reszty i nie wytrzymam, zeby sie nie podzielic, bo.. .moze kogos inngo tez zachwyci i ktos bedzie mial w zwiazku z tym naprawde udany nie tylko ten, ale i nastepne dni :).
A juz przypowiesc o PALCU..., genialna moim zdaniem ::) :)...
"Beata Pawlikowska
Rozdział 28 Samotny Palec
Czy jesteś świadoma tego, co o sobie myślisz?
To trudne pytanie, bo Agenci Podświadomości dbają o to, żebyś podtrzymywała dobry wizerunek samej siebie.
Ale są momenty, kiedy Agenci tracą czujność. Czy łapiesz się czasem na myślach, że siebie nienawidzisz? Czy masz ochotę się zabić? Wstydzisz się tego? Nie wstydź się. Ja też chciałam się zabić, bo miałam poczucie totalnego chaosu. Ale gdzieś bardzo głęboko w duszy wierzyłam, że może być inaczej. Że można żyć dobrze, można mieć w życiu radość i poczucie, że wszystko jest tak, jak powinno być. I miałam rację. I jestem gotowa dać ci stuprocentową gwarancję, że tak jest naprawdę.
Tak. Mogę dać słowo honoru. Mogę dać cokolwiek zechcesz na dowód, że to jest możliwe. Przeszłam ze strony rozpaczliwej ciemności na stronę ciepłego światła, więc wiem, że to jest możliwe. Wiem to z doświadczenia, bo przeżyłam to na własnej skórze.
Chcesz spróbować?
To zapytam jeszcze raz:
- Czy jesteś świadoma tego, co o sobie myślisz?
Tak naprawdę, w głębi serca. Zostaw to, co o sobie opowiadasz innym ludziom i to, jak chciałabyś, żeby było. Jak jest teraz?
Lubisz siebie?
Czy lubisz siebie w taki sposób, że zawsze lubisz siebie w każdych okolicznościach i w każdej sytuacji?
Wiesz co oznacza wyrażenie „miłość bezwarunkowa”?
To znaczy, że lubi się kogoś zawsze. Od wieczności po wieczność. Zawsze, absolutnie niezależnie od wszystkiego, co się może zdarzyć. Zawsze. Po prostu zawsze, bez wyjątków i w sposób instynktowny.
Czy kiedykolwiek byłaś zła na swój palec? Wybierz dowolny. Czy byłaś kiedyś na niego zła, czy miałaś ochotę go odciąć, wyrzucić, pozbyć się go, zniszczyć go albo zranić?
Pewnie nie. Jesteś emocjonalnie przywiązana do swojego palca i nawet nie zastanawiasz się dlaczego tak jest. I kiedy zapytam czy lubisz swoje palce, to pewnie odpowiesz:
- No tak, jasne, że lubię.
I nie będziesz czuła potrzeby, żeby mi tłumaczyć dlaczego lubisz ten palec. No po prostu. Lubisz go, bo go masz. To jest właśnie miłość bezwarunkowa. Oznacza pełną akceptację bez żadnych warunków. Twój palec nie musi nic robić, żeby zasłużyć na twoją akceptację i na bycie twoim palcem, prawda?
Przenieśmy ten przykład na ludzi i wyjaśnię ci jeszcze raz co stało się w twojej podświadomości.
Był sobie palec. Chociaż Ręka traktowała go dobrze, Palec czuł się samotny i odepchnięty.
- Samotny? – dopytywała się Ręka. – Czy ty z byka spadłeś? Przecież masz obok jeszcze czterech kolegów.
Ale Palec tylko spuszczał głowę i chciało mu się płakać.
Pewnego dnia Palec zauważył, że tak naprawdę czuje się szczęśliwy tylko wtedy, kiedy siedzi pod ciepłą wodą. Ale żeby dostać się pod ciepłą wodę, musi być brudny. Szybko skojarzył fakty: muszę się zabrudzić, żeby poczuć się dobrze.
Logiczne, prawda?
Jeśli się zabrudzę, Ręka włoży mnie pod ciepłą wodę, a wtedy wreszcie poczuję się lepiej.
Agenci Podświadomości zapisali ten wniosek jako sprawdzony kod. Kiedy jest ci źle, musisz się zabrudzić, to doprowadzi do tego, że poczujesz się lepiej.
I powiedzieli Palcowi, że nie musi już o tym pamiętać, oni zadbają o to, żeby zawsze mu o tym przypominać.
No i oczywiście dotrzymali słowa. Jak tylko Palec był smutny, kazali mu natychmiast znaleźć coś brudnego. Kiedy Ręka gotowała zupę, Palec pchał się do warzyw, żeby się pobrudzić. Strasznie się przy tym poparzył, ale osiągnął cel: został pobrudzony, trafił pod ciepłą wodę i poczuł się trochę lepiej. Kiedy Ręka jechała pociągiem, uparł się, żeby szukać czegoś pod siedzeniem. Został pogryziony przez szczura, ale udało mu się wleźć w najczarniejszą dziurę i pobrudzić się tak, że Ręka musiała go długo szorować mydłem. A on wtedy cieszył się jak dziecko. To nic, że następnego dnia Ręka musiała pojechać do szpitala i dostać bolesny zastrzyk przeciwko wściekliźnie. Najważniejsze było to uczucie, którego Palec doznawał pod strumieniem ciepłej wody. Tak działali jego Agenci Podświadomości.
Rozumiesz?
Z tobą jest tak samo.
Jesteś taki sam jak ten Palec, który chce się pakować w brud tylko po to, żeby trafić potem pod łagodny strumień ciepłej wody.
Co byś poradził temu Palcowi?
Tylko nie mów, że ma zrozumieć, że nie jest sam. No, błagam! Co to za rada? Agenci Podświadomości wyśmieją cię.
Serio. Zastanów się. Co ten Palec mógłby zrobić, żeby poczuć się lepiej? Co mógłby zrobić, żeby uwolnić się od tego przymusu siedzenia pod ciepłą wodą?
Znaleźć inny sposób na dobre samopoczucie? Brawo, kombinujesz dokładnie tak jak Agent Podświadomości. Jeżeli z jakiegoś powodu sposób zakodowany przez Agentów przestaje się sprawdzać, zaczynają szukać innego sposobu. Wtedy na przykład osobę uzależnioną od alkoholu zmuszają do sięgnięcia po leki nasenne, w nadziei, że leki dadzą mu to poczucie, czego nie daje mu już alkohol.
To nie jest dobra droga. To jest tylko budowanie jeszcze jednego piętra do fałszywego kodu w twojej głowie.
Myśl dalej.
Co mógłby zrobić Palec, żeby uwolnić się od przymusu brudzenia się w celu trafienia pod ciepłą wodę?
Wiem co powiesz. Że jeśli spotka drugiego Palca, który go pokocha i da mu poczucie bezpieczeństwa, to może przestanie mieć ochotę się brudzić.
Niestety. To też jest agentowski sposób na dalsze manipulowanie rzeczywistością, tyle że w tym przypadku manipulacja nie dotyczy przedmiotów, tylko ludzi. Rozumiesz dlaczego?
