Jak to Zpatentem stwierdzil mialam (i wciaz coponiektore) jeszcze mam w dunskich instytucjach na roznym szczeblu.
Mysle, ze powinnas zaczac od rozmowy z pedagogiem i to nie ostrej, a normalnej ludzkiej. Co sie dzieje? Jak to sie dzieje? Czy to wciaz to samo dziecko, czy rozne dzieci? I co one jako personel robia, by sie sytuacje nie zdarzaly.
Tu sie w kontaktach zachowuje hierarchie, kazdy ma swoje zadania i taki sam stosunek maja szefowie do swoich podwladnych. Tu nie straszy sie dyrektorem. Dyrektor nie jest strasznym pozeraczem. Ominiecie pedagoga wytworzy jedynie niemila atmosfere.
DOpabuse jezeli pedagog Cie zignoruje, albo nie bedzie umial odpowiedziec na Twoje pytania, mozesz porozmawiac z dyrektorka. Porozmawiac, normalnie po ludzku, nie ostro. Tu nikt z nikim nie rozmawia ostro, a jezeli jedna strona zaczyna ostra rozmowe, to druga jej zwraca uwage i proponuje rozmowe w innym czasie.
Z dzieckiem nie masz prawa rozmawiac, a juz bron boze je straszyc. Jezeli rodzice to zglosza, to moze z tego wyniknac grubsza afera.
Z matka, a i owszem mozesz porozmawiac, choc dobrze bys wiedziala, ze badania spoleczne wykazaly iz 80% Dunczykow nie zyczy sobie ingerencji obcych w swoje metody wychowawcze, wiec prawdopodobnie zostaniesz "splawiona", a jedyne co uzyskasz to zla atmosfere wokolo.
Co do samej sytuacji, to moze warto by bylo bys zaakceptowala, ze dzieci sie bawia, a wypadki sie zdarzaja, wiec i sincow nie da sie uniknac. Moje dziecie wraca wiecznie z siniakami na kolanach i zazwyczaj w zaden sposob nie jest w stanie ich pochodzenia wytlumaczyc (czyli nikt jej nie pobil).
Zdarzylo jej sie prawie zlamac noge (skonczylo sie na skreceniu) na oczach pedagog, ktorej za to zupelnie nie winie.
Stala obok i widziala jak moje dziecie wspina sie na scianke, ale w momencie, kiedy moj dziec postanowil skoczyc z czubka na ziemie, pedagog mogla jedynie wydac okrzyk przerazenia. Moj dziec twierdzi, ze chcila po prostu sprobowac. No! Sprobowala i juz wie, ze z 2 metrow sie nie skacze. Takie sa prawa rozwoju i nauki przez doswiadczenie.
Mozemy probowac dziecko chronic, ale wszystkich wypadkow nie przewidzimy i nie zapobiegniemy im.
Co do swiadomoych atakow dzieci, to warto bys zaakaceptowala, ze dzieci w przedszkolu dopabuse ucza sie relacji spolecznych, jezyka, wyrazania emocji i czasem sie po prostu zdarza, ze jedno drugiemu cos zrobi. Nie sadze by to byl jakis mobbing.
I znow siegne do swojego doswiadczenia.
W przedszkolu byl chlopiec, ktory nie mowil jeszcze po dunsku, bodajze trzylatek. I z desperacji, czy braku innej mozliwosci przekazania mojej corce, ze stoi mu na drodze, po prostu ja pogryzl. Odebralam corke z przedszkola gruntownie pogryziona w ramie, przedramie plecy. Pedagog sama podeszla i mi o tym powiedziala. Dodala rowniez, ze nad tym pracuja.
Uwierz mi, ze jak zobaczylam te pogryzienia to szlag mnie trafil. I tez w pierwszym odruchu chcialam opieprzyc wszystkich swietych. Ale do rana mi przeszlo. Minal rok, chlopczyk mowi, moja corka chetnie sie z nim bawi. No i nigdy juz nie zostala pogryziona.
Mojej corce tez sie zdarzylo komus cos zrobic. Raz kopnela jakiegos rodzica, raz drapnela kolezanke (przez przypadek, ale jednak sznyta przez pol policzka).
Rodzice nie przylecieli mnie skalpowac w drodze samosadu. Ba! nigdy nawet sie nie dowiedzialam, ktory to rodzic (o kolezance corka sama powiedziala, zreszta widac bylo sznyte).
Pedagog tego samego dnia poinformowala mnie o tym co sie stalo. Rozmawiali z moja corka. Ja porozmawialam ze swoja.
W przypadku drapniecia, zostalam dodatkowo poproszona o przyciecie mlodej paznokci.
O ile pamietam, to i na poczatku przedszkola tez kogos ugryzla. I znow, zostalam poinformowana o tym co moje dziecko zrobilo. Co moge zrobic i co robia oni. Nigdy sie nie dowiedzialam, ktore to bylo dziecko. Tu unika sie pietnowania zarowno sprawcy jak i ofiary, by wlasnie unikac dlugotrwalych zali i konfliktow.
