Przeczytałam w wątku obok dotyczącym związku z Duńczykiem wypowiedź Klingona, który stwierdził, że, cytuję, "Duńczycy są bardziej psychicznie zrównoważeni, co jest produktem bezstresowego wychowania, i tego też oczekują od partnera/partnerki". Uderzyło mnie to zdanie, bo uświadomiłam sobie, że Klingon ubrał w słowa coś, co ja również zauważyłam, ale czego nie potrafiłam uchwycić.
Mieszkam z Duńczykiem w Danii, często mam kontakt z jego rodzicami i to, co mnie zawsze uderzało to jakiś... SPOKÓJ, jaki panuje w tej rodzinie. Oczywiście, zdarzają się niesnaski, nieporozumienia, ale wszystko jest załatwiane od razu, wyjaśniane i nie przekłada się na ogólnie dobre stosunki. Piszę o tym dlatego, że sama jestem osobą dosyć nerwową (walczę z tym), co wynika, jak mi się wydaje, z niskiego poczucia własnej wartości. I dopabuse niedawno uświadomiłam sobie, jak wielki wpływ miało na to moje wychowanie. Teraz, kiedy mieszkam daleko od rodziny, pewne rzeczy okazują się wyraźniejsze. Zawsze kiedy wracam do domu w Polsce, wracam do atmosfery pełnej skrywanego żalu, niezadowolenia z siebie, współmałżonka i dzieci, jakiś frustracji. Moi rodzice nie przepadają za sobą i uwielbiają wbijać sobie nawzajem szpileczki. Wiem, że kochają mnie i moje rodzeństwo, ale jednocześnie zawsze w ich stosunku do nas było dużo szarpaniny, niezadowolenia, zawiedzionych nadzieji, dążenia do perfekcjonizmu w różnych dziedzinach (czemu 4+ a nie 5, czemu wciąż masz syf w pokoju, czemu nie ubierzesz się inaczej, przestań jeść tę czekoladę, bo przytyjesz jeszcze bardziej, itd., wiecie o co chodzi). Podobne stosunki, przynajmniej na linii rodzice-córka, panują wśród moich koleżanek w polsce. Ogólnie, panuje jakaś wszechobecna frustracja i ciągłe niezadowolenie z dzieci.
I tak zaczęłam dodawać różne elementy układanki. Ten spokój panujący w sklepach i na ulicach, ten brak wrzasków u dzieci (tutaj siedzą sobie na podłodze w sklepie i nikt się nie przejmuje, że brudna, ale za to dzieci są pogodne, a nie wiecznie histeryzujące), jakiś brak napięcia, jaki wyczuwam w Polsce.
I zwracam się do was z pytaniem: czy wy też zauważyliście te różnice? Czy widzicie różnice w wychowaniu waszym i waszego duńskiego partnera/partnerki?
Bo często mówi się, że skandynawowie to ludzie zimni i więzi rodzinne są u nich lżejsze niż w Polsce, ale z drugiej strony zazdroszczę mojemu facetowi tego, że wychowany został właśnie na osobę o stabilnym poczuciu własnej wartości i zrównoważoną psychicznie.
Moja rodzina dziwi się, że ja, chociaż młodsza, skończyłam studia wcześniej niż on (ja studiowałam w Polsce, on tu) i twierdzą, że jemu przydałoby się trochę dyscypliny. A ja widzę, że on jest znacznie szczęśliwszy niż ja i bardziej zadowolony z życia. I wydaje mi się, że ogólnie lepsze warunki życia nie tłumaczą wszystkiego.
Czy wy również widzicie te różnice w wychowaniu?