Bo Pierwszy palec nosi w sobie jakiś ból, jakąś rozpacz, jakąś samotność, tak? Coś nieukojonego, co ukoić może tylko ciepła woda. Jeżeli zacznie szukać innego Palca, po to, żeby się z nim związać i od niego dostać poczucie ciepła i bezpieczeństwa, to jest to nic innego jak instrumentalne posługiwanie się miłością. I Palec nie jest tu oczywiście winny, bo on racjonalnie będzie mówił tylko coś w rodzaju:
- Chcę się zakochać. Chcę założyć rodzinę. Chcę się ustabilizować.
Ale w rzeczywistości Agenci jego Podświadomości będą usiłowali w ten sposób zdobyć to, czego mu brakuje do poczucia pełni i sensu.
Jeśli czytałeś tę książkę od początku, to być może zauważyłeś rozdział pt. „Intencja”. To jest bardzo ważne. Jeżeli podświadomie szukasz człowieka, który ma ci dać to, czego ci brakuje, to nie będziesz szczęśliwy w miłości. Bo jest to odmiana manipulacji. Oczywiście, ty nie chcesz nikim manipulować, ty chcesz tylko się zakochać i być szczęśliwy, ale twoja podświadomość zmusza cię do manipulowania drugim człowiekiem.
A jeśli coś jest podszyte manipulacją i fałszem, to nie może się udać.
I stąd właśnie biorą się rozwody, zdrady, nieszczęśliwe związki i złamane serca.
No to jeszcze raz.
Co musiałby zrobić Palec, żeby uwolnić się od przymusu siedzenia pod ciepłą wodą?
No? Śmiało.
Żeby Palec mógł uwolnić się od przymusu pakowania się w brud, żeby trafić pod ciepłą wodę, musiałby przekonać Agentów swojej Podświadomości, że to nie jest skuteczny sposób. Tak?
Ale uwaga. Agenci Podświadomości nie mogą zostać z niczym.
Jeżeli powiesz im, że to nie działa, to cię wyśmieją.
Musisz im dać alternatywę.
Musisz im dać inny sprawdzony sposób, który zapewni ci tę samą emocję, którą zdobywali twoi Agenci poprzez manipulację.
Rozumiesz?
Nie możesz im po prostu powiedzieć:
- Przestańcie to robić, bo ja tego nie chcę.
Wyśmieją cię.
A jeżeli będziesz nalegać i grozić, to zgodzą się z tobą, ale i tak będą robili po swojemu. A ty już wiesz, że mają miliony sposobów, żeby cię zmusić to robienia tego, czego oni chcą.
Nie możesz im niczego zabronić, bo oni siedzą tak głęboko ukryci w tobie, że mają nad tobą całkowitą władzę.
Jedyne, co możesz zrobić, to zaprzyjaźnić się z nimi i zacząć ich oswajać. Zacząć ich trenować na zupełnie nowy sposób myślenia.
I to jest właśnie to, co ja zrobiłam. I teraz spróbuję cię tego nauczyć."
Fragment książki "KSIĘGA KODÓW PODŚWIADOMOŚCI", wyg. G+J czerwiec 2013
Za strona: https://www.facebook.com/BeataPawlikowska oraz: http://www.beatapawlikowska.com/index.html
-
Niestety nie napisała który to palec :-\ ale jeżeli to ten o którym myślę to proponuje wesołą czapeczkę :D
Teraz w trzech niesamowitych kolorach
-
Niestety nie napisała który to palec :-\ ale jeżeli to ten o którym myślę to proponuje wesołą czapeczkę :D
Teraz w trzech niesamowitych kolorach
Forma, ksztalt i kolor... rzeczywiscie gwarantuja doskonaly humor na... reszte dnia ;) :D :D :D
-
Niestety nie napisała który to palec :-\ ale jeżeli to ten o którym myślę to proponuje wesołą czapeczkę :D
Teraz w trzech niesamowitych kolorach
moze w smakowych by trzeba bylo poszperac?jesli chodzi o kolorki to zarabisty jest w kolorze teczy ;D
-
Ja pinkole, to nie temat o sex-zabawkach, heloool :D :D :D :D!
-
Forma, ksztalt i kolor... rzeczywiscie gwarantuja doskonaly humor na... reszte dnia ;) :D :D :D
?????
-
?????
No co :o? Ja sie skupiam na potrzebach wyzszego rzedu :D :D :D.
-
Ok .sorki
-
Aisak temat uciekl.rozwin go
-
Po co, ja jestem szczesliwa ;) :D?
-
No co :o? Ja sie skupiam na potrzebach wyzszego rzedu :D :D :D.
a nasze potrzeby?
-
a nasze potrzeby?
Masz racje... :D
-
No to do dziela!
-
No to do dziela!
Yes, M'am 8) :D!
-
Znowu cos fajnego od Beaty Pawlikowskiej znalazlam. Moze komus, tak, jak i mnie, przyda sie to :):
"Wydaje mi się, że odkryłam to szkole średniej na lekcjach historii. Strasznie się nudziłam. Świat wydawał mi się podzielony na „chłopów” i „szlachtę”, którzy byli wrogami. Kiedy szlachta czegoś chciała, to chłopi protestowali i odwrotnie.
No, prawdę mówiąc, rzadko chodziłam na lekcje, bo większość czasu spędzałam w fonotece słuchając muzyki i pisząc opowiadania, więc może dlatego historia wydawała mi się taka nudna. Nie było w niej życia. Szare kartki podręcznika, równe linijki tekstu, w których ciągle powtarzały się te dziwne słowa i sformułowania, które w ogóle nie miały nic wspólnego z moim nastoletnim umysłem.
Burżuazja, system feudalny, rewolucja przemysłowa, industrialny, chłop pańszczyźniany, szlachta. Co to miało być? Po co mi to było potrzebne? Czy chłop pańszczyźniany kiedykolwiek odegra w moim życiu większą rolę niż John Lennon, Paul McCartney i Elvis Presley? Nie! Więc po co mam się nimi zajmować???
Ale musiałam.
Z westchnieniem siadałam nad książką. Czytałam cały rozdział, ten, którego miałam się nauczyć na klasówkę. Znowu jacyś chłopi na ziemi rolnej, jakieś grunty, sejmiki, deklaracje polityczne. Jezu. Gdyby mi ktoś napisał co oni wtedy jedli i jakie mieli talerze, jak wyglądał poranek chłopa na roli, to może mogłoby mnie to zainteresować. Miałoby choćby cień życia w sobie. Mogłabym choćby w minimalnym stopniu identyfikować się z człowiekiem z przeszłości. Ale nie. Daty, suche formułki, chłopstwo, mieszczanie, szlachta. Totalna abstrakcja. Potworne i niewybaczalne marnowanie mojego czasu, który mogłabym spędzić bardziej kolorowo i twórczo na rysowaniu. Malowaniu i pisaniu opowiadań.
No, ale musiałam.
Brałam więc książkę. Czytałam. Od początku do końca.
Następnego dnia klasówka. Pytanie. Coś o tych chłopach i szlachcie, oczywiście.