Mysle, jako matka trojga, co poniektorych juz doroslych dzieci, ze po prostu przesadzasz. Dzieci sie bawia, jedne sa w zabawie bardziej ekspresywne inne mniej.
Warto by bylo bys rowniez zaakceptowala fakt, ze zyjesz w kraju, w ktorym ludzi sie szanuje i nie opiernicza. Ani doroslych, ani dzieci. Wiec, to, ze na Twoich oczach "nie wytargano za uszy wstretnego bachora", nie oznacza, ze nic sie z tym nie robi.
Co do samego mobbingu, to obecnie wszystkie przedszkola sa objete programem antymobbingowym i personel jest szkolony. Nie chodzi o to, ze mobbing w przedszkolu byl, ale to by dzieci od przedszkola uczyc tolerancji. Jezeli zauwaza sie spore dysfunkcje w grupie, wowczas psycholog zajmuje sie grupa, ale znow nie jak w Polsce terapie, a po prostu dwa razy w miesiacu przychodzi psycholog na caly dzien, bawi sie z grupa, a na koniec pedagogdzy otrzymuja wskazowki do pracy z grupa (z grupa! nie pojedynczymi dziecmi).
Przedszkola bym nie zmieniala, bowiem metody wychowawcze sa podobne w calej Danii, wiec niczego innego nie zobaczysz. Zwlaszcza, ze wciaz patrzysz na dunskie przedszkole przez okulary polskiego "nie baw sie blotem bo sie pobrudzisz", "dzieci i ryby glosu nie maja", tudziez "nie pojdziemy na dwor, bo pada deszcz".
Pewnie zaraz znowu mi sie dostanie za to, ze ktos prosil o pomoc (przytakniecie?), a ja tu pouczam. Ale ja tak widze ta pomoc.
Zyjecie w innym kulturowo kraju, wiec warto przystosowac sie do innych modeli wychowawczych. Inne nie zawsze musi byc gorsze.
Osobiscie uwazam, ze "w tym szalenstwie" jest metoda.
Widze grupe mojej corki, juz szesciolatkow. Ida za miesiac do szkoly. Bawia sie zgodnie, wszyscy ze wszyskimi. Nigdy od mojego dziecka nie slyszlam, ze kogos nie lubi. Dzieci nie bawia sie w klikach, nie znam dziecka z grupy, u ktorego moja corka by nie byla w domu, albo dziecko nie bylo u nas. NIe ma dzieci lepszych czy gorszych. NIkt nikogo nie wyzywa.
Dzieci grzecznie czekaja na swoja kolejke, nie wyrywaja sobie zabawek, przegrana w grze, nie jest tragedia. Czekaja na swoja kolej, jak chca powiedziec, dziekuja za jedzenie, pytaja o pozwolenie w nieznanych sytuacjach itp.
Czegoz chciec wiecej od szesciolatkow? Okazuje sie jednak, ze takie wychowanie z pozoru bez wychowania przynosi rezultaty.
Warto to przemyslec.
Jestescie tutaj, warto"pojsc z pradem", bowiem niekonsekwencja wychowawacza, walka z przedszkolem i rodzicami po pierwsze odbije sie na dziecku, ktore z czasem zacznie maniupulowac sytuacja. Po drugie po prostu utrudni Wasza intergacje, jako obcokrajowcow, ale rozniez asymilacje dziecka ze srodowiskiem, albo jeszcze gorzej - wyalienuje Wasze dziecko w grupie rowniesniczej.
I nie mysl, ze ja tak gladko "oslo" przez to przedszkole przeszlam. Jedna z mojej corki pedagogow jest "upierdliwa". Wkurzala mnie na potege swoimi dobrymi radami, przekazywanymi mi jak "polidiotce". Balam sie, ze kiedys po prostu eksploduje, wiec zdecydowalam sie na rozmowe z dyrektorka, ale nie ostra rozmowe, a ludzka rozmowe, z naciskiem na to jak ja sie czuje, a nie "jaka glupia jest pedagog".
Generalnie nie widzialam ani by pedagog zostala wytargana za uszy, ani pedagog nie padla na kolana w przeprosinach. Ale jakos zelzalo. Z czasem sie przyzywczailismy, a z i z czasem okazalo sie, ze ona "tak po prostu ma" i do wszystkich tak sie odnosi. Teraz tylko czasami z innymi rodzicami sie posmiejemy z niej, jak dzieci nie slysza.
W calej tej sytuacji pragne jednak podkreslic to, ze "wkurzajaca pedgagog" jest super dobra dla dzieci. Dzieci ja uwielbiaja, sluchaja. Dba o dzieci i mysle, ze tak naprawde uczy ich madrych rzeczy. Z dystansu czasu widze, ze jej upierdliwosc bierze sie z tego, ze z nami doroslymi rozmawia w ten sam sposob co z dziecmi, ale coz sie dziwic, skoro zawod ten wykonuje od ponad 40 lat?
Podsumowujac, pragne Ci napisac, ze bylam bliska "zadymy" i mialam ochote "babie" "uszy poobrywac", albo "wygarnac", a po czasie stwierdzam, ze bylo to zupelnie niepotrzebne.
Czego i Tobie zycze!