Nie lepiej i w Polsce:
70 tys. Polaków straci pracę, firmy szykują zwolnieniaPo raz pierwszy od pięciu lat wzrosła ilość zwolnień grupowych w przedsiębiorstwach. Jak ustaliła "Polska", w pierwszej połowie br. 147 firm zapowiedziało redukcję zatrudnienia o 10 tys. osób.
To dokładnie tyle samo co w całym ubiegłym roku. Tylko w czerwcu do urzędów pracy wpłynęły zgłoszenia z 51 zakładów, które chcą zwolnić prawie 2 tys. osób. Zwalniają głównie eksporterzy, którzy szczególnie cierpią z powodu mocnego złotego w stosunku do euro. Z tej przyczyny topnieją ich zyski.
To dlatego w sierpniu straciło pracę 330 osób z Olsztyńskich Fabryk Mebli na Dolnym Śląsku. Firma nie wytrzymała dekoniunktury w krajach starej Unii, do których trafiało 95 proc. produkcji.
Prezesi firm meblarskich szacują, że do końca 2009 r. w branży zatrudniającej dziś ok. 100 tys. osób pracę może stracić 15-20 proc. Podobnie jest w branży mięsnej, transportowej i budowlanej, które są silnie uzależnione od eksportu.
Ale widać, że kryzys rozlewa się na inne branże. Tylko na Mazowszu zwalniają w tym roku Skanska (500 osób), Ruch (800 osób) i Telekomunikacja Polska (2,2 tys. osób). Kilkakrotnie więcej pracowników niż w ubiegłym roku zwolniły firmy na Podkarpaciu i w Krakowie.
Banki niechętnie udzielają teraz kredytów firmom, co przełożyło się na zahamowanie wielu inwestycji. A bez zastrzyku gotówki ludzie też przestali kupować produkty.
A będzie jeszcze gorzej. Zwolnienia szykują się bowiem w dużych państwowych przedsiębiorstwach: PKP Cargo, stoczniach w Gdyni i Gdańsku oraz w Poczcie Polskiej. Łącznie w tych firmach zatrudnienie może stracić nawet 40 tys. osób, a jeśli dodać do tego mniejsze spółki, bez pracy zostanie blisko 70 tys. ludzi. W ciągu kilku lat bezrobocie wzrośnie o kilka procent.
Polskie firmy, czując spowolnienie gospodarcze, już zaczynają planować zwolnienia pracowników. W 2009 r. pracę może stracić nawet 40 tys. pracowników największych polskich przedsiębiorstw, m.in. PKP, Poczty Polskiej oraz trzech stoczni w Gdyni i Gdańsku.
W przyszłym roku PKP Cargo zajmujące się m.in. przewozem węgla i materiałów budowlanych mogą zredukować załogę o co najmniej 10 tys. pracowników (obecnie w firmie pracuje 44 tys. osób). To efekt głębokiej restrukturyzacji, której celem jest ograniczenie kosztów. Szefowie PKP Cargo oficjalnie zapowiadają połączenie kilku zakładów należących do spółki, co będzie wiązało się także z ograniczeniem zatrudnienia.
Spółka musi szukać oszczędności, bo w miarę jak rosną koszty energii i pracy, coraz mniej opłaca się przewozić towary za granicę. Co gorsza, spada również liczba zleceń przewozowych. Na przykład firmy deweloperskie, które do tej pory zamawiały wagony materiałów budowlanych, teraz ograniczają zamówienia.
Spadek zamówień to dziś największa bolączka polskich firm. W sierpniu wartość nowych zamówień w przemyśle spadła o 2,6 proc., a w lipcu o 4,3 proc. w porównaniu z poprzednim rokiem. Dlatego firmy ratują się zwolnieniami, by nie ponosić dodatkowych kosztów.
Stocznie w Gdyni i Gdańsku po połączeniu w jedną firmę będą zatrudniać docelowo do 2012 r. 5,5 tys. osób, co oznacza, że zatrudnienie w ciągu kilku lat spadnie tam o połowę. Wreszcie Poczta Polska planuje redukcje zatrudnienia w małych, nierentownych oddziałach. Jeśli tego nie zrobi, grożą jej wielomilionowe straty.
Redukcje to pierwszy symptom zbliżającego się zahamowania wzrostu gospodarczego w Polsce. Minister finansów już zapowiedział wczoraj, że przyszłoroczny wzrost PKB nie przekroczy 4,8 proc. (w tym roku to 5,5 proc.). I nic dziwnego: po załamaniu się rynków finansowych w USA banki na całym świecie zaczęły niechętnie udzielać kredytów firmom, co bezpośrednio przełożyło się na zahamowanie wielu inwestycji. A bez zastrzyku gotówki ludzie też przestali kupować produkty, co spowodowało zahamowanie popytu.