A ja nic. Ale przecież czytałam! Przeczytałam cały rozdział z podręcznika historii, opowiadający dokładnie o tym, czego dotyczy pytanie!
Ale nic. Pustka. Jakaś data, która obija się o mój mózg jak samotna ryba. Czy to było 1759, czy 1579? Aaaaaa…… Siedzę i myślę. Usiłuję przywołać tekst, nad którym spędziłam poprzedniego dnia dwie godziny. I nic, kurczę, po prostu kompletnie nic!
Dwója z historii to drobiazg. Bardziej zafrapowało mnie to dlaczego informacje, które dotarły do mojego mózgu i zostały przez niego świadomie zarejestrowane, wyparowały z niego jak mgła.
Jak to możliwe? Przecież czytałam ze zrozumieniem. Dotykałam oczami liter i rejestrowałam słowa. Świadomie czytałam ten tekst, starając się go zapamiętać, bo wiedziałam, że będzie mi potrzebny podczas klasówki. Kiedy kładłam się spać, to wciąż w uszach dźwięczały mi strzępy zdań o chłopstwie i szlachcie, a potem… Co stało się potem?...
Zrozumiałam wtedy bardzo ważną rzecz.
Mózg jest zbudowany z wielu warstw. To, co osiada w górnej warstwie najbliżej powierzchni, jest jak lekki kwiat dmuchawca popychany przez wiatr. Przysiada, na moment przytula się do traw, ale po chwili leci dalej. I nikt nie jest już w stanie powiedzieć dokąd pofrunął ani jak dokładnie wyglądał.
Poniżej znajduje się druga warstwa, bardziej trwała. To, co zostanie w niej zapisane, nie umyka od razu jak dmuchawiec, ale jest podobne do samoniszczącego się nasiona, które leży tam przez kilka dni. Jeśli nikt nie popchnie go dalej w niższą warstwę, gdzie będzie mógł zakiełkować, ulega dezintegracji.
Trzecia warstwa jest czymś w rodzaju doświadczalnego pola. Trafiają do niej te informacje, które świadomie zepchniesz niżej, żeby mieć pewność, że nie umkną. Trafiają tu w sprzyjające warunki i czekają na sygnał do kiełkowania. Jeśli taki sygnał się pojawi, wypuszczają próbny listek.
Czwarta warstwa to żyzna, pulchna gleba, pełna życiodajnych soków, do której trafiają skiełkowane nasiona z trzeciej warstwy. Tutaj zapuszczają korzenie i zaczynają rosnąć. Wtedy zaczynają wspierać twoją wolę i zaczynasz osiągać nadzwyczajne rezultaty, sam nie wiedząc skąd się biorą.
Głębiej znajduje się jeszcze wiele innych warstw, pewnie nikt nie wie ile ich w rzeczywistości jest. Myślę, że może ich być nieskończona liczba, dlatego że im bardziej ćwiczysz swój mózg, tym więcej zyskujesz mocy. Wtedy powstają kolejne warstwy, które pomagają ci w osiągnięciu tego, na czym jesteś skoncentrowany.
Wracam do klasówki z historii.
Kiedy czytałam rozdział o chłopach i szlachcie, ja wcale nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Nie chciałam dopuścić go głębiej do moich myśli. Uważałam, że jest mi obcy, niepotrzebny, nudny i najchętniej zajęłabym się w tym czasie czymś innym.
Po drugie czytałam go nie z własnej woli, ale dlatego, że musiałam. Musiałam, bo czułam obowiązek odrobienia zadania domowego i przygotowania się do klasówki.
Po trzecie ten tekst był mi tak doskonale obojętny, że gdyby znikł, w ogóle bym tego nie zauważyła.
Te trzy powody sprawiły, że rozdział z podręcznika historii dotarł do pierwszej warstwy mojego mózgu i tam został. A potem rozpłynął się w tajemniczych i niewyjaśnionych okolicznościach.
I tak właśnie odkryłam, że mózg trochę nas czasem oszukuje. Podpowiada ci, że coś już wiesz mimo że w gruncie rzeczy wcale tego nie wiesz. Albo inaczej: wiesz to na bardzo powierzchownym poziomie. Wiesz to w najlżejszy i najbardziej delikatny możliwy sposób, który wcale nie przekłada się na praktyczne stosowanie tej wiedzy.
I tak jest ze wszystkim.
Nie tylko z nauką angielskiego czy historii. Także z nauką nowych nawyków i nowego sposobu myślenia.
I dlatego właśnie jeżeli próbowałeś coś wcześniej zmieniać w swoim życiu, ale robiłeś to od niechcenia, w myślach, albo czytając jakąś mądrą książkę, to możesz liczyć na taki wynik, jak jaki ja miałam na klasówce z historii.
Wiesz dlaczego?
Bo twój mózg nie wie, że to jest dla ciebie bardzo ważne. Rejestruje to na powierzchownym poziomie. Jeżeli bardzo ci zależy na tym, żeby zmienić swoje życie i naprawdę bardzo uczciwie i zachłannie czytasz co należy zrobić, że być szczęśliwym człowiekiem, twój mózg może uznać, że to jest dla ciebie ważne i umieści to w drugim poziomie twojego mózgu. Tam, gdzie trafiają nasiona w oczekiwaniu na dalszy sygnał.
Wydaje ci się, że skoro to nasionko już trafiło do twojego umysłu, to wystarczy, żeby zaczęło kiełkować i przynosić owoce.
Ale tak nie jest.
Dlatego tak wielu ludzi kręci się w kółko i ma wrażenie kompletnej niemocy. Czytają, usiłują coś zmienić, próbują wprowadzać nowe nawyki, ale prędzej czy później to wszystko się wali i powraca ta sama niechęć, gorycz, bezradność i poczucie, że wszystko jest bez sensu.
Wiesz dlaczego tak jest?
Bo oni uczą się w myślach. Tak jak ja uczyłam się w myślach angielskiego. Wtedy wydaje ci się, że coś wiesz. Wydaje ci się, że to rozumiesz. Wydaje ci się, że potrafisz to powtórzyć własnymi słowami.
Ale w rzeczywistości twoje myśli zarejestrowały tylko lekką mgłę, która była wspierana przez to, co podpowiadał ci wzrok czytający litery. Kiedy odwrócisz oczy, schowasz napis i będziesz chciał powiedzieć na głos to, co przed chwilą przeczytałeś, okaże się, że wcale nie wiesz co to było. Bo wcale tego nie zapamiętałeś.
Rozumiesz?
Żeby skutecznie się czegoś nauczyć, musisz spełnić pięć warunków:
1. Musisz chcieć się tego nauczyć
2. Musisz chcieć się tego nauczyć dla siebie, a nie dlatego, że wymaga tego sytuacja albo inni ludzie
3. Musisz skoncentrować swoją uwagę na tym, czego się uczysz
4. Musisz na głos powtórzyć to, czego właśnie się nauczyłeś
5. Musisz utrwalić tę wiedzę poprzez praktyczne ćwiczenia.
Teraz rozumiesz dlaczego połowę tej książki zajmują ćwiczenia?
Samo czytanie niczego nie zmieni.
