Z kiosku Onetu 13.11.2008:
Tajemnica pomnika Marija Fadiejewa
Liczne badania wykazały, że ponad 60 procent energii pochłania ogrzewanie
Mieszkańcy "energooszczędnej wioski" pod Kopenhagą nie muszą rezygnować z wygód, by sprzeciwiać się globalnemu ociepleniu. Komfortowa sytuacja: i ciepło, i bez poczucia winy.
Podróżnik, który zawita do wioski Stenlose Süd pod Kopenhagą nie ma szans domyślić się, że trafił na teren największego energooszczędnego projektu mieszkalnego w Europie. Nikt nie kopie torfu, nikt nie żuje tofu, w oczy nie rzucają się nawet skrzydła elektrowni wiatrowych, chociaż Dania jest absolutnym rekordzistą w produkcji "wiatraków", zaspokajając aż 60 proc. zapotrzebowania światowego.
Baterie słoneczne nie rzucają się w oczy, domy kojarzą się z senną nadbałtycką prowincją, a jeśli niektóre z nich się wyróżniają, to za sprawą fantazji emerytów, którzy odnieśli sukces finansowy, albo wręcz przeciwnie – usiłują lekko chałupniczo związać koniec z końcem.
W Stenlose Süd zamieszkany już jest ponad dwieście domostw, do roku 2012 ma ich być 750. Zużycie energii w domku zamieszkanym przez jedną rodzinę wynosi przeciętnie 50 kWh, podczas, gdy wyśrubowana unijna norma, przyjęta przed dwoma laty, zaleca 66 kWh. I na tym nie koniec – dziś budowane są już domy, które do normalnego funkcjonowania potrzebują nie więcej niż 27 do 38 kWh, uzyskiwanym dzięki panelom baterii słonecznych o powierzchni ponad 3 metrów kwadratowych.
To władze pobliskiego miasteczka zdecydowały się kilkanaście lat temu na uruchomienie eksperymentu, wydzielając z należących do gminy gruntów 76 hektarów i parcelując go między firmy developerskie z wyraźnym zastrzeżeniem, że realizowane projekty mają być ekologiczne i energooszczędne; dodatkowym obostrzeniem był zakaz używania popularnego w tym czasie polichlorku winylu. Dziś krajobraz różnicuje się z roku na rok: trafiają tu emeryci, "zielone rodziny", a państwowy fundusz socjalny buduje kameralne, dwupiętrowe domy opieki społecznej.
W jednym ze zbudowanych według własnego projektu i własnym sumptem domów mieszka emeryt Flemig Tartissen; robimy z nim kilka kroków po podwórzu, docierając do niewielkiej rzeźby ogrodowej pod którą, jak się okazuje, znalazł się wlot do potężnego zbiornika na deszczówkę. – Po przefiltrowaniu woda trafia do rezerwuarów toaletowych, do pralki i do zmywarki – wylicza Tartissen, który przekonany jest, że osłabienie więzów z komunalnym zakładem zaopatrywania w wodę wyszło na zdrowie zarówno jego rodzinie, jak portfelowi. – Mieszkańcy ekologicznej wioski płacą przeciętnie dwukrotnie niższe opłaty komunalne, niż reszta z nas – wzdycha burmistrz Stenlose, mieszkający w solidnej wielkiej płycie z roku 1968. – Dwupokojowym ekologiczny domek wcale nie jest droższy od zwykłego: kosztuje te same 450 tys. euro – dodaje, najwyraźniej nadal rozważając myśl o przeprowadzce.
Większość budowniczych w Stenlose Süd nie sięgała zresztą po technologie, jakie znamy zwykle ze stron NASA: domy mają po prostu grubsze, solidne ściany, a od południowej strony – szerokie, wielkopłaszczyznowe okna, co pozwala należycie wykorzystać energię słoneczną do ogrzania pomieszczenia, przynajmniej w bezchmurne dni. Technologia i rozwiązania charakterystyczne dla "inteligentnych domów" zastosowano dopabuse na poziomie klimatyzacji. – W potocznym mniemaniu za zużycie większości energii w naszym domu odpowiedzialny jest sprzęt AGD. To nieprawda: liczne badania wykazały, że ponad 60 procent energii pochłania ogrzewanie – podkreśla Thomas Nordli, jeden z konsultantów giganta w dziedzinie produkcji materiałów ociepleniowych Rockwooll, skąd do Stenlose trafiła niejedna bela wełny mineralnej.
Kirsten Skou, sąsiadka Tartissena, zapewnia jednak, że mimo wielkich okien, tynków i paneli słonecznych życie w eko-domku niemal niczym nie różni się od przyzwoitej emerytalnej wilegiatury. – Trafiliśmy tu z mężem ze względu na mieszkające w pobliżu dzieci, a nie na ideologię – zapewnia Kirsten, której przyszło spotkać się z jednym tylko ograniczeniem: architekci sprzeciwili się obłożeniu domu szerokimi płycinami dębowymi i trzeba było zgodzić się na cegły w kolorze jasnej ochry.
– Kiedy pytamy mieszkańców energooszczędnych domów o ich doznania, o to, co najbardziej im się podoba, nie słyszymy zbyt wiele ani o oszczędnościach, ani o ochronie środowiska – podkreśla w rozmowie z gazetą Thomas Nordli. – Chwalą sobie przede wszystkim łagodny mikroklimat, naturalne, świeże powietrze. Nie za wilgotne, nie za suche: te domy oddychają.
I otwiera okno w swoim biurowcu.