Witam,
Chciałbym się dowiedzieć, czy ktoś z Forumowiczów miał podobny przypadek, czy należy to do normalności oraz czy mogę podjąć jakieś działania wobec Statsforvaltningen Hovedstaden.
Sprawa dotyczy mianowicie ubiegania się o dokumenty. W połowie września zacząłem się ubiegać o CPR, ale... i tu zaczynają się schody. Przy pierwszej wizycie było, że muszę mieć umowę od pracodawcy. O.K. Nie miałem tego więc wybrałem się do firmy z formularzem i osoba tam pracująca wypełniła dokument. Jednak zważywszy na to, że to vikar nie miałem jasno określone jaką stawkę mam mieć na godzinę - wiadomo, różne formy dla których się pracuje różnie płacą. Podobnie sytuacja wyglądała z godzinami. Od 0-37 h w tygodniu. Ciężko żeby vikar mógł zagwarantować tyle to, a tyle godzin w tygodniu (zwłaszcza jeszcze w czasach kryzysu). Pojechałem z tymi dokumentami do urzędu i właśnie taką informację usłyszałem, że nie ma zagwarantowanych godzin i stawki (jakby mieli problem z czytaniem, że to vikar). Urzędnik powiedział, że muszę przynieść kontrakt, gdzie to będzie konkretnie określone. Wpisał to w notatce na końcu mojego wniosku. O.K. Kolejna rundka do vikara. Dostałem umowę, na której pracownik vikar'a podał stawkę oraz godziny w jakich mam pracować. Przy czym były to widełki czasowe: "Arbejdstid: Aftenhold 15:10-23-15 Fredag 14:10-22:05 Virksomhedens pauser følges". Zatem biorąc o na tzw. "chłopski rozum" pn-cz 15:10-23:15 i pt 14:10-22:05. Zaniosłem to przy trzeciej wizycie do Statsforvaltningen Hovedstaden. Tym razem urzędniczka odebrała kontrakt ode mnie. Pytam czy wszystko O.K. Sprawdziła co było napisane i powiedziała, że wszystko w porządku, ale nie ma tego kolegi który się tą sprawą zajmuje, więc przekaże mu (wydało mi się to dziwne, bo wrzucić papier do teczki to chyba nie jest skomplikowane). Oczywiście jeszcze dodam, że za każdym razem słyszałem, że może to potrwać max 4-5 tygodni. Czekam tydzień, 2 i nic. Podjechałem żeby się dowiedzieć jak sprawy się mają. Usłyszałem, że jeszcze chwilę muszę poczekać. Znów po tygodniu podjechałem pytam co i jak, a inna urzędniczka mi mówi, że za tydzień dokumenty powinny przyjść pocztą (to już było w sumie 6 tyg. od złożenia wniosku). Zapytałem czy oby na pewno wszystkie dokumenty są poprawne. Powiedziała, tak oczywiście, proszę się nie martwić. Tydzień minął i nic, ale pojechałem jeszcze raz po upływie 2 tygodni. Pytam co się dzieje, dlaczego nie dostałem jeszcze dokumentów. Co się okazuje?? Urzędniczka mówi, że: "Arbejdstid: Aftenhold 15:10-23-15 Fredag 14:10-22:05 Virksomhedens pauser følges" nie określa ilości godzin - powiedziałem, że można to przecież policzyć. A ona, że muszę przynieść nowy kontrakt. W sumie 9 wizyt w urzędzie, 2 telefony (gdzie nikt nic nie wiedział) i 9 tyg. straconych. Nie mam w tym momencie ubezpieczenia, nie mogę założyć konta w banku, wybrać z posterunku policji criminal record czy wybrać się do lekarza. Powiedziałem to wszystko w urzędzie, ale nic nie robi to na nich wrażenia. To mój problem. Mój problem, że urzędnicy są niekompetentni i niedouczeni. Na pytanie kiedy mogę liczyć na otrzymanie dokumentów w przypadku gdy przyniosę jeszcze raz formularz, usłyszałem, że tak szybko jak się to tylko da, ale nie ma żadnego określenia w czasie. W związku z całą tą sytuacją mam bardzo utrudnione działania z znalezieniu lepszej pracy. Zastanawiam się czy coś takiego można puścić mimo uszu? Czy może dochodzić swoich praw? Nie chodzi mi o naciąganie państwa, czy o branie darmowej kasy, ale tylko o normalne życie i o normalne traktowanie czego w powyższym przykładzie nie odczułem...

P.S. Dodam, że nie miałem problemów z komunikacją w urzędzie, gdyż angielski znam bdb. Tak gwoli ścisłości.