Samo czytanie w milczeniu może ci tylko dać poczucie, że chcesz coś zmienić. Może pozwolić ci zrozumieć dlaczego ta zmiana jest dobra albo na czym polega.
Ale nie wprowadzi tej zmiany do twojego życia.
Jeżeli naprawdę chcesz działać skutecznie, a nie tylko pozorować działanie, z którego nic w praktyce nie wynika, zacznij trenować szczęście. Zaczniemy od drobnego doświadczenia.
Fragment książki „Kurs szczęścia”, wyd. G+J, premiera 25 września,
przedpremabusewo: http://www.empik.com/kurs-szczescia-pawlikowska-beata,p1080030358,ksiazka-p"
-
czyli w skrócie :)
-
czyli w skrócie :)
To by sie rowniez do "Wiosny..." nadalo ;) :D
-
Kolejny opowiesc Beaty Pawlikowskiej. Na weekend :):
"Wiewiórka w czasach wojny
Wyobraź sobie wiewiórkę, która ma takiego pecha, że przychodzi na świat w czasach wojny. Teoretycznie w jej lesie nikt nie biega z karabinem, ale ciągle słychać strzały, gdzieś daleko wybuchają bomby, a czasem nad lasem przelatują nisko groźne myśliwce.
I chociaż las nie bierze czynnego udziału w wojnie, ona jest dookoła.
Wiewiórka uczy się rozpoznawać jej odgłosy. Wie co oznaczają wybuchy i pojedyncze wystrzały. Czasem słychać krzyk. Czasem w lesie zapada przerażająca cisza.
Trzeba się szykować na najgorsze. Nie wiadomo na co, ale coś złego na pewno się zdarzy.
Jest strasznie. Zdarzają się chwile słonecznego spokoju, kiedy na polanie zakwitają konwalie, ale najczęściej jest strasznie. A najgorzej jest wtedy, kiedy nie wiadomo dlaczego jest strasznie, choć wszyscy wiedzą, że jest.
Na każdy podejrzany odgłos wiewiórka natychmiast rzuca się do ucieczki. Ogarnia ją wtedy taka panika, że nie zastanawia się co robić ani dokąd biec, tylko mechanicznie jak automat galopuje do nory borsuka, bo to jest jedyne miejsce, gdzie czuje się bezpiecznie.
Zakopuje się na dnie pod igłami sosny i leży bez ruchu. I czeka co stanie się dalej.
Kiedy niebezpieczeństwo minie, ostrożnie wysuwa nos z nory. Wącha powietrze. Rozgląda się bardzo czujnie i powolutku, pazur za pazurem, wychodzi na zewnątrz.
Kiedy wpada do borsuczej nory i pakuje się borsukowi na głowę, on ze złości gryzie ją w ogon, a wtedy wiewiórka szlocha z żalu. Mało tego, że w lesie wiecznie trwa niekończąca się wojna, to jeszcze ta niesprawiedliwość! Przecież ta nora to jest jedyne miejsce, gdzie można się schować! Jak można być takim nieczułym!
Borsuk miał już naprawdę dość wiewiórki. Nie pomogło gryzienie w ogon ani prośby, żeby znalazła sobie inne schronienie. Ani groźby, że pewnego dnia jej nie wpuści.
Ona ciągle wracała. I była wtedy w stanie takiej histerii, że nie dało się z nią rozmawiać.
Pewnego dnia więc borsuk zatrzasnął drzwi do nory i powiesił na nich kłódkę.
Wiewiórka wpadła w rozpacz. Kiedy coś ją przestraszyło, jak zwykle rzuciła się szaleńczym biegiem do jedynego znanego jej ciepłego miejsca ukrytego przed oczami wrogów. Wyrżnęła czołem w kłódkę. I myślała, że serce jej pęknie. Z żalu, poczucia krzywdy, rozpaczy i samotności. I tego, że poczuła się oszukana.
Mijał czas. Wiewiórka wciąż słyszała groźne strzały i wybuchy. Wiedziała, że wojna trwa, a czasy są bardzo niebezpieczne. Musiała znaleźć nową kryjówkę.
Wciąż jeszcze ocierała łzy i czuła się zraniona, ale musiała zacząć na nowo organizować swoje życie.
Pewnego dnia znalazła mrowisko ukryte wśród brzóz. Jak tylko odgłosy wojny podchodziły bliżej, wiewiórka rzucała się pędem w stronę brzóz i zwijała się w kłębek za mrowiskiem.
I czekała aż hałasy ucichną, a las znów stanie się bezpieczny.
Ale mrówkom to się nie podobało. Wiewiórka deptała po robotnicach i rozdrapywała ziemię. Więc pewnego dnia czekały na nią z ostrymi zębami i pokąsały tak dotkliwie, że wiewiórka z podkulonym ogonem, głośno szlochając z bólu i przykrości uciekała gdzie pieprz rośnie.
Ach, znowu jej się to przydarzyło! Te niewdzięczne, okrutne mrówki! Bezduszne, wredne i nieprzyjazne! Wiewiórka usiadła i zalała się łzami. Jak tu żyć? W tym potwornym lesie pełnym potwornych stworzeń?...
Czy widzisz już o czym naprawdę jest ta historia?
Wiewiórka to twoja podświadomość.
Las, w którym się wychowała, to twoje wczesne dzieciństwo. W domu niby było spokojnie, ale ciągle pojawiało się coś, co budziło twój strach. Ciągle ktoś mówił, że klęska, kryzys, katastrofa, nienawidził, wściekał się, zazdrościł, szukał zemsty, bił, rzucał oszczerstwa, niesprawiedliwie oceniał, oszukiwał, tracił cierpliwość, wybuchał, unosił się pychą, ambicją albo gniewem.
Jeżeli jednocześnie rodzice byli w stanie dać ci bezwarunkowe poczucie, że jesteś kochany, akceptowany i ważny, to super. To równoważyło dziki chaos szerzący się w ludzkich umysłach. Wtedy miałeś wrażenie, że nawet jeżeli las jest groźny, to ty sobie w nim poradzisz. Jeżeli tak było w twoim dzieciństwie, to gratulacje, należysz do Klubu 1%.
Najprawdopodobniej jednak należysz do Klubu 99%, więc witaj w klubie!
Las z opowieści o wiewiórce to właśnie dzieciństwo wszystkich spoza Klubu 1%. Nie piszę teraz o tym co naprawdę działo się w twoim domu. Być może była w nim przemoc, alkohol i ubóstwo, ale równie dobrze mogła w nim być dyscyplina, dostatek i egzotyczne wakacje. To kompletnie nieistotne, ponieważ poziom ubóstwa lub bogactwa nie ma żadnego wpływu na to czy dziecko posiada poczucie bezpieczeństwa, czy nie.
Poczucie bezpieczeństwa nie bierze się z przedmiotów, szafy pełnej zabawek i ładnych ubrań, ani ze wspólnych wycieczek, ani z tego, że codziennie na stole był gorący obiad.
Poczucie bezpieczeństwa to wewnętrzne przekonanie, które jest sumą pozytywnych emocji, jakie w dziecku powstają na skutek zachowania rodziców i innych dorosłych znajdujących się w najbliższym otoczeniu.
