To mniej wiecej odpowiednik polskiej szkoly spolecznej.
Czy lepsza czy gorsza to zalezy jaka szkola i od jakiej folkeskole.
Przeciez szkoly spoleczne i prywatne bywaja lepsze i gorsze, tak jak i te panstwowe.
Trudno tak w ciemno mowic co lepsze, co gorsze.
Jezeli masz jakas szkole upatrzona to po prostu ja odwiedz, poczytaj o niej, popytaj sasiadow moze znaja opinie zarowno o tej rejonowce jak i spolecznej...
Inna sprawa, ze rozni rodzice cenia sobie szkoly za rozne walory. Tak wiec nie zawsze nalezy sie sugerowac pojedynczymi opiniami.
Z mojego, polskiego co prawda doswiadczenia wynika, ze szkola prywatna ma swoje plusy i minusy.
Oczywiscie corka miala lepsza opieke i lepsza edukacje, ale uwazam, ze dorosla w szklarni.
Po pierwsze nie nabrala nawyku chodzenia na zajecia pozalekcyjne - wszystko bylo w szkole - jezyki, tance, karate, plywanie, nawet terapia dyslektyczna...
Po drugie, przywykla do malej klasy (w klasie zawsze bylo ich srednio siedmioro), wiec w duzej klasie w gimnazjum nie mogla sie odnalezc, dopchac do glosu - nauczyla sie, ze przeciez nauczyciel sam ja zapyta co mysli....
Po trzecie nie nabrala nawyku odrabiania lekcji w domu - lekcje przeciez odrabiali w szkole w swietlicy.
Po czwarte, nie nawykla do codziennej walki o przetrwanie, jaka odbywa sie na codzien w normalnej szkole...
Generalnie wogole byla duzo mniej samodzielna niz rowiesnicy, bowiem z racji odleglosci szkoly od domu, byla do niej codziennie zawozona i przywozona. Tak wiec, gdy trafila w koncu do gimnazjum w poblizu domu, dlugo narzekala, ze musi do niego dotrzec sama, mimo iz byly to tylko 2 przystanki autobusem, ktory odjezdzal spod domu.
Z "syndromu szkoly prywatnej" corka wyrosla praktycznie dopabuse niedawno, w pierwszej klasie dunskiego gimnazjum (odpowiednik polskiego liceum).
Powiem szczerze, ze jezeli ktos mnie pyta co lepsze, odpowiadam po prostu, ze nie wiem... Tak jak napisalam na poczatku plusow i minusow jest wiele, kazdy niestety musi swoja decyzje podjac samodzielnie.