Tak, jak piszesz,
Reksio, mozna wybrać opcję "nie full time".
No i wszystko ładnie-pięknie, potrzeby dziecka itd., ale co potem?
Co z językiem?
Czy potrzeba kontaktu z otoczeniem, gdy dziecko będzie musialo z tego domu iść do "instytucji", nie jest istotna? I nie mam tu na myśli jedynie "zabawy z rówieśnikami", bo to nie problem, można to dość łatwo dziecku zapewnić. Tylko POROZUMIEWANIE SIĘ, rozwój mowy.Pewnie, dziecko w szkole "jakoś" da radę, jedno lepiej, inne gorzej. Ale po co mu to "fundować" na starcie?
Ty miałas "super dzieciństwo " w domu, śmiem twierdzic, że moi synowie również.
Ale tu, w Danii, jesteśmy na troche innej pozycji.
chyba, że masz męża Duńczyka i w domu TYLKO po duńsku rozmawiacie, wtedy, oczywiście, nie ma problemu języka.
Zresztą, według mnie dagpleje nie jest wcale az takim "złem"

- grupki malutkie, bo niż demograficzny- po max. troje dzieci "na codzień" z nianią, chyba, że jakaś zachoruje.
Owszem , dla dziecka w tym wieku ważne jest poczucie bezpieczeństwa, ale niania,babcia czy ktokolwiek, kto jest STAŁYM opiekunem dziecka, równiez mu to daje.Niania dla dziecka staje się takim samym "członkiem rodziny", jak np. ciocia czy babcia.Przynajmniej u nas tak to wygląda- ja oddając swoją córeczkę pod opiekę niani, jestem spokojna, bo widzę, jak dzieci ja lubią i jak ona lubi dzieci i o nie dba.
Może, jeśli jesteście rodziną "mieszaną", to to wygląda inaczej.
Ale polska rodzina, która "trzyma" dziecko w domu do czasu szkoły, odbiera mu szanse na równy start , a wręcz funduje traumę.
Warto przemyślec ten aspekt- dziecko w domku "pod kloszem", często bez kontaktu z językiem , bo nawet telewizja w domu polska, a potem szkoła , wszystko po duńsku - to jest dopabuse szok.
To też trzeba wziąć pod uwagę.