Rozumiesz?
Nie chodzi wcale o słowa, prezenty ani gesty.
Chodzi o to, co dorosły przekazuje dziecku za pomocą wielu drobnych, często nieuświadomionych zachowań, czym emanuje i jakie naprawdę są jego intencje ukryte w podświadomości.
Jeżeli twój opiekun jest „uczciwy” w taki sposób, jaki opisałam we wcześniejszym rozdziale, to do twojej podświadomości trafia sprzeczny komunikat.
Sprzeczne komunikaty to początek chaosu. Każdy sprzeczny komunikat jest jak bomba, która wybucha w twoim lesie. Jeżeli jest ich dużo, to będziesz miał głębokie wewnętrzne przekonanie, że w twoim lesie trwa wojna, która jest bardzo niebezpieczna i zagraża twojemu życiu.
Jeżeli dorośli piją alkohol, który na pewien czas zmienia ich osobowość, bo pod jego wpływem zachowują się inaczej, mówią inne rzeczy i inaczej wyglądają, to dostajesz drugi sprzeczny komunikat.
Jeżeli dorośli mówią, ze coś jest złe i nie wolno czegoś robić, a jednocześnie sami to robią, to dostajesz sprzeczny komunikat.
Jeżeli dorośli przytulają cię tylko wtedy, kiedy na to zasłużysz, a nie zawsze, kiedy tego potrzebujesz, to dostajesz sprzeczny komunikat.
Jeżeli dorośli twierdzą, że cię kochają, ale w chwilach złości wyzywają cię albo biją, to dostajesz sprzeczny komunikat.
I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej.
Rozumiesz?
Nie chodzi o to, żeby oskarżać rodziców. Ani o to, żeby ich usprawiedliwiać. Chodzi o to, że jeżeli dorosły też został kiedyś wychowany w lesie pełnym wojny, to sam nie zdaje sobie sprawy z tego, że tej wojny nie ma i nie jest w stanie takiego przekonania ci przekazać.
I dlatego sieje w twoim umyśle strach. Przekazuje ci sprzeczne komunikaty, które są namacalnym i żywym dowodem na to, że istotnie, dookoła panuje chaos i wojna. Nie wiadomo co będzie. Wszystko jest źle. A nawet kiedy coś jest dobrze, to i tak na pewno zaraz się zepsuje.
Tak powstaje brak poczucia bezpieczeństwa."
Fragment książki „Kurs szczęścia”, wyd. G+J
-
To teraz tak troche na przekor Beacie Pawlikowskiej ;):
"W starożytnej Grecji Sokrates był szeroko znany ze swojej mądrości. Pewnego razu ten wielki filozof spotkał swojego znajomego, który biegł właśnie do niego by mu coś powiedzieć:
- Sokratesie czy ty wiesz, co właśnie usłyszałem o jednym z twoich studentów?
- Zaczekaj chwilę - przerwał mu Sokrates - zanim mi to powiesz chciałbym, byś przeszedł pewien test. Nazywa się testem "Potrójnego filtru"
- Potrójny filtr?
- Dokładnie - kontynuował Sokrates - Zanim powiesz coś o moim studencie, spróbujmy przefiltrować to, co chcesz moi powiedzieć. 1-Pierwszy filtr to prawda. Czy upewniłeś się, że to co słyszałeś o moim studencie jest w 100% prawdziwe?
- No nie, właściwie to tylko to słyszałem...
- Dobrze, czyli właściwie nie wiesz czy to jest prawda czy fałsz...Przejdźmy do filtru drugiego, filtr dobroci. Czy to, co chcesz mi powiedzieć jest czymś dobrym?
- Raczej nie, właściwie to coś przeciwnego
- Czyli chcesz mi powiedzieć o nim coś złego, nie wiedząc nawet czy to jest prawda.
Mężczyzna potrząsnął ramionami z zawstydzeniem a Sokrates kontynuował:
- Nadal możesz pomyślnie zdać ten test, bo mamy trzeci filtr: użyteczności. Czy to co chcesz mi powiedzieć o moim studencie jest dla mnie użyteczne?
- Nie specjalnie.
- Zatem - podsumował Sokrates - jeżeli chcesz mi powiedzieć coś, o czym nie wiesz czy jest prawdziwe, ani dobre ani też użyteczne dla mnie... To po co mi to w ogóle mówić?
Mężczyzna poczuł porażkę i był zawstydzony.
To jest powód, dla którego Sokrates był uważany za najwybitniejszego filozofa i darzony takim wielkim szacunkiem.
To również wyjaśnia, dlaczego nigdy się nie dowiedział, że Platon posuwał jego żonę." :D :D :D
-
...zawsze wydawało mi się, że Platon był gejem...
...a jeszcze Ksantypę :o ::) ;D. Musiał być w desperacji ;D
-
E tam, to mówi tylko o tym, że jego przyjaciel blednie założył, że informacja o ewentualnej zdradzie zony nie jest dla Sokratesa użyteczna.
A co do Ksantypy i ewentualnej desperacji Platona ( a to w ogóle były jakieś przesłanki plotki , ktoś wspominał że mieli romans?) to zawsze uważałam że opinia o jej ksantypowosci jest mocno przesadzona. Pierwsze wzmianki o jej charakterze pochodzą od pana, który był zdecydowanym przeciwnikiem małżeństwa. A nawet gdyby to była prawda to miała kobieta trójkę dzieci do wykarmienia i utrzymania i małżonka który miał do tego wyjątkowo filozoficzne podejście. W tej sytuacji nawet anioł by się wściekł.
-
Ksantypa po prostu byla kochajaca zona i matka, a zarazem silna kobieta, ktora umiala caly ten "burdelik" ;) utrzymac w jakim takim porzadku.
Gdyby nie ona i jej zaradnosc, Sokrates nie bylby tym, kim byl... Mysle, ze bardzo ja kochal, szanowal i docenial to, co ona robila dla calej rodziny. A ze zazdrostnikow nie brakuje w zadnych czasach :D, to przypieli jej niechlubna latke sekutnicy :D
-
E tam, to mówi tylko o tym, że jego przyjaciel blednie założył, że informacja o ewentualnej zdradzie zony nie jest dla Sokratesa użyteczna.
A co do Ksantypy i ewentualnej desperacji Platona ( a to w ogóle były jakieś przesłanki plotki , ktoś wspominał że mieli romans?) to zawsze uważałam że opinia o jej ksantypowosci jest mocno przesadzona. Pierwsze wzmianki o jej charakterze pochodzą od pana, który był zdecydowanym przeciwnikiem małżeństwa. A nawet gdyby to była prawda to miała kobieta trójkę dzieci do wykarmienia i utrzymania i małżonka który miał do tego wyjątkowo filozoficzne podejście. W tej sytuacji nawet anioł by się wściekł.
Oczywiście , Idris :)
Mój post o Platonie i Ksantypie był pozbawionym wszelkiego merytorycznego znaczenia i cięzaru żarcikiem :))
-
Cos nowego... :)
"[Podświadomość rządzi twoimi chęciami. To ona ci mówi co chcesz, a czego nie chcesz, a jej wybory zależą od kodów zapisanych na żelaznych tabliczkach.
