Ogólne > Hydepark
integracja z Duńczykami, kultura, wartości
Jolcze:
Dziekuje za odpowiedz Jomir,
No cóż,
Teraz widzę juz wyraźnie,
że trafiłam absolutnie pechowo
i z rodziną i z miejscem zamieszkania.
Gdzie wy ludzie mieszkacie w tej Danii...??
Widzę, że moja wioska to kwintesencja Jantelov.
Nie ma nic wspólnego z tym, co tu opisujecie.
No nie ma tej sąsiedzkiej serdeczności, o której tu czytam
i przecieram oczy z niedowierzania.
Czyli jednak są normalni ludzie w tym kraju,
to gdzie ja wylądowałam... Matko Bosko...!
Mi na samym początku pobytu "uświadomiono"
gdzie jest moje miejsce, dokładnie wg prawa Jante.
I nie było żadnych kager, odwiedzin, czy coś w tym stylu.
Na mødregruppe (to miał być sposób na moją integrację)
wypytano mnie skąd jestem, kim jestem,
ale w tonie: Ty sobie nie myśl.
Najwidoczniej moje przybycie do Grindsted
zaburzyło jakiś spokój, czy co?
To jakby w USA w białej dzielnicy nagle wprowadził się murzyn
i na drugi dzień ceny nieruchomości spadły w dół.
Jedna z Dunek zapytała mnie
w dość niemiłym tonie o powód mojej przeprowadzki do Danii,
czy to było aż tak konieczne, skoro miałam w Polsce pracę
(czyt. po coś tu przyjechała?)
- I co, myślisz tu pracować w zawodzie..??
- A dlaczego mąż się do Polski nie przeprowadził?
- Pewnie stwierdził, że nie ma sensu...?
Pewnie, w końcu Polska to dziadownia,
i to miałam przynać,
że jedyny powodem, dla którego przyjechałam do Danii,
to ich duński socjal i vælfærdssamfund.
Przez pół roku łażenia na tę grupę
nie byłam w stanie wejść w żaden dialog.
A człowiek ma naturę taką,
że odrazu zaczyna siebie obwiniać o taki stan rzeczy.
Bo język, bo kultura, bo to, bo tamto.
Do dzisiaj mijam na ulicy te kobiety ze swoimi pociechami.
Jak ja nie powiem im "hej", to one mi też nie.
A mijamy sie na jednym chodniku!
Zresztą to ich "hej" jest tak pod nosem powiedziane,
że w ogóle nie słychać, żeby im może dać spokój.
Bo nie utrzymuja kontaktu wzrokowego,
nie ma mnie, tylko powietrze.
Po za tym to duńskie: du skal klare dig selv
tez jest uzywane wg duńskiego widzi mi się.
Duńczycy udają Kozaków,
ale z ich rozmów wnioskuję,
że oni bez tych wszystkich zapomóg finansowych,
dagpenge, SU, fradgrag, tilskud, feriepenge etc.
to by zginęli...
I wtedy niech im ktos powie: du skal klare dig selv.
Ok, bo chyba zmęczyłam temat,
zaczynam być w kołowrotku myśli.
Grindsted nie zmienię.
pozdrawiam
happybeti:
To żadna tajemnica ;)- mieszkam na najpiękniejszym, "najcieplejszym" ( ze względu na ludzi) i najbardziej urokliwym i "bajkowym" "zadupiu" Danii- na Fynie :). I bardzo to sobie cenię :), a "lokalną patriotką " stałam się taką, że ho, ho ;D 8)- Fyn najpiękniejszy jest i basta ! :P ;D
Jolcze:
Nie bede ukrywac, że zazdroszcze,
ale w sensie pozytywnym.
O Fyn wiele slyszalam,
raz widzialam - widoki piekne.
daniaa:
Jakie widoki? Na tej wysepce? Rok czasu tam kiedys przezylem. Bylo to jeszcze jak na Polaka patrzyli jak my na murzyna ;D
Krajobraz jak na kazdym polskim polu za wsia w obszarze nizinnym. ;)
Polowa bedzie pisac w jakim to raju sie znalazlas i mocno bronia tej swojej "nowej ziemi", reszcie to po prostu wisi, eseji sie nie spodziewaj, bo przeciez to nie warte.