Polskie firmy już to odczuwają. Szczególny problem mają firmy meblarskie i odzieżowe, które większość swojej produkcji wysyłają na eksport. W branży meblarskiej zysku nie osiągnęło w tym roku ponad 30 proc. firm, a w branży włókienniczej prawie połowa. Przykłady mówią wiele: 194 osoby straciły pracę w łódzkiej spółce odzieżowej Archimode, a 129 w bełchatowskich Zakładach Przemysłu Bawełnianego.
Niepokojące są też sierpniowe dane resortu pracy pokazujące, że zwiększyła się ilość zwolnień grupowych w firmach. W pierwszej połowie 2008 r. aż 147 przedsiębiorstw zapowiedziało, że chce zmniejszyć zatrudnienie o ponad 10 tys. osób. Pracę w tym okresie straciło 7,2 tys. osób. Tylko w czerwcu do urzędów pracy wpłynęły zgłoszenia od 51 zakładów, które chcą zwolnić prawie 2 tys. osób. Dla porównania: w całym 2007 r. zwolnienia grupowe planowano w 131 firmach, które chciały zwolnić ponad 10 tys. osób.
Skalę tegorocznych zwolnień widać najlepiej na przykładzie Podkarpacia i Krakowa. Od początku roku do końca sierpnia w woj. podkarpackim pracę w wyniku zwolnień grupowych straciło 990 osób w 8 zakładach, a dla porównania w 2007 r. w tym samym okresie jedynie 253 osoby.
Podobnie jest w Krakowie, w tym roku pracę straciło tu 1,3 tys. osób. To o 50 proc. więcej niż w całym 2007 r. - Ten kryzys doprowadzi do wzrostu bezrobocia w przeciągu dwóch, trzech najbliższych lat o kilka procent - ocenia Mariusz Wachowicz, ekspert ds. rynku pracy z Fundacji CASE. Wydaje się, że przed nieszczęściem uratuje nas tylko zastrzyk pieniędzy z Unii.
Stocznie w Gdyni i Gdańsku po połączeniu w jedną firmę będą zatrudniać docelowo do 2012 r. 5,5 tys. osób, co oznacza, że zatrudnienie w ciągu kilku lat spadnie tam o połowę. Wreszcie Poczta Polska planuje redukcje zatrudnienia w małych, nierentownych oddziałach. Jeśli tego nie zrobi, grożą jej wielomilionowe straty.
Redukcje to pierwszy symptom zbliżającego się zahamowania wzrostu gospodarczego w Polsce. Minister finansów już zapowiedział wczoraj, że przyszłoroczny wzrost PKB nie przekroczy 4,8 proc. (w tym roku to 5,5 proc.). I nic dziwnego: po załamaniu się rynków finansowych w USA banki na całym świecie zaczęły niechętnie udzielać kredytów firmom, co bezpośrednio przełożyło się na zahamowanie wielu inwestycji. A bez zastrzyku gotówki ludzie też przestali kupować produkty, co spowodowało zahamowanie popytu.
Polskie firmy już to odczuwają. Szczególny problem mają firmy meblarskie i odzieżowe, które większość swojej produkcji wysyłają na eksport. W branży meblarskiej zysku nie osiągnęło w tym roku ponad 30 proc. firm, a w branży włókienniczej prawie połowa. Przykłady mówią wiele: 194 osoby straciły pracę w łódzkiej spółce odzieżowej Archimode, a 129 w bełchatowskich Zakładach Przemysłu Bawełnianego.
Niepokojące są też sierpniowe dane resortu pracy pokazujące, że zwiększyła się ilość zwolnień grupowych w firmach. W pierwszej połowie 2008 r. aż 147 przedsiębiorstw zapowiedziało, że chce zmniejszyć zatrudnienie o ponad 10 tys. osób. Pracę w tym okresie straciło 7,2 tys. osób. Tylko w czerwcu do urzędów pracy wpłynęły zgłoszenia od 51 zakładów, które chcą zwolnić prawie 2 tys. osób. Dla porównania: w całym 2007 r. zwolnienia grupowe planowano w 131 firmach, które chciały zwolnić ponad 10 tys. osób.
Skalę tegorocznych zwolnień widać najlepiej na przykładzie Podkarpacia i Krakowa. Od początku roku do końca sierpnia w woj. podkarpackim pracę w wyniku zwolnień grupowych straciło 990 osób w 8 zakładach, a dla porównania w 2007 r. w tym samym okresie jedynie 253 osoby.
Podobnie jest w Krakowie, w tym roku pracę straciło tu 1,3 tys. osób. To o 50 proc. więcej niż w całym 2007 r. - Ten kryzys doprowadzi do wzrostu bezrobocia w przeciągu dwóch, trzech najbliższych lat o kilka procent - ocenia Mariusz Wachowicz, ekspert ds. rynku pracy z Fundacji CASE. Wydaje się, że przed nieszczęściem uratuje nas tylko zastrzyk pieniędzy z Unii.
żródło: dziennik
Polska http://polskatimes.pl/stronaglowna/50092,70-tys-polakow-straci-prace-firmy-szykuja-zwolnienia,id,t.html#material