Mam nadzieję, że to jest dla ciebie jasne.
Pójdźmy o krok dalej.
Wyobraźmy sobie, że w ciemnym i zimnym lesie, gdzie mieszka wiewiórka, pojawiło się stado dzikich świń. Było ich ze dwadzieścia. Rozbiegły się po lesie, a każda z nich była inna. Jedna prawie nic nie widziała, bo ciągle żuła słodką trawę, która niszczyła jej wzrok. Druga była tak gruba, że nie mieściła się na ścieżce. Trzecia tak bardzo lubiła biegać, że ciągle lądowała w jakimś rowie. Czwarta i piąta wiecznie się ze sobą biły.
Wiewiórka przyglądała im się z daleka, a potem pomyślała, że jest gospodynią w tym ciemnym i ponurym lesie, więc ma moralny obowiązek, żeby pomagać świniom w życiu.
Świnie chętnie się na to zgodziły.
Wiewiórka pomagała pierwszej świni znaleźć wodę pitną. Namawiała ją, żeby przestała żuć słodką trawę, to odzyska wzrok, ale świnia nie chciała. Więc wiewiórka codziennie prowadziła ją do wody. I zawsze przy tym myślała:
- Cholera, jaki ten świat jest niesprawiedliwy. Ta wojna wiecznie trwa. Nawet świnia traci przez nią wzrok.
Drugiej świni przynosiła żołędzie.
- Może przejdziesz na dietę i zaczniesz uprawiać jakiś sport? – pytała czasem nieśmiało, ale druga świnia nie chciała.
A wiewiórka myślała:
- Cholera, jaki ten świat jest niedobry. Ta wojna wciąż trwa. Nawet świniom brakuje już jedzenia.
Trzecia świnia wzywała wiewiórkę zawsze kiedy wpadła po szyję w błoto. Wiewiórka po raz pierwszy w życiu czuła się komuś naprawdę potrzebna. Była przewodnikiem dla pierwszej świni, opiekunem dla drugiej i ratownikiem dla trzeciej. Przybiegała w podskokach i nie bacząc, że brudzi sobie futro błotem, wyciągała świnię z rowu.
- Wiesz co – mówiła czasem – gdybyś nie biegała tak szybko, to nie wpadałabyś w błoto.
Ale świnia tylko się śmiała. I dalej biegała po lesie.
A wiewiórka myślała:
- Cholera, jaki ten świat jest niesprawiedliwy. Ta wojna jest straszna. Nawet świnie tracą od niej rozum.
Kiedy spotykała czwartą i piątą świnię, wiedziała, że będą się wyzywać, prowokować kuksańcami, kopać i wyrywać sobie szczecinę z pyska.
- Przestańcie! – mówiła. – Nie bijcie się!
A one nic.
- Nie ma sensu tak się wiecznie kłócić!
A one nic.
- Strasznie hałasujecie!
A one jak gdyby nigdy nic – dalej się biją, kopią i wyzywają.
- Po co się bijecie? – pytała wiewiórka. – Po co tak walczycie? O co wam chodzi? Dlaczego nie możecie normalnie rozmawiać? Tracicie tylko czas na te kłótnie. Przestańcie! Po co to robicie? Zastanówcie się!
A świnie przez cały czas kłóciły się, wyzywały i walczyły.
A wiewiórka myślała:
- Jaki ten świat jest cholernie zepsuty i bezsensowny. Ta wojna miesza ludziom w głowach. Nawet świnie ciągle ze sobą walczą.
Codziennie na koniec dnia wiewiórka przychodziła sprawdzić co robią świnie. Upewnić się, czy wciąż walczą, czy też może zdarzyło się coś nowego.
Ale nic się nie zmieniało. Ślepa świnia wciąż żuła trującą trawę. Gruba świnia obżerała się pieczarkami. Rozrywkowa świnia wciąż lądowała w błocie, a nienawidzące się świnie wciąż ze sobą walczyły.
Tak, to potwierdzało wszystko, w co wierzyła wiewiórka. Że świat jest pełen głupich zwierząt, które nic nie mogą zrobić, bo są ofiarami życia i wojny. Wszędzie czai się jakieś zagrożenie, a świat jest śmiertelnie niebezpieczny. Właściwie nic wtedy nie ma sensu, bo nawet gdybyś spróbował zrobić coś dla siebie, to na pewno i tak ci się nie uda.
Wiewiórka szła do swojej borsuczej nory, układała się na dnie, przykrywała ogonem i zasypiała pełna złych przeczuć. Życie było koszmarne. Świat był koszmarny. Wszędzie tylko bieda, strach i niewola. Z każdym dniem było jej coraz gorzej i coraz ciężej.
- Właściwie życie nie ma sensu – myślała rozgoryczona i smutna wiewiórka. – Równie dobrze mogłabym skończyć ze sobą.
Czy rozumiesz co robiła wiewiórka?
Ona szukała potwierdzenia tego, co w co wierzyła.
Wcale nie musiała spotykać się ze świniami ani im pomagać. Tym bardziej, że świnie nie miały ochoty pomóc samym sobie. Tak naprawdę wcale nie były ofiarami wojny ani złej rzeczywistości. Były jedynie ofiarami własnej bezsilności i niechęci do zmiany złych nawyków.
Rozumiesz to, prawda?
Pierwsza świnia traciła wzrok nie z powodu nieznanej choroby, ale dlatego, że żuła trująca trawę. Dlaczego żuła trującą trawę? Prawdopodobnie dlatego, że jej słodki smak uważała za ważniejszy od zdrowych oczu.
Czy to z czymś ci się kojarzy?
Na przykład z papabusesami? Na każdym opakowaniu papabusesów jest napisane, że palenie wywołuje groźne choroby, niszczy płuca i tak dalej, ale ludzie jednak mimo tych ostrzeżeń kupują papabusesy i świadomie podejmują ryzyko zachorowania na raka płuc. Czy to nie jest tak samo jak z pierwszą dziką świnią w lesie?
Wiewiórka mówiła jej:
- Nie żuj tej trawy, to będziesz zdrowsza.
Ale świnia wybierała trawę. Nie dlatego, że chciała zachorować. Tylko dlatego, że potrzebowała tego słodkiego smaku. Z jakiegoś powodu czuła, że musi żuć tę słodką trawę bez względu na wszystko. Tak?
I na pewno wiesz już dlaczego ona musiała żuć tę słodką trawę. Tak jest. Bo tego żądała jej podświadomość. Bo gdzieś na którejś z żelaznych tabliczek było zapisane, że słodka trawa daje poczucie bezpieczeństwa.
Druga świnia była otyła, ale wciąż objadała się tłustymi ślimakami, pieczarkami i żołędziami. Wiewiórka czuła się potrzebna, bo przynosiła świni smakołyki. Ale świnia miała kłopoty z poruszaniem się nie z powodu wypadku, tylko dlatego, że obżerała się ponad miarę. I nie chciała przejść na dietę ani uprawiać gimnastyki.
Dlaczego?