Jomir:
Nie zrozum mnie zle, ale odnosze pewne wrazenie, ze chyba jestes nieco przewrazliwiona.
Nie moge sobie wyobrazic, ze w spoleczenstwie pelnym turbanow i burek, jedna Polka wzbudza sensacje w sklepie, no chyba, ze wyskoczylas do niego w bieliznie :)
Co do specyfiki polnocnej Jutlandii, czy samej Jutlandii, to nie sa zli ludzie, oni po prostu sa powiedzmy nieco inni.
Dunczyk z Zelandii powie "godt", z Jutlandii "ikke sa darlig" (nie mam dunskiej klawiatury tu w Anglii), ale obydwoje chwala. To nie oznacza, ze Jutlandczyk mysli, ze to bylo beznadziejne, czy przecietne. On mysli tak samo jak ten z Zelandii, jedynie wyraza to w inny sposob.
Nie wiem czemu odbierasz tych ludzi jako zlosliwych. To naturalne, ze pytaja, toc my ludzie jestemy ciekawscy z natury. Inna sprawa, ze to wlasnie przeciez byla forma konwerscji z Toba. No bo o cos by rozmawiac pytac musza.
Oczywiscie moglbyscie rozmawiac o sztuce Rembrandta, ale umowmy sie, ze zwykla towarzyska rozmowa miedzy ludzmi nie kreci sie jednak wokol tego.
Modregruppe... Ja bylam w jednej u poloznej, bylo nas piec. W ciazy spotykalysmy sie jedynie u poloznej, po ciazy na poczatku z maluchami w roznych domach, ale grupa przetrwala jedynie okres macierzynskiego. Pozniej rozpierzchnelysmy sie do pracy. Dwie dziewczyny, ktore mieszkaly blisko siebie, sa w kontakcie, ja z jedna, ktora byla blisko mnie tez. Trzecia, ktora do kazdej z dwojek miala okolo 7 km, nie spotyka sie z zadna z nas.
I znow, z dziewczyna, z ktora zostalam w kontakcie, spotykam sie moze raz na pol roku, na dziecieca zabawe. Spotkania planuje sie ze sporym wyprzedzeniem. Oprocz tego zapisalysmy dzieciaki na ta sama godzine na basen, wiec raz w tygodniu sie widzimy.
I teraz pojawia sie problem zamkniecia/niezamkniecia Dunczykow. Generalnie na ta sama godzine jest rowniez zapisany mojej corki kolega z dagpleje i dwie kolezanki z przedszkola. Czyli polowa grupy to znajmi. Dzieci sa szczesliwe, ze sie widza raz w tygodniu i my tez , no i wszyscy musimy sie nagadac. Dla "nowych" po prostu nie ma miejsca. Ale to nie dla tego, ze jestemy zamknieci, ale dlatego, ze sie chcemy nagadac.
Podobnie jest na tancach. Moja corka spotyka tam swoja przyjaciolke, ktora juz poszla do szkoly, a ja jej mame, z ktora musze sie nagadac przez 30 minut, wiec znow nie mam czasu na poznawanie nowych ludzi.
Moim zdaniem to nie spoleczenstwo, a tempo, w ktorym zyjemy.
Wszyscy pracujemy, ladujemy w domach o 17/17.30, nie ma czasu na kawki, kafejki, plotki. Moim zdaniem tak to juz jest jak sie ma dzieci. Ja mam dwoje juz doroslych dzieci, ktore wyfrunely z domu, wiec wiem, ze takie zycie tylko dla dziecka trwa krociutko. A na babskie ploty bede juz chodzic reszte zycia.
A teraz jeszcze krotko o drugiej modregruppe, tej z niemowlakami - ale za chwilke.
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej