Na początku- dzięki, zpat, za dobre słowo

. Miło mi się zrobiło

.
A teraz o "mojej " Danii...
Jolcze- po przeczytaniu Twoich postów stwierdzam (autorytatywnie, a jakze

), że po prostu....miałaś strasznego pecha! Nie dość, że "pipidówka" hermetyczna, to jeszcze teściowie tacy , jak z czarnej komedii...

...
Doskonale rozumiem Twoje odczucia- gdybym ja przez 3 lata "odbijała się" od ludzi, jak od muru, tez by mi ręce opadły.
Ale, uwierz, NAPRAWDĘ Dania nie jest taka i Duńczycy nie są tacy...
Dam ci jeden przykład, bardzo charakterystyczny, dla postrzegania Duńczyków przez inne nacje.
Niedawno kupiliśmy dom.
Teraz co weekend jeździmy tam, sprzątamy, remontujemy, odnawiamy, by na jesień był już taki, jaki chcemy (dom po deadmanie, " z dobrodziejstwem inwentarza" , więc sprzątania ogrom).
Sąsiedzi zza płotu - cudowni

!
Tak otwarci, pomocni, rozmowni

.
Sami przychodzą , pytając, czy w czymś nie mogliby pomóc.
Zapraszają od pierwszego dnia naszą córeczkę, by sie bawiła z ich synami. (Ostatnio sasiad stwierdził, że musimy zrobić furtke między naszymi "posiadłościami" , by dzieci mogły sobie przechodzić bezpiecznie, nie idąc poboczem jezdni- bo podawanie ich sobie "górą", przez płot ,niedlugo będzie zbyt uciążliwe

).
Ostatnio mieli rodzinny "fest" - gościli siostrą pani domu z męzem i dziećmi, rodziców.
Naszą córeczkę bezceremonialnie "zagarnęli" też - i - ku mojemu zdumieniu- prezent dla niej, jak dla innych dzieci, też był przygotowany...A gdy poszłam ją zawołać , no, bo nie chciałam, by za długo im "na głowie siedziała", no i czas był na nas też, by wracać do domu , zaczęli gorąco protestować , że nie , ze właśnie mieli nas wołać na " kubek kawy" i ciasto i "grilla" ...Niestety, było już zbyt późno, byśmy mogli z zaproszenia skorzystać, więc przeprosilismy serdecznie i stwierdziliśmy obustronnie, że "następnym razem"

.
Po co to opisuję- bo potem opowiadałam o tym znajomym, którzy pytają, jak tam nowy dom, jak sąsiedzi itp.
I- jedna koleżanka stwierdziła "Ojej, całkiem jak nie Duńczycy" .
A druga "Tak, oni właśnie tacy są. Jak my kupiliśmy dom i urodził się nasz synek, to też przyszli, z kwiatami, prezentami dla Małego" .
"Moja " Dania jest otwarta, przyjazna i uśmiecha się do mnie.
Nigdy nie miałam problemów w relacjach z Duńczykami.
Pamiętam początki mojego mieszkania tu, gdy z wózkiem zasuwałam z córką do dagpleje i babcie takie, o balkonikach, zagadywały nas serdecznie. A gdy tłumaczyłam, że dopabuse przyjechaliśmy i nie mówię jeszcze po duńsku, bez problemu przechodziły na angielski i konwersacja trwała.
W SKAT, Kommune - wszędzie spotykałam się z pomocnością urzędników , nawet wręcz wykraczającą poza ich obowiązki (pani w SKAT, która "sama z siebie", przy okazji, stwierdzila, że podwyższy nam fradrag, czy pani w Kommune, która "sama z siebie" zapisała mi dziecko do dagpleje,na listę oczekujących, mimo, iż dopabuse zaczynaliśmy załatwiać sprawy związane z pobytem tu i dziecko nie miało jeszcze ani CPR, ani nawet "rejestracji pobytu"- mrugnęła tylko do mnie i stwierdziła, że na te formalności trzeba trochę poczekac, a szkoda czasu, niech już dziecko będzie na liscie ).
A gdy córka poszła do przedszkola, to juz w ogóle "kontakty międzyludzkie" rozwinęły się do tego stopnia, że czasem "opędzić się trudno"

. Bo poprzez dzieci, które zaprasza sięnawzajem "na zabawy" , te kontakty nawiązuja się naturalnie. I, oczywiście, z jednymi rodzicami są bardzo luźne, z innymi bardzo przyjazne i ścisłe. Jak to w życiu

.
I, wybacz, Jolcze, ale to TY i TWOJE podejście jest problemem.
A, wiesz, dlaczego?
Wystarczyło JEDNO zdanie z Twojego postu : "
Na szczęście nie myli mnie ich uśmiech" .
Jeśli masz takie podejrzliwe i nieufne podejście , nie dziw się, że świat odpłaca Ci tym samym.
Ja biorę uśmiech urzędnika, sąsiada, kolegi z pracy czy wychowawczyni w przedszkolu za dobrą monetę i go
szczerze odwzajemniam. I, jak do tej pory, NIGDY się nie "przejechałam" .
Taki cytat z piosenki mi chodzi po głowie :
"Świat jest jak lusterko
Odbija to, co robisz
Uśmiecha się do Ciebie
Gdy uśmiechnięta chodzisz".
Z teściami, owszem, trafilaś pechowo- trudno- przestń to przeżywać i rozpamiętywać, bierz ich, jakimi są i pogódź się z tym. Wypracujcie sobie OBOJE z mężem jakiś "bezkolizyjny" sposób na kontakty z nimi i tyle.
Natomiast co do "reszty świata" - no, NIE WIERZĘ , po prostu nie wierzę,by WSZYSCY byli AŻ TAK okropni.
Córkę masz w wieku "bliskoprzedszkolnym" .
WYKORZYSTAJ TO.
Jako szansę na "nowy start", "nowe otwarcie ".
Prowadź "otwarty dom", zapraszaj dzieci, organizuj kinderbale - gdzie rodzice, jeśli będa mieli czas i ochotę (pamiętaj, że są zapracowani i czasem marzą tylko o odpoczynku w czterech scianach), TEŻ mogą przyjść i dostać kawę, ciasto i lampkę wina oraz talerz dobrych serów

.
U mnie to działało

A TEŻ mieszkam na wsi, "kaereste" mam Polaka i powinno, teoretycznie , być mi trudniej.
A jeszcze "z innej beczki", gdy ostatnio robiłam urodziny i postawiłam w tym roku na polskie menu, z BIGOSEM włącznie

, goście zajadali się , aż miło !

I bardzo chętnie próbowali każdej potrawy , a ja im opisywałam jej tradycje, przy jakich okazjach je jadamy itp. Stwierdzili, że polska kuchnia jest niesamowita- taka bogata i urozmaicona , i ma tyle możliwości.
A jeszcze co do dwujezyczności dziecka- w naszej Kommune bardzo poważnie do tego podchodzą i wszystkie dzieci objęte opieką "instytucjonalną" , od dagpleje czy żłobka począwszy, mają do dyspozycji panią pedagog , która z nimi pracuje.
I na początku wręcz ZABRONIŁA nam mówić do dziecka po dunks- nie tylko ze wzgledu na to, że słabo jeszcze mówiliśmy w tym języku.
Ale powiedziała cos mądrego- że my , jako obcokrajowcy, nie będziemy w stanie , na tym wczesnym etapie, przekazać dziecku "języka uczuć". Że tylko w swoim ojczystym języku możemy dziecku to dać - a to kluczowa rzecz w rozwoju tak małego dziecka. I generalnie ustalenie było takie : "Wy się zajmijcie rozwojem języka polskiego u dziecka, a o dunski się nie martwcie, juz my sobie z tym poradzimy".
Gdy w zeszłym roku, mając 4 lata, córka miała robiony test poziomu języka, okazało się, że jest na poziomie duńskich rówieśników. Może nie tych "topowych", ale wśród "sredniaków" spokojnie się mieściła.
Inna jeszcze rzecz, że dwujęzyczność rozwija mózg dziecka i ogólnie jego zdolnościintelektualne.
Więc mów do dziecka po polsku i nie przejmuj się opinia teściów, którzy, jak sądzę, nie są w tej sprawie autorytetami.
Ok, muszę lecieć:)