Bo jeden z fałszywych kodów na jej żelaznych tabliczkach rozkazywał jej identyfikować jedzenie z poczuciem bezpieczeństwa. Więc ona miała wrażenie, że musi jeść jak najwięcej, bo w przeciwnym razie stanie się coś strasznego. Jedzenie było dla niej tym samym, czym dla wiewiórki borsucza nora.
A wiewiórka nie chciała dostrzec, że świnia sama siebie krzywdzi takim sposobem myślenia i życia, bo jeden z jej fałszywych kodów podpowiadał, że dobrze jest znaleźć słabszego od siebie, żeby mu pomagać, bo wtedy dostanie słodkie poczucie, że jest potrzebna.
Ale czy była naprawdę potrzebna?
Zastanów się.
Gdyby przestała karmić grubą świnię, to może świnia zorientowałaby się, że musi sama coś zrobić, żeby wreszcie zmienić swoje życie?
No właśnie.
I o to właśnie chodzi.
Osoby z fałszywymi kodami przyciągają do siebie następne osoby z równie zafałszowanymi kodami podświadomości.
A wiesz dlaczego tak jest?
Dlatego że podświadomość otrzymuje wtedy potwierdzenie wszystkiego, czego się nauczyła i zapisała na żelaznych tabliczkach: świat jest zły. Świat jest niesprawiedliwy. Dookoła wiecznie trwa wojna. Trzeba uciekać. Trzeba znaleźć bezpieczną kryjówkę.
Trzecia świnia ciągle lądowała ryjem w błocie. A wiewiórka jak wierny pies przychodziła i wyciągała ją z opresji. Dzięki temu czuła się ważna i potrzebna. A świnia wiedziała, że może rozrabiać bez przeszkód, bo zawsze znajdzie się jakaś zakompleksiona wiewiórka, która kosztem zabłocenia sobie futra będzie stawała na głowie, żeby ją wyciągnąć z rowu.
Czy to z czymś ci się kojarzy?
A czy znasz jakieś małżeństwa albo pary, które są połączone dziwną miłością, w której jedna osoba wiecznie upada, a druga ciągle ją podnosi? I kiedy zapytasz tej drugiej:
- Po co tak się poświęcasz? Po co ciągle ratujesz go lub ją od zguby?
Ta druga osoba odpowie:
- Przecież on (lub ona) nie poradziłby sobie beze mnie. Nie mogę go (jej) zostawić.
To jest właśnie taka sama zależność jak w przypadku trzeciej dzikiej świni i wiewiórki. Świnia wpada w błoto dlatego, że rozrabia w lesie. A nie dlatego, że ma pecha. A wiewiórka będzie wiernie ją ratować, bo czerpie z tego poczucie akceptacji i bycia ważnym, równoważne z poczuciem bezpieczeństwa.
Idźmy dalej.
Czwarta i piąta świnia ciągle walczą. Wiewiórka już nie ma do nich cierpliwości. Nie znosi słuchania ich wyzwisk ani patrzenia jak się biją. Ale jednak codziennie przychodzi i obserwuje. I codziennie na nowo wścieka się, że te świnie nie przestają walczyć. I czerpie z tego potwierdzenie, że jest tak, jak myślała – świat jest do dupy.
Fragment książki „Kurs szczęścia”, wyd. G+J, premiera 25 września,
przedpremabusewo: http://www.empik.com/kurs-szczescia-pawlikowska-beata,p1080030358,ksiazka-p"/i]
-
Fajne. Można być taką wiewiórką, ale jest jeden warunek: Trzeba mieć sporo kasy, więc mi taka rola nie grozi. ;D
Moja recepta na szczęście to "zrezygnować z wyścigu szczurów". Podświadomość nie jest istotna, istotna jest wolność. Mając wolność żyje się na luzie. :P
-
Fajne. Można być taką wiewiórką, ale jest jeden warunek: Trzeba mieć sporo kasy, więc mi taka rola nie grozi. ;D
Moja recepta na szczęście to "zrezygnować z wyścigu szczurów". Podświadomość nie jest istotna, istotna jest wolność. Mając wolność żyje się na luzie. :P
Mamy podobne recepty :)
-
Nastepne swietne, moim zdaniem :):
"Naszym przeznaczeniem było wątpić
Na początku człowiek stanowił jedność z Energią, która go stworzyła i otaczała. Stanowił jej integralną część, poddając się jej rytmowi i znajdując się wewnątrz stworzonej przez nią kosmicznej harmonii.
Potem stopniowo zaczął się od niej oddzielać, a ponieważ wywołało to w nim zachwianie poczucia bezpieczeństwa, usiłował tworzyć dookoła siebie alternatywną przestrzeń, która miała tę pierwotną zastąpić.
Z uczestnika zamienił się w obserwatora. Nie czuł już jedności z Naturą, ale odgrodził się od niej i zaczął ją oceniać. Przestał BYĆ częścią Boga rozumianego jako Twórczą Siłę, która powołała go do życia. Zamiast czuć nieskończony związek z Bogiem i czerpać z tego siłę i ukojenie, zaczął ten związek opisywać, oglądać pod szkłem powiększającym, racjonalizować i definiować.
Im bardziej się od niego oddalał, tym większy czuł niepokój i strach, i tym bardziej gorączkowo usiłował ukoić go dziełami własnych rąk i intelektu.
Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że rozdzielona została strefa rozwoju duchowego od materialnego. Powstał rozdźwięk, zwany w psychologii dualizmem. Ludzkie ego domagało się zaspokojenia w postaci konkretnych dóbr, przedmiotów, niepodważalnych teorii fizyki i jasnych zasad przynależenia do wspólnot religijnych.
Ludzka jaźń, czyli rdzenne „ja” chciało tylko wierzyć, kochać i czuć więź z Nieskończonością, czyli ze Źródłem, ponieważ z niej pochodziło wszystko, łącznie z nią samą, z dobrem, miłością i przeznaczeniem.
Ktoś pewnie zaraz powie, że dzięki oddzieleniu się od Natury zaczęła się rozwijać nasza cywilizacja, która w konsekwencji stworzyła szczepionki przeciw wściekliźnie, szklane domy i Internet, czyli w gruncie rzeczy to zachwiane poczucie bezpieczeństwa, o którym pisałam powyżej, stało się siłą napędową rozwoju, ale nie zgodzę się z taką teorią.
Nie zgodzę się z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że moim zdaniem cywilizacja zaczęłaby się rozwijać także bez faktu utraty poczucia bezpieczeństwa, czyli nie w odpowiedzi na strach i niepokój, ale w harmonii z tym, co istnieje dookoła. I z tego wynika też druga bardzo ważna rzecz: ta cywilizacja nie miałaby cech autodestrukcyjnych, jak to jest w przypadku naszego świata.
Ludzie wytwarzają tony taniej żywności pozbawionej wartości odżywczych, czym doprowadzają samych siebie do obniżenia odporności i chorób, co z kolei napędza przemysł farmaceutyczny, który w założeniu miał służyć szlachetnemu ratowaniu ludzkiego życia, a w rzeczywistości zajmuje się ratowaniem ludzi przed skutkami trucizn produkowanych przez innych ludzi. Takich choćby jak papabusesy, alkohol czy wysoko przetworzone produkty spożywcze na bazie cukru i tłuszczu – na przykład batony czekoladowe i hamburgery - które nie tylko nie mają żadnych wartości odżywczych, ale dodatkowo uzależniają i wywołują depresje.
