Witam,
mam problem, jeżeli ktoś był w podobnej sytuacji lub jest na tyle zorientowany, że mógłby wspomóc mnie radą, proszę o kontakt.
Sprawa dotyczy domu, w którym wynajmuję pokój wraz z partnerem od około siedmiu lat. Pozostałe pokoje (5) zamieszkują inni Polacy. Właścicielem mieszkania jest Duńczyk, w którego firmie pracują wszyscy moi współlokatorzy.
Przez cały czas mojego pobytu w tym domu nie mogłam się skarżyć, wiadomo - od czasu do czasu miała miejsce jakaś mniejsza sprzeczka, przy tylu wspólnie mieszkających obcych osobach jest to chyba nieuniknione, jednakże zawsze żyliśmy w zgodzie.
W ubiegłym roku jeden z mężczyzn sprowadził do nas swoją żonę, syna oraz psa. Żona nie pracuje, jest tam wyłącznie po to aby gotować im śniadania, obiady i kolacje. Szybko poczuła się panią domu dostosowując każdy aspekt wyglądu, rozkładu dnia wedle swoich upodobań (mimo, że do tej pory wszyscy mieliśmy niepisane reguły dotyczące godzin użytkowania kuchni oraz łazienki, tak aby nie wchodzić sobie w drogę). Na początku tego roku kolejnych dwóch chłopaków sprowadziło swoje dziewczyny, w związku z czym jest nas już 11. Jak to z kobietami - po czasie zaczął się problem i podziały. Żadna z z w/w pań nie pracuje, w związku z czym kuchnia oraz łazienka są notorycznie okupowane, nie ma mowy o wolnym palniku, zaś pod prysznic można udać się dopabuse późnym wieczorem. Oblegają kuchnię, gdzie wciąż coś gotują, zmywają lub po prostu piją. Dodam, że są to wyjątkowo głośne osoby. Od jakiegoś czasu mają również miejsce notoryczne: przekładnie naszych rzeczy, używanie naszych środków czystości, zajmowanie łazienki, kradzieże.. Do tego dochodzi oficjalna wrogość i celowe działania mające na celu wyprowadzenie mnie z równowagi. Próby kontaktu z właścicielem niczego nie dały, nie ma ochoty zajmować się tą sprawą.
Stąd moje pytanie - co mogę zrobić w takiej sytuacji? Czy jest jakaś ustawa określająca maksymalną ilość osób zamieszkujących pod jednym dachem? Gdzie mogłabym się zgłosić z takim problemem?Pozdrawiam serdecznie.