Czy zwróciliście kiedykolwiek uwagę na to, że w telewizji reklamuje się środki wspomagające odchudzanie, ale nie reklamuje się przekonania, że warto jest prowadzić zdrowy tryb życia, uprawiać sport i zdrowo jeść, bo to właśnie zapewni świetną sylwetkę i zdrowie?
Tylko człowiek, który nie umie docenić wartości życia i jest swoim wrogiem, będzie jadł rzeczy, które mu szkodzą. Nie robi tego żadne stworzenie w przyrodzie z wyjątkiem człowieka. Wszystkie inne żywe istoty instynktownie sięgają po pożywienie, które je wzmacnia i dostarcza sił.
Ludzie XXI wieku mają umysły i podświadomość przez pokolenia zatruwane spiętrzającymi się wzorcami niezdrowych zachowań i destrukcyjnego sposobu myślenia, który w założeniu miał ich uwolnić od strachu i zapewnić umykające poczucie bezpieczeństwa. Do chwiejących się definicji i wzorów dodawano kolejne i kolejne, budując niebotyczną konstrukcję kłamstw, szczątków prawdy, słusznych i niesłusznych koncepcji, które wrosły w siebie nawzajem i stały się w konsekwencji kompletnie nabusezpoznawalne i nieczytelne. Powstał chaos, w którym właśnie żyjemy.
Dlatego w telewizji, radiu i prasie pojawiają się reklamy leków na ból wątroby i żołądka, skabusewane do tych, którzy jedzą niezdrowo, tłusto i słodko, a potem cierpią i chorują. W reklamach mówi się do nich: „Wystarczy połknąć jedną tabletkę i znów będziesz mógł jeść niezdrowe rzeczy”. W zdrowo myślącym, racjonalnym i mądrym świecie taka reklama byłaby nieakceptowana. W naszym świecie pomaga sprzedać miliony pigułek.
Na początku pomiędzy duszą a ciałem panowała równowaga. Wpisana w równowagę panującą we wszechświecie, gdzie pierwiastków duchowych i materialnych jest dokładnie tyle, ile powinno być, żeby stanowiły solidną bazę do konstruowania wszelkich form życia i rozwoju cywilizacji.
Przypadek sprawił, że człowiek potknął się i na moment wypadł z tej kosmicznej harmonii. Ten przypadek stanowił zapewne część boskiego planu, bo nie wydaje mi się możliwe, żeby człowiek wypadł swojemu Stwórcy z rąk. Stwórca jest źródłem całej energii utrzymującej wszechświat wraz z całym kompletem informacji dotyczących wszystkich możliwych kontekstów i zdarzeń.
Było więc naszym przeznaczeniem wątpić i poszukiwać odpowiedzi. To jednak gdzie ich szukaliśmy i jak je stworzyliśmy, stało się początkiem naszego końca. "
Fragment książki "Teoria bezwzględności", wyd. G+J, wydanie II, wrzesień 2013
-
::) ::) ::)
-
Chyba sie uzaleznilam od tych przypowiastek ;):
A co to jest samotność?
Nie istnieje coś takiego. Samotność to pojęcie stworzone przez ludzi, którzy potrzebują z zewnątrz potwierdzenia ich istnienia albo wypełnienia jakiegoś braku, który w sobie noszą. I kiedy tego nie dostają, czują się samotni. Ale w istocie czują się tak dlatego, że sami nie byli w stanie dać sobie tego, czego potrzebują – czyli akceptacji, miłości i poczucia bezpieczeństwa. Samotność bierze się z takich podświadomych oczekiwań.
Czyli można być samotnym z kimś – i nie być samotnym samemu?
Oczywiście, że tak.
To pierwsze się pewnie często zdarza. To drugie jest trudne.
Bo to drugie zaczyna się, kiedy człowiek zrozumie, że to on jest swoim najlepszym przyjacielem i powinien sam się sobą zaopiekować, zamiast czekać, aż ktoś mu dostarczy tych emocji, których mu brakuje, czyli poczucia bezpieczeństwa i miłości.
Każdy dorosły człowiek powinien być dla siebie przyjacielem i opiekunem. Powinien być dla siebie najlepszymi kochającymi, akceptującymi rodzicami na świecie. Wtedy nie ma samotności.
Człowiek sam sobie wystarczy?
Ja od kilku lat jestem sama. Nie dlatego, że tak postanowiłam. Po prostu nie spotkałam przez te lata kogoś, z kim chciałabym być. Ale to się może jutro zmienić – co nie znaczy, że ja tego kogoś intensywnie szukam albo intensywnie go nie chcę. Jest jak jest. Kiedy się zmieni, to się zmieni.
Znajomi nie mówią Pani czasem, że Pani odleciała?
Nie mówią. Jeśli tak myślą, to ich problem. Ale ja nie odleciałam."
-
HE pewnie sfiksowała bo dawno chłopa nie miała ;D
-
HE pewnie sfiksowała bo dawno chłopa nie miała ;D
A niby po co jej chlop :o?
-
A niby po co jej chlop :o?
Hmmmm no jak by Ci tu powiedziec ??? ::) czasem sie przydaje, chocby do zatkania dziury coby przeciagow nie bylo ;D
Moze byc????
-
Jak dla mnie nie ;)
-
Jak dla mnie nie ;)
Hmmm zaroslo????
Slyszalem zeby lepiej znalezc depilacja pomaga ;) 8)
-
I znowu cos, z czym ja sie sie zgadzam w 100% :). Bo... moze taka moja natura? :D
"Kiedyś nie lubiłam jesieni. Wydawała mi się smutna, ciemna i zimna. Na samą myśl o zbliżającej się jesieni czułam lęk. I w ogóle nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to nie jesieni się boję, tylko mojego własnego strachu.
Uświadomiłam to sobie kilka lat temu. Zaczęła się jesień, a ja wyszłam na dwór i pomyślałam:
- Ach, jest tak pięknie!
I wtedy nagle przypomniałam sobie, że kiedyś jesień kojarzyła mi się tylko z brzydotą, a teraz nagle jest taka piękna? A może kiedyś nie było tych śmiejących się słodkich śliwek, kolorowych liści, lśniący bakłażanów, ciepłego słońca i puchatego szalika?...
One były, tylko ja ich nie widziałam!
I na tym polega sekret bycia szczęśliwym człowiekiem. Szczęście nie zależy od tego co jest w twoim życiu, tylko od tego, w jaki sposób na to patrzysz. Co jesteś w stanie zobaczyć, na czym koncentrujesz swoją uwagę i co o tym myślisz."
I jak tu sie nie cieszyc z jesieni :). Nawet tej nie tak kolorowej, jak w Polsce, ale bardzo slonecznej, cieplej, z fantastycznym niebem i rzeskoscia powietrza...
Ale moze tak jest tylko na Jylland ;)?